Sport

Jerzy Dudek i przyjaciele zrobili dobrą robotę

Były reprezentacyjny bramkarz od lat pasjonuje się golfem. Niedawno zorganizował kolejną edycję swojego turnieju charytatywnego, gdzie zebrano niewyobrażalną górę pieniędzy. Moment później był kapitanem polskiej drużyny na mistrzostwach Europy seniorów.

Polska drużyna w Austrii. Fot. archiwum Jerzego Dudka

Reprezentacja w składzie kapitan Jerzy Dudek, Mariusz Czerkawski, Lech Sokołowski, Bogdan Bigus, Robert Kamiński i Mariusz Konieczny, wspomagana organizacyjnie przez Janusza Sikorę, zajęła szesnaste miejsce na polu Diamond Country Club w Austrii w drużynowych mistrzostwach Europy seniorów. Po pierwszej rundzie stroke play Polacy zajmowali świetne dwunaste miejsce. Drugiego dnia utrzymali się w szesnastce, osiągając tym samym cel – miejsce w europejskiej elicie. W pierwszym meczu polska ekipa zmierzyła się z potężną Szkocją, przegrywając 1:4. W kolejnych dniach nasi zawodnicy ulegli Holendrom 1.5-3.5 oraz gospodarzom 1:4.

Tuż przed wyjazdem do Austrii Jurek pełnił również honory kapitana w swoim klubie Kraków Valley w Paczółtowicach, gdzie po raz szósty zorganizował swój kultowy turniej charytatywny Warta Jerzy Dudek i Przyjaciele. Tradycyjnie w niezliczonych licytacjach udało się zebrać niesamowite pieniądze, które zasiliły stowarzyszenie UNICORN. Właśnie o tych dwóch wydarzeniach opowiada kapitan w podwójnej roli w rozmowie z naszą redakcją, która zresztą zajrzała pod koniec sierpnia na podkrakowskie pole, kibicując zawodnikom podczas turnieju.

Gratuluję szesnastki w drużynowych mistrzostwach Europy seniorów. To chyba pierwszy taki sukces. Po pierwszej rundzie wzbudziliście sensację, zajmując dwunaste miejsce. Po drugiej też było wspaniale - utrzymaliście się w TOP 16.

Tak, szesnaste miejsce to dla nas duży sukces - pierwszy taki w historii na zagranicznych polach golfowych. Raz udało się to w 2014 roku na Sierze, kiedy nasi seniorzy, grając u siebie, również obronili, można powiedzieć, golfową ekstraklasę. Później już ten sukces nie został nigdy powtórzony. Dopiero teraz dokonaliśmy tego za granicą. Bardzo się z tego cieszymy, to był plan minimum. Na pewno to duża niespodzianka. Ja też nie spodziewałem się, że poziom jest tak wysoki, że różnica między zespołami jest tak mała. To pokazał drugi dzień, kiedy ekipy zaczęły grać jeszcze lepiej, my troszkę gorzej i zaczęło się robić dramatycznie. Dopiero trzecim countbackiem okazaliśmy się lepsi od Czechów. Najgorszym wynikiem był remis, najlepsze dwa wyniki z jednego i drugiego dnia były remisowe i dopiero drugie najlepsze wyniki zdecydowały o naszym zwycięstwie. Mega emocje do samego końca i tak jak przestrzegał Janusz Sikora, najważniejszy jest stroke play, a później to już czysta przyjemność. Tak właśnie było, że później mecze były nagrodą za zajęcie tego najniższego miejsca, które gwarantowało pozostanie w ekstraklasie i gwarantuje nam udział w przyszłorocznych mistrzostwach, które odbędą się we Francji. Można to zaplanować, przygotować się przez cały sezon do tych mistrzostw. To jest bardzo duży bonus, coś czego przez ostanie kilkanaście lat nie mogliśmy robić.

W meczach już nie było tak różowo, chociaż walczyliście dzielnie.

