Linus Lundin, bramkarz Re-Plast Unii, popisał się kilkoma brawurowi interwencjami i walnie przyczynił się do zwycięstwa z JKH GKS 6:2. Fot. PAP/Michał Meissner    


Jasność widzę...

W tabeli mogą nastąpić tylko kosmetyczne zmiany – tak się wydaje na trzy kolejki przed zakończeniem pierwszej części sezonu.


Jasność widzę, jasność widzę – parafrazując dialog z filmowej Seksmisji można przenieść na ekstraligowy grunt. Piątek – niedziela – wtorek – jeszcze trzy kolejki i sezon zasadniczy będzie już za nami. Po minionym weekendzie prawie wszystko jest już ustalone. Hokeiści GKS-u Katowice, jak przystało na obrońców tytułu mistrzowskiego, po raz kolejny wygrali pierwszą część rozgrywek i należą im się słowa uznania. Byli najbardziej zapracowaną ekipą, wszak grali w dwóch turniejach Pucharu Kontynentalnego. Mecze w ostatni weekend dostarczyły sporo emocji, zwycięstwo Re-Plastu Unii nad JKH GKS-em Jastrzębie w Oświęcimiu ugruntowało ten zespół na drugim miejscu.  


Nic się nie stało

Ekipa z Jastrzębia do niedzielnego meczu mogła się pochwalić 12. punktowymi spotkaniami (1:2 z Tychami po karnych). Seria była imponująca, bowiem jastrzębianie nie tylko wygrywali, ale również strzelali sporo bramek.

- Nie patrzę na serię, ale żyjemy od meczu do meczu – uśmiecha się trener JKH, Robert Kalaber. - Graliśmy więcej niż dobrze, zespół prezentuje wysoką skuteczność i w Oświęcimiu pozwoliliśmy sobie na otwartą grę. Rywal bezlitośnie wykorzystał każde nasze potknięcie i zdobywał gole. Nie mam żadnych pretensji do chłopaków, bo starali się odwrócić losy tej potyczki. Przy stanie 2:5 trafiliśmy w poprzeczkę, a gdyby krążek wpadł do siatki wówczas moglibyśmy jeszcze powalczyć. Różnica była w postawie bramkarzy. Unia zagrała odpowiedzialnie, z dużym szczęściem i zasłużenie zwyciężyła. Powtarzam: nie mogę mieć do nikogo pretensji.


Już pogodzeni?

Gdy patrzy się na tabelę to wcale nie jesteśmy pewni czy hokeiści JKH GKS-u nie pokuszą się o skok na trzecie miejsce.

- To jest niemożliwe – wpada w słowo słowacki szkoleniowiec. - Swoją szansę zaprzepaściliśmy 14 stycznia w meczu z Tychami, tracąc gola na 12 sekund przed końcem, a potem przegraliśmy w karnych. Z uporem maniaka będę przypominał o tej potyczce, bo ona miała dla nas kluczowe znaczenie. Było, minęło... Teraz mentalnie przygotowujemy się do decydującego rozdania. Trzy najlepsze zespoły mają przywilej, że mogą sobie wybrać rywala w 1. rundzie play offu. A nam z czwartego miejsca przypadnie zespół pewnie z piątego, ale nie przywiązuję do tego wagi. Trzeba wygrać i tylko na tym się skupiam. Chciałbym, żebyśmy zdrowi rozpoczynali play off, bo teraz to jest najważniejsze. Liga w tym sezonie jest wyrównana i każdy zespół stawia wysokie wymagania. Trzeba dołożyć starań, by zwyciężyć, a w play offie będzie podwójnie trudniej.


Za wiele kombinacji

GKS Tychy wygrał z Re-Plastem Unią 2:0 i wydawało się, ż wszystko ma w swoich rękach. A tymczasem w weekend wszystkie plany się rozpadły. Najpierw bolesna porażka w Jastrzębiu 3:7, a potem przegrana z „Pasami” 2:3 po karnych.

- Drużyna musi się dopiero synchronizować – przekonuje kapitan GKS-u, Filip Komorski. - Jedni przez 17 dni przerwy ligowej solidnie pracowali w siłowni oraz na lodzie. Reprezentanci kraju mieli w tym czasie trzy wymagające spotkania. Jednym brakuje rytmu meczowego, zaś drudzy są na innym etapie wtajemniczenia i mają prawo być trochę zmęczeni. Jednak nie ma co biadolić, lecz skupić się na tym co mamy wykonania. Odnoszę wrażenie, że my za dużo kombinujemy na tafli i chcemy zdobywać efektowne gole. A przecież każdy liczy się tak samo i kto po pewnym czasie pamięta czy ktoś strzelił z dobitki czy też w „okienko”. Musimy grać prosty hokej, bez kombinacji i strzelać w każdej nadarzającej się sytuacji. Z Cracovią mogliśmy wygrać w regulaminowym czasie, ale sami skomplikowaliśmy sobie sprawę. Spotkała nas kara. Po dniu odpoczynku wracamy do zajęć i przed nami trzy ważne spotkania. Nie wierzę, że trenera Kalabera nie interesuje z którego miejsca wystartuje do play offu. To taka gra psychologiczna. Każda potyczka w play offie to zupełnie inna historia i często tak bywa, że każdej rundzie gra się siedem meczów, a w finale może być jest najłatwiej (tak było w poprzednim sezonie – przyp. red.). Oczywiście, że myślimy o mistrzostwie i by zrealizować swój cel musimy wygrać z każdym przeciwnikiem.

W THL są drużyny które nie lubią ze sobą potykać i pewnie najchętniej uniknęłyby starcia w 1. rundzie play off. Ale o tym będzie okazja napisać gdy już będziemy znali pary ćwierćfinałowe.


(sow)