36-letni Mateusz Kamiński to ważna postać Odry zarówno na boisku, jak i poza nim. Mateusz Sobczak/Press Focus


Jesteśmy zadowoleni

Rozmowa z Mateuszem Kamińskim, kapitanem Odry


Z jakim uczuciem zakończył pan miniony sezon?

- Można powiedzieć, że mam mieszane uczucia. Na pewno wszyscy jesteśmy zadowoleni, bo myślę, że przed jego rozpoczęciem nikt się nie spodziewał, że jesteśmy w stanie zająć 6. miejsce i grać w barażach. Natomiast po porażce w Gdyni pozostał lekki niedosyt. Prowadziliśmy z Arką i niestety nie udało się przedłużyć marzeń. Myślę, że jest to dla nas dobra lekcja na przyszłość.


Czy po rundzie jesiennej i serii 9 spotkań bez porażki mówiliście w szatni o tym, że możecie namieszać?

- Słychać było takie głosy, ale mimo wszystko mam wrażenie, że i tak fachowcy nie do końca traktowali nas jako poważnego kandydata do strefy barażowej. My jednak do końca wierzyliśmy, że jesteśmy w stanie zająć miejsce w szóstce. Nawet gdy z niej wypadliśmy, walczyliśmy uparcie i opłaciło się. A przypomnę, że po bramce straconej w ostatnich sekundach z Polonią w Warszawie, przed ostatnią kolejką, byliśmy „pod kreską”, bo remis 1:1 sprawił, że nie wszystko na finiszu zależało od nas. Wewnętrznie byliśmy jednak przekonani, że jeżeli wygramy ze Zniczem, to piłkarska matematyka będzie naszym sprzymierzeńcem. I tak się stało. Nasze zwycięstwo 2:0 i układ wyników rywali były dla nas szczęśliwe.


Czego zabrakło do pełni szczęścia, czyli awansu do ekstraklasy?

- I liga jest tak wyrównana, a za nami znalazły się takie kluby, że zastanawiam się, czy akurat my na takie pytanie powinniśmy odpowiadać. Przed rundą rewanżową nikt nie postawiłby na bezpośredni awans GKS-u Katowice, a dzisiaj Rafał Górak jest bohaterem wiosny. Natomiast Arka jest na drugim biegunie, bo wypuściła z rąk ekstraklasę, którą już praktycznie miała w garści. Dlatego my jesteśmy zadowoleni z tego, co udało się nam osiągnąć i miejmy nadzieję, że przyszły sezon będzie jeszcze lepszy.


Czy kartki i kontuzje okazały się waszym największym przeciwnikiem?

- Dużo zespołów w rundzie wiosennej borykało się z tym problemem. My też, ale mieliśmy na tyle „długą” ławkę, że następny zawodnik wskakiwał i próbował zastąpić piłkarza z pierwszej jedenastki. Nie powiedziałbym, że to była nasza zmora. Z tym się trzeba liczyć i daliśmy sobie radę. Gdy Din Sula doznał kontuzji, to osamotniony Jean Franco Sarmiento udźwignął ciężar, strzelając po 2 gole Chrobremu i Wiśle Płock. Teoretycznie byliśmy łatwi do rozszyfrowania, ale mimo to i tak zaskoczyliśmy rywali, bo w 3 ostatnich meczach zdobyliśmy 7 punktów. Wróciliśmy do gry, wygrywając 3:0 z Wisłą Płock w meczu, w którym zmieniliśmy ustawienie. Walczyliśmy do końca i tylko tego barażu żal, bo za wysoko przegraliśmy.


Które z wiosennych spotkań wspomina pan najmilej?

- Zwycięstwo w Katowicach na pewno było dla mnie i dla drużyny wyjątkowe. Przez wiele lat byłem zawodnikiem GieKSy, więc tym bardziej cieszyłem się ze zwycięstwa z tym rywalem, który był na fali, a my znaleźliśmy się wtedy w dołku. Zagraliśmy jednak bardzo dobre spotkanie i zatrzymaliśmy na chwilę katowiczan na drodze do awansu, którego serdecznie im gratuluję i cieszę się, bo cały czas mam w sercu ten „żółto-zielono-czarny” szlaczek. Cieszyła mnie też końcówka rozgrywek, bo na 3 kolejki przed końcem już nikt w nas nie wierzył, ale załapaliśmy się do walki o ekstraklasę. Po meczu ze Zniczem była więc euforia, bo w 90 minucie, widząc i słysząc reakcje z trybun, domyśliliśmy się, że wyniki poukładały się po naszej myśli. Ostatni gwizdek z tego meczu oraz pomeczowa radość też na pewno na długo pozostaną w mojej pamięci.


Jak przyjęliście informację, że Adam Nocoń nie będzie już trenerem Odry w następnym sezonie?

- Dla każdego było to zaskoczenie, bo zrobiliśmy bardzo dobry wynik i cały czas byliśmy w grze o awans, więc każdy, kto kibicuje Odrze, mógł być zadowolony. Jadąc do Gdyni już o tym wiedzieliśmy, ale mówiąc szczerze - nie zastanawialiśmy się nad tym, bo dopóki nie było oficjalnego komunikatu, to nie było nad czym dyskutować. Jechaliśmy na mecz z Arką, żeby wygrać i nie zaprzątaliśmy sobie głowy tym, co będzie w nowym sezonie. A teraz mogę tylko dodać, że taką decyzję podjął zarząd i my ją zaakceptowaliśmy. Pożegnaliśmy się z trenerem Noconiem i czekamy na nowe rozdanie z trenerem Sobolewskim, z którym spotkamy się 16 czerwca i rozpoczniemy nowy rozdział.

Rozmawiał Jerzy Dusik