Walczyliśmy z drużynami Austrii, Holandii i Szkocji – która była zdecydowanie lepsza, ale miała swój słaby moment właśnie drugiego dnia i spadła do drugiej części tabeli. Z tego co rozmawiałem ze Szkotami, to mieli zdecydowanie ambicje, żeby powalczyć o mistrzostwo. Jak opowiadali, trafili na swój słabszy moment i każdy z tych zawodników na ostatnich dołkach zagrał o dwa, trzy uderzenia więcej. Z nimi byliśmy bez szans, mieli plusowe handicapy. To jest dla nas bardzo ważna konfrontacja, bo mogliśmy się zmierzyć z taką potęgą, jednak widać było dużą różnicę. Sporo zabrakło w meczach też do drużyny Holandii, do której mieliśmy po stroke play 16 uderzeń straty, 13 do Austrii. Później małe detale robią różnicę. Musimy w przyszłym roku popracować nad stroke playem. To nie może być przypadek i obojętnie jakbyśmy nie ułożyli zawodników, to bardzo ciężko rywalizować z takimi ekipami, gdzie dla niektórych graczy to był trzeci, czwarty turniej, więc mają duże doświadczenie. Ale nie poddawaliśmy się, walczyliśmy do samego końca. Chyba najbliżej było nam do Holendrów, z którymi zaprzyjaźniliśmy się.

Jako kapitan byłeś twarzą polskiej reprezentacji. Media pisały o tobie i Mariuszu – znanych sportowcach. Jaka panowała atmosfera i jak odnosili się do Was inni uczestnicy?

Taki faktycznie był oddźwięk, że jesteśmy otwartymi ludźmi, ja czy Mariusz. Mario mógł się bliżej zaprzyjaźnić ze Szwedami, ja z kolei z Holendrami. Wśród Szwedów był zawodnik polskiego pochodzenia - Mariusz Eriksson, który zagrał 68. Mówił po polsku, rozmawialiśmy z nim, nawet w żartach oferowaliśmy mu granie w przyszłym roku dla drużyny polskiej. Inny z tych zawodników miał z kolei epizod na Challenge Tour, co też świadczy o poziomie tej imprezy. Więc tak, byliśmy tam zauważani i to jest fajne. Z kolei w drużynie Austriaków był piłkarz, który grał na poziomie ekstraklasy, bardzo wysoko. Z innych sportowców było kilku, którzy zawodowo zajmowali się golfem, a później zmienili status na amatora. Myślę, że tutaj każdy z nas zasłużył na pochwałę, za te małe rzeczy, które dopracowywaliśmy. Pierwszy raz znaleźliśmy sponsora, którym został Superbet. Pomógł nam w amortyzacji kosztów pobytu i wyjazdu, mogliśmy spędzić razem więcej czasu, porozmawiać ze sobą, zbudować ducha drużyny. Myślę, że te rzeczy doprowadziły do tego, że w przyszłym roku będziemy znowu w ekstraklasie. To był bardzo miły wyjazd pod względem sportowym i kontaktów - nie da się ukryć, że one też są bardzo ważne. 20 drużyn europejskich, każdy reprezentuje jakiś klub, każdy może pomóc, kiedy będzie to potrzebne. 

Opowiedz, jak to było z wymianą koszulek.

Już w pierwszy dzień Holendrzy zobaczyli mnie na driving range’u, ktoś przyszedł i zagadał. Pierwsze dwa dni graliśmy z Holendrami i Węgrami, więc od razu się zaprzyjaźniliśmy. Poszedł zakład, że będzie wspólne oglądanie meczu piłkarskiego Polska - Holandia. Ten zespół, który wygra, następnego dnia gra w koszulkach jednych albo drugich. Gdybyśmy przegrali mecz z Holandią, mieliśmy wystąpić na pomarańczowo, a przynajmniej ja jako kapitan. Ostre zakłady, nie ma żartów. Mecz skończył się remisem po bramce Casha i golfowej „cieszynce”, więc  zakład został wycofany. I tak wymieniliśmy się koszulkami jak na meczach piłkarskich – fajna tradycja i myślę, że będzie można zobaczyć czasami kogoś w koszulce reprezentacji Polski, grającego w golfa właśnie w tych krajach.

A atmosfera podczas oglądania meczu?

