Jeden miesiąc zdecydował o całym życiu
Losy zmarłego właśnie Salvatore Schillaciego to jedna z najbardziej zdumiewających karier w dziejach włoskiego futbolu.
Czy to był najszybszy wzlot w kosmos w historii światowej piłki nożnej?
"Salvatore Schillaci to człowiek, który trafił do serc Włochów, człowiek, który sprawił, że naród zapragnął wielkości” – powiedziała obecna premier Włoch Giorgia Meloni. W chwili, gdy „Toto” zadziwił świat, miała 13 lat. Nie ma chyba Włocha, który nie słyszałby o tym skromnym, wycofanym trochę Sycylijczyku z Palermo, który olśnił wszystkich podczas mistrzostw świata w 1990 roku.
Imponująca umiejętność wykończenia
Zanim usłyszał o nim świat, niczym specjalnym się nie wyróżniał. Owszem – był dobry, ale od poziomu „dobry” do poziomu „olśniewający” jest przecież dalej niż z jego rodzinnego Palermo do Rzymu. Tymczasem w ciągu ledwie dwóch lat Salvatore Schillaci wzbił się z poziomu gry w Serie B na poziom króla strzelców finałów mistrzostw świata w 1990 roku! Ten zawrotny postęp w karierze wynikał paradoksalnie z czegoś bardzo prostego – imponującej umiejętności wykończenia. Tyle i aż tyle! Schillaciemu zależało właśnie tylko i wyłącznie na wykańczaniu akcji. Był w tym fenomenalny. Jeśli przy okazji trafienia zdarzały się ładne, to super, ale wcale nie musiały, nie to było przecież najważniejsze. Liczyło się to, co w sieci! Właśnie dlatego rok 1990 i włoskie „Il Mondiale” już zawsze będzie kojarzyło się przede wszystkim z nim. A przecież zaczynał ten turniej jako zmiennik Andrei Carnevale. Ilu z nas pamięta tego napastnika?
W 1990 roku Carnevale, gracz Napoli, był kimś. Z kolei nawet nie wszyscy Włosi wiedzieli, kim w ogóle jest Schillaci! „Trzy tygodnie temu był anonimową postacią” – przypominał włoski dziennik Vanguardia podczas mistrzostw. „ Toto” nie był demonem futbolowego piękna, urodzonym dryblerem czy fenomenalnym środkowym napastnikiem, który olśniewa umiejętnościami gry głową. Nie zachwycał tak naprawdę żadnym konkretnym elementem piłkarskiego wyszkolenia. Miał jednak nosa do strzelania bramek, w dodatku istotnych bramek. Te najważniejsze strzelił w najważniejszych momentach kariery.
Zielone oczy Roberto Baggio
Selekcjoner Azeglio Vicini zaskoczył wszystkich, powołując Schillaciego do reprezentacji Włoch na mistrzostwa w 1990 roku. Wcześniej ten zawodnik rozegrał przecież tylko jedno spotkanie w reprezentacji. Można by rzec, że Schillaciego w ogóle w kadrze nie powinno być! Jak sam potem przyznał, był po prostu szczęśliwy z samego faktu, że został włączony do reprezentacji i początkowo nie spodziewał się nawet, że zagra choćby przez chwilę! Trener Vicini coś w nim jednak zobaczył. Powiedział mu na treningu, że ma odpowiednie umiejętności (jak miło usłyszeć taki komplement z ust selekcjonera!) i że być może, ale tylko „być może”, dostanie na mistrzostwach w swojej ojczyźnie kilka minut.
Oczy tifosich były wówczas zwrócone na Roberto Manciniego, Gianlucę Vialliego, Roberto Donadoniego i wielu innych gwiazdorów. Wspaniałych, dobrze się prezentujących, olśniewających. „Toto” taki nie był. Nie miał olśniewającej aparycji. W ankiecie opublikowanej we włoskiej prasie nie znalazł się wśród ulubieńców włoskich kobiet, tych najbardziej przez nich pożądanych bohaterów. Do ulubieńców nie zaliczyła go wówczas choćby Madonna, deklarując, że uwiódł ją raczej zielony kolor oczu Roberto Baggio.
