Jeszcze dużo biegania
Rozmowa z Natalią Bukowiecką, rekordzistką kraju i brązową medalistka igrzysk w Paryżu w biegu na 400 metrów
… (śmiech) - Niewiele upłynęło od ślubu, miesiąc z niewielkim okładem, ale chyba jeszcze nie zdążyłam się przyzwyczaić do nowego nazwiska. Powoli się oswajam. Jednak najważniejsze, by w przyszłym roku, gdy podczas zawodów sędzia wypowie moje nazwisko, odpowiednio zareagować. Gdybym usłyszała Bukowiecka i byłaby cisza, wówczas dałabym plamę (śmiech). Mam trochę czasu, by się oswajać z nazwiskiem po mężu i również przyzwyczaić kibiców do niego.
Czy popularność, jaką pani zdobyła, nie przeszkadzała podczas podróży poślubnej i urlopu?
- To miłe, gdy ktoś mnie rozpoznaje na ulicy i czasami nawet zagaduje. Wcale mi to nie przeszkadza. Natomiast w podróży poślubnej byliśmy w USA oraz na urlopie na Karaibach, więc rzadko można było spotkać rodaków. Najważniejsze, że podczas urlopu mogliśmy wypocząć po niezwykle wyczerpującym i pełnym emocji sezonie. Nabrać dystansu do tego, co się wydarzyło, a przecież było tego sporo w życiu zawodowym, jak i osobistym. Wróciliśmy zrelaksowani, wypoczęci i pełni wiary, że i w przyszłym sezonie wcale nie będzie gorzej.
Podczas gali „Złotych kolców”, gdy prezentowano pani dokonania, nie obyło się bez łez. Do tej pory targają panią emocje?
- Po raz pierwszy mogłam zobaczyć te biegi z pewnego dystansu czasowego, stąd też wzruszenie. Nie przypuszczałam, że ten sezon będzie aż tak szalony. Tak wiele się wydarzyło... Do tej pory nie mogę tego ogarnąć (śmiech). Złoto w mistrzostwach Europy, rekordy kraju, brąz w igrzyskach olimpijskich. Uważam, patrząc z dystansu, że wówczas nie doceniałam tego, co zrobiłam, bo działo to tak szybko jak kalejdoskopie. Ale wszystko ułożyło się wręcz idealnie. W Rzymie poprawiłam rekord kraju; nie wiedziałam, że będzie aż tak dobry. Potem w Londynie było jeszcze szybciej (20 lipca 48,90 - przyp. red.), więc podczas igrzysk wiedziałam, czego mogę się spodziewać. Nie zawiodłam się i to jest najważniejsze! Teraz nadchodzi czas na rekordy oraz medale Bukowieckiej! Mam nadzieję, że rekord kraju długo nie przetrwa i zostanie poprawiony w nadchodzącym sezonie.
Jest pani sportowcem spełnionym z medalami: olimpijskim, mistrzostw świata i Europy. Przed panią kolejny sezon. Czy już wyznaczyła pani sobie cele?
- Przede mną - taką mam nadzieję - kilka lat biegania i to mnie pobudza do działania. Już nie mogę się doczekać tego, co mnie już czeka w okresie przygotowawczym. Jeszcze nie rozmawiałam z trenerem Markiem Rożejem o konkretach, ale zapewne będą modyfikacje w porównaniu do poprzedniego okresu treningowego oraz startowgo. Na pewno będę chciała biegać w hali, bo to dla mnie miły przerywnik w żmudnym treningu. A potem przygotowania do startów letnich, które kończą się wrześniowymi mistrzostwami świata w Tokio. A przecież po drodze są prestiżowe mityngi Diamentowej Ligi. Cele są zawsze takie same, czyli biegać jak najszybciej i stawać na podium najważniejszych imprez. Mam jeszcze wiele do zrobienia i na pewno nie będę narzekała na nudę. Wokół mnie cały czas dzieje się coś pozytywnego i niech tak zostanie.
W przyszłym roku nowy cykl mityngów lekkoatletycznych Grand Slam Track organizowanych przez Michaela Johnsona z ogromną pulą nagród. Czy zamierza pani w nich startować?
- Pomysł jest na pewno ciekawy, bo przede wszystkim chodzi rozpropagowanie lekkiej atletyki. Oczywiście, największym magnesem są wysokie nagrody, które pewnie przyciągną największe gwiazdy. Mityngi będą usytuowane w różnych miejscach, ale głównie w USA. Co będzie się wiązać z wieloma uciążliwymi podróżami, a my przecież mamy sporo innych obowiązków. Propozycję jakąś usłyszałam, ale nic nie zadeklarowałam. Na razie, jak już wspomniałam, jestem przed spotkaniem z trenerem, by ustalić strategię na kolejny sezon. Ustalimy plany, priorytety i wówczas będziemy podejmowali decyzje. Na razid nie mogę powiedzieć, czy będę startowała w mityngach Micheala Johnsona.
W tym roku priorytetem były starty indywidualne, które kolidowały ze sztafetowymi. Czy w nadchodzącym sezonie będzie pani od nich stroniła?
- Przede wszystkim marzę, by programy najważniejszych imprez były tak ułożone, by mieć czas na starty indywidualne i sztafetowe. Te ostatnie przecież mnie ukształtowały jako zawodniczkę (złoto w mikście i srebro pań 4x400 na igrzyskach w Tokio - przyp. red.). Dlaczego miałabym od nich stronić? Chciałabym biegać, ale wszystko zależy od terminów. A ponadto skład tej ekipy się zmienia, bo część moich koleżanek zdecydowała się na zakończenie swoich karier. Mieliśmy sukcesy, ale to już za nami. Teraz przed nami, zawodniczkami, i trenerami czas pracy, a jednocześnie cierpliwości. Teraz do sztafety wchodzą młode zawodniczki, które muszą nabrać doświadczenia. Jestem przekonana, że potrafimy odbudować sztafetę na poziomie finałów najważniejszych imprez. Na pewno nie będę stroniła od tych biegów. Oby tylko nie było kolizji terminowych.
Rozmawiał i notował
Włodzimierz Sowiński