Kadencja o nazwie „Reset”
Rozmowa z kandydatem na prezesa Polskiego Związku Kolarskiego Markiem Leśniewskim
- Problemy polskiego kolarstwa, które w ostatnich latach się nawarstwiły, spowodowały, że środowisko chciało zmiany zarządu. Mówiąc w skrócie, zimą tego roku okręgowe związki kolarskie niejako zobligowały mnie do doprowadzenia do Nadzwyczajnego Walnego Zjazdu Wyborczego celem zmiany kierownictwa naszej dyscypliny. Zgodnie ze statutem PZKol, do takiego postulatu potrzebna była co najmniej 1/3 członków zwyczajnych PZKol, a ponieważ mamy 16 wojewódzkich związków i 5 grup kolarskich zarejestrowanych w UCI, to potrzebne było co najmniej poparcie 8 z nich. Statutowy warunek został spełniony. Wysłałem więc list przewodni wraz z uchwałami do Polskiego Związku Kolarskiego. Niestety, nikt na to nie odpowiedział. Według statutu PZKol, zarząd ma do 3 miesięcy, by zwołać Nadzwyczajne Walne Zgromadzenie Delegatów celem rozpatrzenia spraw, dla których zostało powołane, ale ten termin minął i postulaty zostały zbagatelizowane. Wprawdzie zarząd podjął uchwałę, że w czerwcu 2024 odbędzie się Nadzwyczajny Walny Zjazd w celu dokooptowania członków do zarządu oraz dokonania zmian w statucie, i faktycznie zebranie miało miejsce, ale nie o to wnioskowali członkowie PZKol. Zresztą statut był łamany kilkukrotnie i szkoda, że związek, który ma na usługach etatowego prawnika, nie działa zgodnie z prawem.
Co się wydarzyło latem?
- Niewiele, bo wiadomo, że to okres ogórkowy, a w dodatku były igrzyska olimpijskie. One skupiły uwagę środowiska kolarskiego, podobnie jak później Tour de Pologne. W tym czasie pojawiło się też sporo tematów wywołanych przez naszych olimpijczyków i zawirowań wokół finansowania polskiego kolarstwa i reprezentacji na mistrzostwa Europy oraz świata, więc Polski Związek Kolarski postanowił ostatecznie zorganizować 12 października Walny Zjazd Sprawozdawczo-Wyborczy. Nadmienię jeszcze tylko, że według ustawy o sporcie każde stowarzyszenie kultury fizycznej musi co roku zorganizować walne zgromadzenie sprawozdawcze i przedstawić sprawozdanie z działalności oraz roczne sprawozdanie finansowe, po jego zbadaniu przez biegłego rewidenta. Tego drugiego oczywiście PZKol robić nie może, z powodu „zamkniętego konta” z uwagi na zaległości, ale sprawozdanie merytoryczne powinno być; i powinno być ono wysłane także do odpowiednich organów państwowych. Przez trzy lata jednak takich sprawozdań nie było i dopiero w czerwcu takie właśnie zebranie się odbyło, a jednym z jego efektów była uchwała o zmianie statutu i zapis, że jeżeli 12 października zostaną wybrane nowe władze, to rozpoczną działalność dopiero 1 listopada, bo stary zarząd pracował będzie do końca tego miesiąca. Powiem szczerze, że tego nie rozumiem, ale nie tylko tego.
Czy ma pan duże poparcie wśród delegatów?
- Po ogłoszeniu mojej kandydatury na prezesa PZKol odebrałem mnóstwo telefonów, czy idziemy dalej w tym kierunku, o którym mówiliśmy zimą podczas pisania uchwał o zwołaniu nadzwyczajnego zjazdu. W związku z tym, że mam doświadczenia zarówno sportowca, trenera kadry narodowej, członka zarządu, jak i dyrektora sportowego, mogę powiedzieć, że chcę reprezentować środowisko kolarskie, bo to moje środowisko. W nim się wychowałem, w nim dorastałem, ono mnie ukształtowało. Czuję to środowisko i mam w nim wielu przyjaciół, więc wiem, że mogę być pomocny w naprawianiu tego, co się w polskim kolarstwie zepsuło. Ja nazywam to „reset”. Może być twardy lub miękki Ten ma być całkowity, bo na każdej płaszczyźnie źle się dzieje i w niektórych przypadkach trzeba będzie dotrzeć naprawdę głęboko, żeby posprzątać bałagan. Polski Związek Kolarski jest w ciężkiej sytuacji i dlatego powinien być jeszcze bardziej transparentny.
Jaki pana zdaniem jest w tej chwili stan polskiego kolarstwa?
- Gdybyśmy zrobili porównanie z wyścigiem kolarskim, to peleton, czyli świat, daleko nam odjechał, a my „człapiemy” przed samochodem z napisem „koniec wyścigu”. Od nas, czyli od środowiska, zależy, czy my do tej „miotły” wsiądziemy i się poddamy, czy też będziemy walczyć o przywrócenie wielkości, wiarygodności i prestiżu polskiego kolarstwa. Jestem za tym, żeby walczyć. Jest oczywiście pewne ryzyko, bo może nie wyjść, ale samorozwiązanie się stowarzyszenia jest ostatecznością, której dzisiaj nie biorę pod uwagę.