Wspólne oglądanie przebiegało w atmosferze bardzo przyjaznej. Wydawało się, że Holendrzy mają dużą przewagę i kontrolują mecz, ale końcówka należała do naszego zespołu i wszystko skończyło się remisem po wspaniałej bramce Matty’ego. To też uspokoiło nastroje. Ani z jednej, ani drugiej strony nie było jakichś przesadnych emocji kibicowskich. Myślę, że obie drużyny były zadowolone. Może Holendrzy trochę mniej, ale my na pewno. 

Inne reprezentacje składały się z zawodników grających w golfa niemal całe życie. Polska ekipa z wiadomych powodów zbudowana była z zawodników, którzy grają może 10-20 lat. Jak zdołaliście wbić się do szesnastki?

No tak, jesteśmy krajem, który ma niewielkie doświadczenie golfowe. Z tych wszystkich krajów tylko Węgrzy mają mniejszą federację golfową od naszej i mam wrażenie, że oni byli dużo poniżej naszego poziomu, a my mieliśmy gdzieś w zasięgu drużynę szesnastą i siedemnastą. To jest ostrzeżenie na przyszłość, że mały detal może doprowadzić do tego, że może być ciężko w przyszłym sezonie i musimy na tych doświadczeniach bazować. Trzeba być dobrze przygotowanym pod każdym względem. W przyszłym roku ma być tak, że nie będzie 20 drużyn, spadną 4 ekipy. Z tej szesnastki też pewnie spadną 2-3 drużyny do drugiej ligi europejskiej, która dopiero powstanie. Zobaczymy, jak ta formuła będzie ostatecznie wyglądać. Mam nadzieję, że to nie będzie nasz zespół, ale zadanie jest bardzo trudne. Federacje mają wieloletnie doświadczenie, my tak naprawdę kilkuletnie. Trzeba być kreatywnym i próbować budować jeszcze silniejszy zespół. Mamy na to czas i zebraliśmy cenne doświadczenia.

Były trudne chwile?

Mieliśmy dramatyczną sytuację, kiedy Lech poczuł się bardzo źle na drugiej dziewiątce. Zadziałała nasza perswazja i przeświadczenie, że może ten najgorszy wynik będzie się liczyć, a on po prostu musi za wszelką cenę dokończyć rundę. To mogło być decydujące, Lech się zmotywował i dokończył rundę z dobrym wynikiem 84. Jak na takie problemy, to naprawdę wielka sprawa. Na koniec oczywiście jego wynik się liczył. Gdyby się poddał i nie dokończył rundy, to przegralibyśmy z Czechami i nie weszlibyśmy do 16. Każdy walczył, było ciężko, są trudne momenty, trzeba bić się z myślami, czasami o rezygnacji, ale mówiliśmy od samego początku, że będą takie trudne chwile i absolutnie nie możemy się poddać. Walczymy dla zespołu o każde uderzenie i zespół pokazał naprawdę mocny charakter.

Opisz, jaka była siła najlepszych graczy.  

To są topowi gracze. Wielu z nich ma plusowe handicapy – wtedy gra się na swój wynik, nie ma przypadkowości. Pierwszego dnia były zaskakująco wysokie wyniki, ale kolejnego dnia już były adekwatne do tych umiejętności. Każda ekipa ma swoje emocje, ale naprawdę było wielu graczy na bardzo wysokim poziomie. Ująłbym to tak, z tego co obserwowałem, widać było, że kiedyś... było grane. Nikt za darmo nic nie daje, każdy się przygotowuje. Irlandia, która wygrała, przygotowywała się do tego długich 5 lat. Grali wcześniej w półfinałach, czasami w finałach, czekali na swój moment. Szykowali drużynę i teraz w końcu pokonali Francuzów, którzy mieli wielką chrapkę na kolejne zwycięstwo. Mamy wnioski do wyciągnięcia i trzeba zrobić wszystko, żeby w kolejnym sezonie pozostać w ekstraklasie.

Przed wyjazdem na mistrzostwa Europy odbyła się szósta edycja twojego turnieju charytatywnego Warta Jerzy Dudek i Przyjaciele. W Kraków Valley, gdzie jesteś od wielu lat kapitanem, znowu zebraliście kosmiczne pieniądze.