Na szczęście w futbolu uroda, prezencja i tym podobne pierdolety nie są ważne. Kiedy w pierwszym meczu na mistrzostwach, którzy Włosi grali z Austriakami, Schillaci wchodził na boisko w drugiej połowie, na nikim nie zrobił wrażenia. Nerwowy, blady jak ściana. „Niski, oblicze bardziej przypominało postać z powojennego filmu Federico Felliniego niż nieskazitelną elegancję Roberto Baggio czy Paolo Maldiniego albo pewność siebie Franco Baresiego czy Waltera Zengi. Wydawał się wręcz niegodny noszenia jasnoniebieskiego jedwabiu, czyli koszulki „squadra azzurra” – pisali dziennikarze.
Ale pozory mylą! Kwadrans przed końcem meczu z Austrią „Toto” wszedł na murawę Stadio Olimpico w Rzymie i zaledwie trzy minuty później po podaniu Viallego strzelił jedyną bramkę w tym spotkaniu, wprawiając publikę w euforię.
Kolejne gole strzelał Czechosłowacji, po wyjściu z grupy Urugwajowi, w ćwierćfinale Irlandii, a w półfinale Argentyńczykom, ale nic to nie dało, bo Włochy w Neapolu przegrały w karnych. W meczu o trzecie miejsce dołożył jeszcze szóstego Anglikom i ten sposób znalazł miejsce w historii. Został królem strzelców tamtej imprezy.
On to znowu zrobił
Fenomen Schillaciego, którego płomień zapłonął z ogromną siłą w zdumiewająco krótkim czasie, znów przypomniał, czym we Włoszech jest właściwie calcio. Kraj został wręcz sparaliżowany przez piłkę nożną. Nawet polityka, która też jest włoską namiętnością, odeszła w cień. Przewodnictwo w Komisji Europejskiej, które Włochy objęły podczas mundialu, zeszło na dalszy plan. Zdjęcia Schillaciego zajmowały potężne płachty w gazetach nie tylko sportowych, na okładkach magazynów, pojawiały się na koszulkach i flagach tifosich. Wszędzie i przy każdej okazji był bohaterem rozmów Włochów. Sprowokował ożywione dyskusje na temat sposobu gry i to, co jest w niej najważniejsze. Podczas włoskich mistrzostw świata dał rodakom wiarę, że ta nowa drużyna – po rozczarowaniu meksykańskim mundialem – nawiąże do triumfalnych chwil z 1982 roku.
„On znowu to zrobił” – cieszyli się kibice po kolejnych golach na mistrzostwach, momentami nie mogąc uwierzyć w tę bajkę. Jego bramki sprawiły, że tamte noce rzeczywiście były magiczne. Połączenie słów „Salvatore Schillaci” i „Italia'90” w świadomości Włochów pozostaje czymś nierozerwalnym.
A przecież nie utrzymał się zbyt długo na reprezentacyjnym tronie, koszulkę „squadra azzura” nosił ledwie przez półtora roku. Poza mundialem dla Włoch strzelił tylko... jednego gola!Był jak meteor.
Najlepsza odpowiedź na rasizm
Sukces Schillaciego jest dla wielu… zemstą południa na północy. Był jedynym Sycylijczykiem w tamtej drużynie. Oprócz neapolitańczyka De Napoli pozostali gracze pochodzili z północy. Przewodniczący Senatu Giovanni Spadolini oświadczył, że wkład Schillaciego jest „najlepszą odpowiedzią na antypołudniowy rasizm”. Znane jest bowiem nie tylko we Włoszech powiedzenie, że to, co poniżej Rzymu, to już Afryka.
Po zakwalifikowaniu się do półfinału Włochy około 20 tysięcy osób zebrało się przed domem, w którym urodził się Schillaci, by wyrazić mu wdzięczność. Dla nich uroczystość była również wyrazem pamięci o tysiącach dzieci, które – podobnie jak Schillaci – uczyły się grać w piłkę nożną w wąskich uliczkach przedmieść Palermo.
