Ilja Szkurin dość niespodziewanie stał się najlepszym strzelcem Stali Mielec. Fot. Mateusz Sobczak/PressFocus


Jest następca Hamulicia

Stal ma świetnego snajpera, ale fatalnie radzi sobie w obronie.


Gdy 20 marca Kamil Kiereś obejmował Stal Mielec, jego zadaniem było utrzymanie się w ekstraklasie. Udało się tego dokonać i ostatecznie mielczanie zajęli 11. pozycję, dokładnie taką samą, jak po zakończeniu zmagań jesienią 2023 roku. Kiereś utrzymał więc swoją posadę i do teraz pozostaje na stanowisku. To jednak wcale nie było takie oczywiste. Wydawało się, że po listopadowej porażce 0:4 w Białymstoku dni szkoleniowca mogą być policzone. Wszystko przez to, że dzień po spotkaniu na budynku klubowym w Mielcu wywieszono transparent z napisem „KIEREŚ WON!”. Mimo wszystko władze Stali pozostały nieugięte i być może nie wyszły na tym najgorzej.


Popisowe mecze

Siła zespołu została zaprezentowana pod koniec listopada, gdy mielczanie wygrali z Pogonią Szczecin, kiedy przy wyniku 1:2 do pierwszej połowy udało im się odwrócić losy meczu i zwyciężyć. Pamiętać należy także o październikowym, spektakularnym zwycięstwie nad Legią Warszawa przy Łazienkowskiej 3:1. Co łączy oba te spotkania? Postać Ilji Szkurina. Białoruski napastnik był najjaśniejszą postacią Stali jesienią. Jest to o tyle ciekawe, że wcześniej został odrzucony przez Raków Częstochowa, gdzie w praktyce nawet nie dostał odpowiedniej szansy do pokazania się. W Stali gra pierwsze skrzypce, a wspomniane dwa mecze tylko to potwierdziły. W starciu z Pogonią Szkurin zdobył hat-tricka, a w Warszawie strzelił gola i asystował przy dwóch pozostałych trafieniach. Bez niego trudno wyobrazić sobie, gdzie zespół z województwa podkarpackiego znajdowałby się w tym momencie. Co ważniejsze, wstępnie ogłoszono, że Szkurin pozostanie w Mielcu do końca sezonu i nie zostanie sprzedany zimą, jak to było rok temu w przypadku bramkostrzelnego Saida Hamulicia.


Bieda aż piszczy

Mimo tego ogólny obraz gry Stali nie jest fantastyczny, co tylko potwierdza jej aktualna pozycja w tabeli. Spore wątpliwości budzi przede wszystkim gra obronna. Dwaj sprowadzeni latem defensorzy, Bert Esselink oraz Marco Ehmann, zdecydowanie nie pasują do realiów ekstraklasowych. Spośród całego bloku obronnego chyba tylko pozycja Mateusza Matrasa oraz łączącego obowiązki ofensywne i defensywne Krystiana Getingera jest w miarę ustabilizowana. Cała reszta obrońców nadaje się do wymiany. Jeśli Kamil Kiereś w ostateczności musi sięgać po 40-letniego (od 29 grudnia) Leandro, to jest to dowód na to, że bieda w szeregach obronnych aż piszczy.

Biorąc pod uwagę słabość beniaminków z Łodzi i Chorzowa, Stal z jednej strony nie będzie musiała martwić się o utrzymanie. Jednak strefa spadkowa wcale nie jest bardzo od niej oddalona, bo 16. Korona traci do mieleckiej drużyny tylko 4 punkty. – Mamy wyliczone, że potrzeba nam 44 punktów, żeby zostać w ekstraklasie. Cały klub miał taki cel, aby mieć teraz 21 punktów i to się udało, ale absolutnie mamy wielki ból, ponieważ tych punktów powinniśmy mieć co najmniej 6 więcej i mieć dużo spokojniejszą zimę – stwierdził w niedawnym wywiadzie z portalem „hej.mielec.pl” prezes Stali Jacek Klimek. Zespół będzie miał o tyle ułatwione zadanie, że już nie musi przejmować się Pucharem Polski, z którego odpadł na początku grudnia.

Kacper Janoszka