Tak, dużo działo się przed mistrzostwami Europy. Po raz kolejny golfiści stanęli na wysokości zadania. Graliśmy dla stowarzyszenia UNICORN z Krakowa, pomagającemu chorym na raka oraz ich rodzinom. Zebraliśmy niesamowitą ilość pieniędzy, ponad 550 tysięcy złotych - wszystkie one trafią do stowarzyszenia. Wzruszenie było ogromne, bo każdy bardzo się angażował. Już od lat wspierają nas koledzy z Podhale Golf Club, ale też Michał Probierz, Aga i Ula Radwańskie, teraz też Karolina Woźniacka, Iga Świątek. Był z nami również Marcin Wójcik - wielki fan golfa, debiutował Rafał Brzoska. Pojawili się nowi gracze, którzy dołączają do naszej rodziny golfowej. Mieliśmy wspaniałe rzeczy do licytowania. Były rakiety Igi Świątek, Agnieszki Radwańskiej i Karoliny Woźniackiej – to z tych tenisowych prezentów. Mieliśmy też koszulkę reprezentacji siatkówki, naszych mistrzów, mnóstwo takich rzeczy. Było dużo pamiątek Jerzego Stuhra, który był patronem stowarzyszenia UNICORN. Gościliśmy Maćka Stuhra, który zaszczycił nas swoją obecnością i mocno wspierał nasze działania. Naprawdę udana impreza. Znowu daliśmy radę! Bardzo się cieszę, dziękuję wszystkim partnerom, którzy nam pomagali, to też było duże wyróżnienie. Każdy dał od siebie troszkę, a zrobiliśmy bardzo dużo. O to na samym końcu chodzi. Świetna kolejna edycja turnieju Jerzy Dudek i Przyjaciele.

Opisz te najbardziej gorące licytacje i atmosferę.

Z tych najgorętszych licytacji, to chyba najbardziej wzruszająca była ta, którą prowadzili nasi przyjaciele z Chicago – Podhale Golf Club i Białka Cup Tour, Krzysiu Rams, który przyleciał specjalnie na nasz turniej razem z Marianem Waliczkiem i reprezentowali golfowe środowisko z Chicago. Licytowali najpierw zegarek Jerzego Stuhra, a później obraz, który był częścią rodziny. Walczyli o ten obraz w dramatycznych okolicznościach i na koniec przekazali go wspaniałomyślnie z powrotem rodzinie państwa Stuhrów, bo uważają, że to jest pamiątka, która powinna pozostać w rodzinie. To było mega fajne i sympatyczne. Było naprawdę dużo fantów. Koszulka siatkarzy poszła za duże pieniądze. Ostro licytował nasz przyjaciel i nowo pozyskany golfista Paweł Cichy. Mieliśmy koszulki Liverpoolu, oczywiście również koszulkę Jerzego Dudka. Każda licytacja była wyjątkowa. Zegarek pana Stuhra pewnie trafi do muzeum albo jakiegoś polskiego teatru, na którego scenie występował. Naprawdę każda licytacja była wyjątkowa i ciężko którąś wyróżnić, ale najbardziej miła i spektakularna myślę była batalia towarzystwa golfowego z Chicago. To coś wspaniałego, kiedy oni już czwarty raz przylatują do nas specjalnie na ten turniej z Ameryki. To bardzo miłe z ich strony, że chce im się w Polsce wspierać tego typu inicjatywy.

Kasia Nieciak

WYNIKI 

Kapitan Dudek podczas turnieju charytatywnego Warta Jerzy Dudek i Przyjaciele. Fot. Marek Darnikowski

Polska drużyna zwarta i gotowa. Fot. archiwum Jerzego Dudka

Gospodarz turnieju z Maćkiem Stuhrem podczas licytacji w Paczółtowicach. Fot. Marek Darnikowski

Fantastycznych fantów do wylicytowania było mnóstwo. Fot. Marek Darnikowski

Pora rozpocząć rywalizację w Austrii. Fot. archiwum Jerzego Dudka