Jak wyłaniać czempiona?
KOMENTARZ „SPORTU”- Mariusz Rajek
Kiedy ZAKSA Kędzierzyn-Koźle wygrywała siatkarską Ligę Mistrzów dwa i cztery lata temu, w kraju musiała uznać wyższość Jastrzębskiego Węgla. Chelsea w 2021 roku, wygrywając piłkarską Ligę Mistrzów, w Anglii finiszowała dopiero na czwartym miejscu. Bartosz Zmarzlik jest światowym hegemonem, kolekcjonuje tytuły mistrza świata od 2019 roku - z jednym wyjątkiem w 2021 roku, gdy najlepszy okazał się Artiom Łaguta - ale indywidualnego mistrzostwa Polski nie zdobył od 2023 roku. Przed rokiem lepszy okazał się Maciej Janowski, teraz Patryk Dudek. Poziom polskich zawodników i krajowych mistrzostw jest zatem wyższy niż ściganie wśród najlepszych na świecie? Tak raczej stwierdzić nie można. Możemy się tylko cieszyć, że poziom żużla w Polsce jest tak wysoki, że kolekcjonowanie tytułów mistrza świata nie jest gwarantem powtórzenia tego samego nad Wisłą.
Ten jeden dzień
Zdania kibiców i dziennikarzy od lat dzieli wprowadzona w 2022 roku formuła trzech turniejów IMP w miejsce jednodniowego finału. Tegoroczna edycja była emocjonująca, a mistrza wyłoniła dopiero ostatnia seria biegów decydującego turnieju, ale nie zawsze było to regułą. Jednym z największych przeciwników obecnego sposobu wyłaniania indywidualnego mistrza jest Henryk Grzonka, żużlowy ekspert, przez dekady relacjonujący najważniejsze wydarzenia na antenie Polskiego Radia. - Oczywiście, że czekam na powrót jednodniowego finału, choć mówiłem głośno, że może się tak zdarzyć, że nawet w obecnej formule o kolejności w klasyfikacji generalnej będzie decydował ostatni finałowy bieg. Za każdym razem raczej nie będzie jednak tak zaciętej rywalizacji do samego końca - powiedział ekspert.
Koronnym argumentem zwolenników pozostania przy obecnym rozwiązaniu jest ograniczenie do minimum przypadkowości przez zabranie szans słabszym zawodnikom, którzy akurat mieliby „dzień konia". - Jeżeli ktoś uważa, że to jest bardziej sprawiedliwe, to ja się z tym nie zgadzam. Na igrzyskach olimpijskich nie biegnie się przez pięć kolejnych dni jakiegoś sprintu, tylko jest jeden jedyny start, który decyduje o wszystkim. Mam świadomość, że biznes i telewizja decydują o tym, że tak to ma wyglądać. Twardo stąpam po ziemi, ale nie musi mi się to podobać – stwierdził Grzonka.
Stalinowskie wzorce
To niejedyny argument za powrotem do tradycyjnej formuły wyłaniania mistrza kraju. - Jednodniowy finał IMP to była pewnego rodzaju świętość w polskim żużlu. Od 1949 roku aż do wrednych lat stalinowskich na wzór radziecki musieliśmy wprowadzić ligi zrzeszeniowe i zmienić formułę IMP, gdzie mistrza Polski wyłaniano w cyklu turniejów. Po odwilży w 1956 roku mogliśmy zrezygnować z tamtych wzorów. Dziś oczywiście inne czynniki o tym zadecydowały, ale sama formuła jest właśnie taka, jak w latach 50. Jednodniowy finał miał swoją dramaturgię, koloryt. Ktoś powie, że Adam Skórnicki został przez to mistrzem Polski, ale nikt nie potrafił z nim wtedy wygrać! Taki był, jest i będzie urok sportu - stanowczo podkreśla żużlowy autorytet.
Nad słusznością jednej i drugiej koncepcji można dyskutować, ale w najbliższych latach organizatorzy raczej nie przewidują zmiany. Jeśli muszą być już trzy turnieje, to wybór Torunia, Ostrowa Wielkopolskiego oraz Częstochowy się obronił. Wydaje się najbardziej optymalny, urozmaicony i po prostu najlepszy. Toruniu jest jeden z najnowocześniejszych stadionów stricte żużlowych na świecie, Ostrów to miasto z wciąż nieposkromionym głodem żużla, które nigdy takiej imprezy jeszcze nie miało, i finał pod Jasną Górą, gdzie na decydującą rozgrywkę o indywidualny czempionat czekano 21 lat. Zawody obserwowało kilkanaście tysięcy ludzi. Takim zainteresowaniem nie cieszył się żaden tegoroczny mecz Włókniarza w PGE Ekstralidze.
Bartosz Zmarzlik (niebieski kask) był najlepszy w Częstochowie, ale mistrzem Polski nie został. Fot. PAP/Waldemar Deska