„Toto” zaczynał w Amat Palermo. Jego pierwszy klub został tak nazwany na cześć lokalnej firmy autobusowej i to właśnie stamtąd wyfrunął w świat. Po strzeleniu 23 goli w Serie B dla Messyny, został wykupiony przez Juventus i – ku jego zdumieniu – udało mu się kontynuować świetną serię, bo strzelił 15 goli w Serie A w pierwszym sezonie.
Jego ojciec cały czas mieszkał w tym samym skromnym mieszkaniu na Sycylii. Przy okazji kręcenia dokumentu „Italia 90 – cztery tygodnie, które zmieniły świat” piłkarz ponownie odwiedził stare śmieci i ojca, który machał „jak papież” do wrzeszczącego pod oknem tłumu.
Dziś pamięta się go za tamte cztery tygodnie. Pewnie gdyby któryś z nas odszedł z takim dziedzictwem w tak krótkim czasie, czulibyśmy, że osiągnęliśmy wszystko, o czym mogliśmy marzyć, ale to nie znaczy, że życie nie toczyło się dalej…
Popularność nigdy go nie zmieniła
Stał się pierwszym Włochem, który zagrał w lidze japońskiej, wyrobił tam sobie markę. Kończy grę w 1999 roku, w wieku 35 lat. Wraca do Palermo. Zasiada w radzie miasta, ale rezygnuje po dwóch latach. Polityka nie dla niego. "Już tego nie zrobię" – powie później. Wraca do stworzonej przez siebie szkółki piłkarskiej i widzi, jak kolejne młode talenty kwitną przed jego oczami.
Niestety: przychodzi choroba. Dwie operacje nie pomagają. Schillaci umiera w Palermo wieku ledwie 59 lat z powodu raka jelita grubego. „Miasto opłakuje stratę najbardziej znanego piłkarza Palermo w historii, rozpoznawalnego na poziomie globalnym” – oświadczył burmistrz tego sycylijskiego miasta, Roberto Lagalla. „Popularność nigdy go nie zmieniła, zawsze miał życzliwą, pokorną i pomocną duszę”.
Sławni ludzie calcio wspominają go ciepło. „Toto Schillaci był naprawdę dobrym facetem, a także świetnym napastnikiem” – stwierdził legendarny Dino Zoff. „Magiczne noce spędzone razem podczas Italia’90 na zawsze pozostaną w moim sercu” – dodał Roberto Baggio.
W naszych pewnie też.
Paweł Czado
SALVATORE „TOTO” SCHILLACI
1.12.1964 w Palermo - 18.09.2024 w Palermo
Kluby: Amat Palermo (do 1982), Messina (1982-89), Juventus (1989-92), Inter (1992-94), Jubilo Iwata (1994-99).
Bilans: 120 meczów i 37 bramek w Serie A, 105 meczów i 39 goli w Serie B, 78 meczów i 56 goli w lidze japońskiej.
MECZE SCHILLACIEGO W REPREZENTACJI WŁOCH
16 meczów i 7 goli
1990
1. Szwajcaria 1:0 (wyjazd) - towarzyski
2. Austria 1:0 (dom) - finały mistrzostw świata - 1 gol
3. USA 1:0 (dom) - finały mistrzostw świata
4. Czechosłowacja 2:0 (dom) - finały mistrzostw świata - 1 gol
5. Urugwaj 2:0 (dom) - finały mistrzostw świata - 1 gol
6. Irlandia 1:0 (dom) - finały mistrzostw świata - 1 gol
7. Argentyna 1:1, karne 3:4 (dom) - finały mistrzostw świata - 1 gol
8. Anglia 2:1 (dom) - finały mistrzostw świata - 1 gol
9. Holandia 1:0 (dom) - towarzyski
10. Węgry 1:1 (wyjazd) - eliminacje mistrzostw Europy
11. Związek Radziecki 0:0 (dom) - eliminacje mistrzostw Europy
12. Cypr 4:0 (wyjazd) - eliminacje mistrzostw Europy
1991
13. Belgia 0:0 (dom) - towarzyski
14. Norwegia 1:2 (wyjazd) - eliminacje mistrzostw Europy - 1 gol
15. Dania 2:0 (wyjazd) - towarzyski
16. Bułgaria 1:2 (wyjazd) - towarzyski