Dlaczego - jako kandydata na prezesa - zgłosił pana Wielkopolski Związek Kolarski?
- Bo jest bardzo znaczącym członkiem naszej organizacji. Ma bardzo dobrze rozwiniętą strukturę, dzięki czemu w tym roku, mając pełne zaufanie Ministerstwa Sportu, był operatorem dwóch programów - finansowania szkolenia młodzieży oraz przygotowań do igrzysk olimpijskich. Gdy rozmawiałem wiosną z przedstawicielami większości związków wojewódzkich - nie ze wszystkimi, bo wybierałem te, które chciały zmian - to właśnie konsultowałem się z Lucjuszem Wasielewskim, prezesem z Kalisza. Znamy się bardzo długo także z Jackiem Kasprzakiem. Znam też wielu innych włodarzy wojewódzkich związków i ludzi, którym się jeszcze chce chcieć, ale właśnie ludzie z Wielkopolski zaproponowali mi jako pierwsi zgłoszenie mojej kandydatury na prezesa PZKol. Tak też zrobili, choć mieszkam w okręgu Kujawsko-Pomorskim i jestem delegatem właśnie z ramienia tego związku okręgowego.
Jaki ma pan plan na działalność w PZKol?
- Zacznę od tematu szkolenia młodzieży. Mamy trzy szkoły mistrzostwa sportowego, ale pierwszy raz w ich historii nie ruszyła w tym roku klasa naborowa w Żyrardowie, co nam stworzy wyrwę; jeden rocznik nam ucieknie. Mamy wspaniały Program Rozwoju Polskiego Kolarstwa oparty na szkółkach kolarskich, który jednak wymaga lekkich zmian. Problemy są przy organizacji wyścigów, bo przepisy prawa i obowiązki z nich wynikające nakładają na organizatorów zbyt dużą presję, mocno komplikując, a nawet zniechęcając, do organizacji wyścigów. Niezbędne jest więc spotkanie władz kolarskich, przedstawiciela Ministerstwa Sportu oraz policji, żeby to uregulować i wypracować zasady zabezpieczania wyścigów. Kolejny punkt dotyczy kadry trenerskiej i jej ciągłego doszkalania, pogłębiania i ugruntowania posiadanej już wiedzy. Ja swój dyplom zdobywałem przez prawie dwa lata, co drugi weekend jeżdżąc na sesje do Pruszkowa i na koniec pisałem pracę zaliczeniową. Tak zdobyłem tytuł trenera II klasy, tymczasem teraz można zrobić ten sam dokument zdalnie; jego jakość jest oczywiście inna. Owszem, przygotowanie i taktyka wyniesiona z lat ścigania u zawodników po zejściu z roweru pozostaje i procentuje, ale potrzebne są jeszcze podejście pedagogiczne, wiedza psychologiczna i to wymaga poprawy. Ponadto trener kadry musi być autorytetem z doświadczeniem i sukcesami w kategorii wiekowej, którą prowadzi. Nie wiem, jakimi kryteriami kieruje się komisja wybierająca trenera kadry, ale z zasady musi mieć doskonałe rozeznanie w środowisku, być bezstronna i kompetentna. Wielkim problemem jest też relacja z ministerstwem. Nie robi się pikiet w bramie ministerstwa, bo w ten sposób podcina się gałąź, na której się siedzi. Przecież to ministerstwo ma wiele programów finansujących sport, a wspiera tych, którzy chcą być wspierani i gwarantują rzetelne wydatkowanie pieniędzy, bo przecież są one publiczne. Ministerstwo opracowało kodeks dobrego zarządzania dla polskich związków sportowych i warto z niego skorzystać; PZKol tego nie robi. Chodzi m.in. o rozliczanie finansów, które musi być przejrzyste, by osoby zainteresowane miały wiedzę, gdzie i na co pieniądze były wydatkowane. A takiej przejrzystości brakuje. Brakuje też pozytywnego kontaktu ze środowiskiem, a propozycja debaty na temat przyszłości polskiego kolarstwa w piątkowe popołudnie, 18 godzin przed zjazdem, to jakieś nieporozumienie. Debata tak, ale z udziałem fachowców, ludzi, którym się chce, no i w odpowiednim czasie. Powinna być dobrze przygotowana i przeprowadzona, a nie na zasadzie „łapanki”. Tematów jest wiele, a dla niektórych są już nawet gotowe propozycje rozwiązania. Choćby płynące z sejmowej Komisji Kultury Fizycznej Sportu i Turystyki, a dotyczące nabycia toru w Pruszkowie do zasobów nieruchomości Skarbu Państwa. Są też pewne mechanizmy finansowe, jak na przykład restrukturyzacja zadłużenia, które nie zostały przedstawione środowisku kolarskiemu. Podsumowując - jest kawał roboty do zrobienia. To dlatego podkreślę raz jeszcze, że moją kadencję - jeżeli zostanę wybrany na stanowisko prezesa Polskiego Związku Kolarskiego - nazwę „Reset”.
Rozmawiał Jerzy Dusik