Jak z „Aniołka” wyszła pospolitość
MUCHA NIE SIADA - Tomasz Mucha
Minęło już prawie dwa miesiące od olimpijskich harców naszych sportowców, ale paryska biegunka wciąż ich męczy. W cieniu politycznej awantury, w której minister sportu i turystyki okłada batem szefa PKOl-u, dzieją się równie mało budujące rzeczy.
Szlauch z niezbyt wonnym asortymentem wzięła w swoje ręce i lepką mazią zabryzgała Iga Baumgart-Witan. Członkini sztafety 4x400 metrów, która w Paryżu nie wybiegła na bieżnię, dała ekshibicjonistyczny wywiad portalowi WP Sportowe Fakty, w którym klarownie i precyzyjnie – jak na rutyniarę przystało – wyraziła się o debiutantce, Anastazji Kuś. Wobec braku formy i zdrowia starszych koleżanek, w tym 35-letniej weteranki, to właśnie 17-latka stanęła na starcie w eliminacjach sztafet, które Polkom przyniosły gorycz klęski.
Zacytujmy co smakowitsze kąski z tej spowiedzi:
„Byłam bardzo zawiedziona jej (Kuś – przyp. TM) startem i nigdy nie spodziewałam się, że może pobiec aż tak wolno. Byłam wtedy w fatalnej formie, ale (…) i tak pobiegłabym od niej szybciej. Nawet gdy byłam w gorszych dyspozycjach, nie zdarzało mi się biegać wolniej w sztafecie”.
„To wszystko jest tym bardziej denerwujące, że Anastazja od początku przygotowań oczekiwała, że powinnyśmy ją traktować jak seniorkę”.
„Nie wszystkie się idealnie dogadywałyśmy, ale atmosfera (w Paryżu – przyp. TM) była w porządku. Z naszej grupy odstawała jedynie Anastazja (…) Ona w Paryżu chodziła swoimi ścieżkami, a wolny czas spędzała sama”.
Co więc tu mamy? Mamy 35-letnią gwiazdę, która bez pardonu „pojechała” z o 18 lat (!) młodszą koleżanką, bo: a) „młoda” nie jest tak szybka, jak w najgorszej formie była „stara”, b) „stara” jest wkurzona, bo „młoda” chciała być jak „stara”, a nie była, c) „młoda” nie bratała się ze „starymi”, a powinna chodzić na ich pasku.
Mamy więc wojskowy dryl przeniesiony na lekkoatletyczną bieżnię. „Stary” ma zawsze rację, a jeżeli „młody” się nie podporządkuje, to trzeba pokazać mu miejsce w szeregu. A najlepiej jeszcze upokorzyć publicznie.
Zastanawiam się nad sensem przekazu weteranki i jego konsekwencjami. Jaki skutek dla osławionego team spirit, który w sztafecie wydaje się niezbędny, odniesie taka wypowiedź? Czy „stara” naprawdę przemyślała swoje słowa, zanim je wydaliła z siebie? Bo jeżeli tak ma wyglądać płynne przekazanie pałeczki pokoleniowej w naszej wzorcowej dotąd ekipie, to ja dziękuję, a oczyszczanie z tego syfu zajmie kilka ładnych lat.
Wyobrażam sobie, jak będzie wyglądać kolejne spotkanie obu lekkoatletek na najbliższych zawodach albo zgrupowaniu – co nie jest takie pewne, bo jedna z nich ma tendencję wzrostową, a druga wyraźnie schodzącą i mogą się realnie rozminąć. Ciekawym jednak, czy biegaczki będą się omijać łukiem, czy też „stara” spróbuje czegoś na kształt „przeprosin”, czy może pójdzie w zaparte i będzie udawać, że nic się nie stało, bo przecież powiedziała „prawdę”?
Mnie by się wydawało, że gdy do ekipy dołącza „młoda”, to ta „stara” – która na dobre mogłaby być jej mamą! - jest przewodnikiem, mentorem, oparciem, nawet jeżeli na własnej piersi hoduje rywalkę do pierwszego składu. „Młoda” – jeszcze dziecko przecież! – debiutując w gronie dorosłych na najważniejszej imprezie dla sportowca, zapewne przeżywała potworny stres. I jedyne, czego miała prawo oczekiwać, to serdeczna rada i pociecha od rutyniarek, dla których igrzyska to już chleb powszedni -ale też nie miała ochoty przed nikim się płaszczyć.
Oczywiście, moje założenie jest idealistyczne, ale nawet jeżeli między „starą” i „młodą” nie ma chemii, to dlaczego prać te brudy publicznie? Jasne, sport to rywalizacja o miejsce w drużynie, o uznanie, o pieniądze – często twarda i bezwzględna. Ale jak dobrze pamiętam sztafetę Aleksandra Matusińskiego, która w ostatniej dekadzie zdobyła worek medali na najważniejszych imprezach z igrzyskami włącznie (w Tokio), tak nie pamiętam, by wewnątrz tej akurat grupy jedna z jej członków tak zupełnie bez szacunku wyraziła się wobec innej.
To przygnębiające, a jednocześnie dowód nie tylko na nieumiejętność znalezienia wspólnego języka dwóch pokoleń, ale też na to, że formuła „aniołków Matusińskiego” wyczerpała się w tym konkretnym składzie osobowym i trzeba ją pilnie przemodelować, wpuścić doń świeżej krwi. Kariery zakończyły właśnie dwie ważne postacie sztafety, inne jeszcze próbują utrzymać się na powierzchni, a jedna właśnie się obnażyła, jak źle znosi widmo końca.
Baumgart-Witan zapowiada bieganie przez kolejny rok, ale nie wiadomo właściwie po co, tym bardziej że za publiczne pieniądze. Być może, żeby przedłużyć sobie czas refleksji, co zrobić dalej ze swoim życiem. Refleksja zawsze wskazana, tym bardziej że pani jakby nie dostrzegła, że świat jej odjechał, nie tylko na bieżni.