Jesteśmy na progu rewolucji
Rozmowa z Januszem Białkiem, trenerem wielu klubów oraz byłym selekcjonerem reprezentacji Polski U-19 i U-20
– Nie będę ukrywał, że jestem trochę skonfundowany. Nie, żebym miał coś przeciwko Bartoszowi Kapustce, ale z tego względu, że my ciągle czegoś szukamy, zamiast zgrywać zespół. W Lidze Narodów sprawdzamy zawodników, a potem na imprezach najwyższej rangi wystawiamy zupełnie inny skład. Chwalimy Michała Probierza za odwagę, koncepcję i pomysły, oby tylko potem stawiał na tych piłkarzy. Moim zdaniem trzeba sobie zadać pytanie, czy przypadkiem nie za szeroko dokonujemy tej selekcji?
Moim zdaniem na kredyt został powołany Jakub Moder. Według pana jest to trafna decyzja selekcjonera?
– W tej kwestii nie będę się mądrzył, bo to selekcjoner ma najlepsze rozeznanie. Zasięga opinii nie tylko skautów, ale również innych trenerów, prowadzących zespoły ligowe nie wyłączając. Fakt, niektórzy nasi reprezentanci mają problemy zdrowotne, czy sportowe, mam na myśli liczbę minut spędzanych na boisku, ale na przykład Modera bym nie skreślał. Michał Probierz ma u mnie duży kredyt zaufania, więc poczekam na efekty jego wyborów personalnych.
Po raz pierwszy „wezwani pod broń” zostali 20-letni Maximillian Oyedele z Legii Warszawa, starszy o cztery lata i występujący w Rakowie Częstochowa Michael Ameyaw oraz jego rówieśnik, grający w Jagiellonii Białystok Mateusz Skrzypczak, który jednak nie wystąpi z powodu kontuzji. To sygnał, że w najbliższym czasie Michał Probierz szykuje w drużynie narodowej zmianę warty, czy też te nominacje należy potraktować jako poligon doświadczalny?
– Powtórzę raz jeszcze – to selekcjoner ma wizję reprezentacji, lecz wszyscy musimy spojrzeć w metryki naszych piłkarzy. Wiem, że to nieładnie, ale czas płynie nieubłaganie, dlatego trzeba szukać nowych twarzy. Cały czas jesteśmy na progu rewolucji kadrowej i nic tego nie zmieni.
Zabrakło w kadrze na mecze z Portugalią i Chorwacją grającego w MLS w Los Angeles Mateusza Bogusza. Spodziewał się pan takiego obrotu sprawy?
– Tak. Bogusz zawiódł w poprzednich meczach reprezentacji, okazało się, że to dla niego po prostu za wysokie progi. Reprezentacja Polski musi składać się z samych najlepszych piłkarzy, ci powinni wnieść do niej nie tylko PESEL, ale również inteligencję, a przede wszystkim umiejętności. U piłkarza Los Angeles tego zabrakło.
Za to wrócił do łask Nicola Zalewski, który ostatnimi czasy miał kłopoty w swoim klubie, AS Roma. Był poza kadrą w spotkaniach z Genoą, Udinese i Venezią i zagrał dopiero w ostatniej kolejce, z Monzą. Rezygnacja z jego usług mimo wszystko byłaby chyba błędem.
– Cokolwiek o nim powiedzieć, Zalewski był naszym najlepszym zawodnikiem w poprzednich meczach ze Szkocją i Chorwacją. Jeżeli ktokolwiek zasługuje na uznanie oraz pomoc ze strony selekcjonera, to właśnie on. Po prostu sobie na to zasłużył.
W szerokiej kadrze na najbliższe mecze znalazło się tylko trzech napastników – Robert Lewandowski z Barcelony, Krzysztof Piątek z tureckiego Basaksehir FK oraz Karol Świderski, grający w MLS, w zespole Charlotte FC. To znak, że przeciwko Portugalii i Chorwacji nie zagramy ofensywnie, tylko będziemy schowani za podwójną gardą i czyhali na kontrataki?
– Jak pan wie, jestem zwolennikiem gry ofensywnej i dlatego z utęsknieniem czekam na moment, mecz, kiedy wyjdziemy na boisko z dwoma nominalnymi napastnikami. Mam nadzieję, że obaj dożyjemy takiego czasu... Należy szanować każdego przeciwnika, tylko dlaczego zawsze wychodzimy „pod przeciwnika”? Dlaczego, do diabła, to przeciwnik nie może dostosowywać się do naszego sposobu grania, dlaczego nie możemy narzucić mu swoich warunków? Fakt, że Michał Probierz powołał tylko trzech napastników, wcale nie przesądza, że nie zagramy dwójką z przodu.
Jak się panu wydaje, na którego bramkarza postawi Michał Probierz w sobotnim meczu przeciwko Portugalii?
– Nie będę oryginalny. Na pewno między słupkami stanie ktoś z dwójki Łukasz Skorupski – Marcin Bułka. Dla Bartka Mrozka rezerwuję miejsce na ławce rezerwowych.
Niemal wszyscy kibice ekscytują się bezpośrednią konfrontacją Roberta Lewandowskiego z Cristiano Ronaldo. Pana też ten pojedynek rajcuje, czy raczej jest sprawą drugorzędną? Ja uważam, że znacznie ważniejszy będzie wynik sobotniego spotkania niż to, który z tych znakomitych snajperów strzeli więcej goli.
– Mecze w reprezentacji to dla każdego piłkarza zaszczyt, honor, rankingi, awanse i spadki. Nie ma już meczów o przysłowiową pietruszkę. Dlatego podzielam pański pogląd, że najważniejszy będzie wynik spotkania, indywidualne dokonania zawodników schodzą na drugi plan.
Jeszcze nigdy w rozgrywkach Ligi Narodów nie wygraliśmy z zespołem wyżej notowanym. W 13 takich potyczkach ponieśliśmy 9 porażek i tylko czterokrotnie zremisowaliśmy. Przypadek?
– Skąd wynika taka niemoc w meczach z tuzami europejskiego futbolu? Z tego, że za bardzo skupiamy się na zaliczeniu meczu i nic ponadto. Poza tym przegrywaliśmy przez niepotrzebne zmiany. Przy korzystnym wyniku zmiennicy nie poprawili naszej gry, przeciwnie, mieli wpływ na negatywne rzeczy. Mówiąc wprost, ułatwiali zadanie przeciwnikowi. Dlatego skupmy się na tym, co najważniejsze, czyli wyniku. Bo przez ten pryzmat oceniamy występ reprezentacji, a nie dorabiajmy na siłę teorii, że graliśmy ładnie dla oka, interesująco i tym podobne. I co z tego, skoro przegramy?
Jak pańskim zdaniem powinni zagrać Biało-czerwoni, by rozstrzygnąć mecz z liderem naszej grupy na swoją korzyść? Jaki typuje pan wynik sobotniego spotkania?
– Czekam na otwarty mecz, z bramkami. Wynik? Typuję remis 1:1, ale chciałbym się pomylić i świętować wygraną naszej reprezentacji.
Rozmawiał Bogdan Nather