Jesus Imaz być może strzelił dla Jagiellonii najważniejszego gola, nie tylko w tym sezonie... Fot. Mateusz Sobczak/PressFocus

Jesus zbawił Jagę

Po fenomenalnym golu Michaela Ameyawa mistrzostwo zaczęło się wymykać Jagiellonii z rąk.

 

Jeśli ktoś myślał, że Piast u siebie nie będzie przeszkadzał gościom z Białegostoku w drodze do tytułu, ten mocno się mylił. Zespół trenera Aleksandara Vukovicia od kilku spotkań prezentuje naprawdę dobrą formę, a ostatnie wygrane i zapewnione utrzymanie sprawiły, że gospodarze mogli po prostu cieszyć się grą. Poza tym atmosfera sobotniego spotkania aż prosiła się o dobre widowisko. Prawie dwa tysiące kibiców przyjechało pociągiem specjalnym z Białegostoku do Gliwic, by wspierać swoją drużynę. Fani gospodarzy też licznie się stawili, dzięki czemu zanotowano rekord tego sezonu przy Okrzei.


Pożegnali trio

Drużyna Piasta chciała godnie się pożegnać z fanami, bo ostatnie spotkanie gliwiczanie zagrają na wyjeździe z Puszczą. Zanim zabrzmiał pierwszy gwizdek, władze klubu oficjalne podziękowały trzem odchodzącym piłkarzom: Kamilowi Wilczkowi, Tomowi Hateley’owi i Jakubowi Holubkowi. Potem od początku meczu nie było jednak miejsca na sentymenty. Gospodarze grali bardzo uważnie, odpowiedzialnie i nie odstępowali rywalom na krok. W efekcie tego Jagiellonia nie potrafiła realnie zagrozić bramce Frantiszka Placha. Sporo „wiatru” robił Dominik Marczuk, ale defensorzy gospodarzy byli czujni.


Strzał stadiony świata

Ciekawiej zrobiło się w drugiej połowie meczu. Jagiellonia zaczęła lepiej, przejęła na kontrolę nad boiskowymi wydarzeniami, ale z czasem do głosu doszedł Piast. Kilka rzutów rożnych nie przyniosło efektu, ale po kolejnym do piłki wybitej przed defensorów „Jagi” dopadł Michael Ameyaw, który bez zastanowienia huknął zza pola karnego.  Nie tylko bramkarz Zlatan Alomerović był w szoku, że padł tak fenomenalny gol, ale nawet kibice. – Trafił w samo okienko, piłka chyba jeszcze wisi w siatce. Wiedziałem jednak, że wciąż nas stać na gola i jest na niego czas. Próbowałem mobilizować chłopaków – mówił nam po spotkaniu golkiper Jagiellonii.


Pobudka w ostatniej chwili

Białostoczanie najpierw wyglądali na zdumionych straconym golem i oddalającym się mistrzostwem, ale tuż przed końcem meczu jednak się otrząsnęli i wreszcie zagrozili bramce Piasta. Najpierw fatalnie spudłował Kristoffer Hansen, ale Jesus Imaz, jak na najważniejszego zawodnika swojej drużyny przystało, umieścił piłkę w bramce. Piłkarze Jagiellonii i kibice oszaleli ze szczęścia. Remis oznaczał bowiem utrzymanie pozycji lidera, dzięki czemu Jagiellonia ma wszystkie atuty po swojej stronie przed ostatnią kolejką tego sezonu. 

- W piłce wszystko jest możliwe. Przed naszym meczem, w hotelu oglądałem Bundesligę i Union Berlin w doliczonym czasie nie wykorzystał rzutu karnego, a potem jednak strzelił decydującego gola. Chcemy się zapisać w historii tego klubu i zrobimy wszystko, aby tak się stało po ostatnim meczu – dodał Zlatan Alomerović.

(KRIS)

  


GŁOS TRENERÓW

Aleksandar VUKOVIĆ: - Trudno mówić o niesprawiedliwym wyniku, aczkolwiek to my prowadziliśmy i pojawiła się nadzieja, że możemy ten mecz wygrać. Trzeba jednak oddać, że klasa rywala była taka, że potrafił on przeprowadzić tę akcję, która dała mu bardzo ważny, a może i decydujący punkt w walce o mistrzostwo. To, co mnie cieszy, to postawa w nieoczywistej sytuacji. Będąc w naszym położeniu, drużyny nie zawsze potrafią tak ambitnie i tak sportowo podejść do rywalizacji, a my to zrobiliśmy.

Adrian SIEMIENIEC: - Piast był silny zarówno pod kątem organizacji gry, ale też mentalności. Drużyna dobrze funkcjonowała również jako jednostki w pojedynkach. My to czuliśmy jako sztab. Myślę, że to nie stawka meczu nam przeszkadzała. Na tym etapie najważniejsze są jednak punkty i na to musimy położyć największą uwagę. Na pewno finalnie, biorąc pod uwagę cały scenariusz spotkania, możemy być zadowoleni z punktu.