Jak w Sienkiewiczowskiej Trylogii
Przed GKS-em Tychy historyczne boje, w których drużyna trenera Artura Skowronka potrzebuje zwycięstw.
Czy tyszanie po najbliższych meczach dalej będą walczyć o awans do ekstraklasy? Fot. Łukasz Sobala/PressFocus
GKS TYCHY
Do zakończenia pierwszoligowych rozgrywek pozostały już tylko trzy kolejki. Z punktu widzenia kibiców GKS-u Tychy nadchodzi historyczna chwila. Tak jak w Sienkiewiczowskiej Trylogii w każdym „odcinku” podopieczni Artura Skowronka muszą walczyć o zwycięstwo, bo tylko w ten sposób mogą zostać bohaterami trójkolorowych kronik.
Zanim jednak przejdziemy do „Ogniem i mieczem”, czyli piątkowego starcia z Wisłą Kraków, popatrzmy w tabelę po remisie tyszan w Pruszkowie. Wynik 2:2 w kontekście porażek najbliższych sąsiadów w tabeli bez wątpienia można nazwać zmarnowaną szansą, szczególnie gdy zwróci się uwagę na to, że od 17 minuty GKS prowadził 2:0.
- Kolejny raz bardzo dobrze weszliśmy w mecz - stwierdził trener tyszan. - Zaczęliśmy grę z bardzo dobrym nastawieniem i do tego dołożyliśmy bardzo dużą kulturę. Bardzo dobrze budowaliśmy grę, zdobywaliśmy teren i przede wszystkim strzeliliśmy gole. To nas napędziło. Bardzo dobrze zmienialiśmy stronę i dobrze szukaliśmy przestrzeni. Na tle zorganizowanego Znicza nasi piłkarze realizowali pomysł, dokładali swoją inwencję twórczą oraz mieli przede wszystkim okazję na trzecią bramkę, którą - kolokwialnie mówiąc - zabiliby ten mecz. To się nie udało i kilkoma stratami napędzili przeciwnika.
Statystyki pierwszej połowy w pełni potwierdzają słowa trenera Skowronka. 62-procentowe posiadanie piłki i przewaga 4:2 w strzałach celnych oddają obraz gry, ale trzeba też dodać, że już ostatnie minuty przed zejściem na przerwę sygnalizowały przebudzenie rywali.
- Bramka zdobyta przez przeciwnika przed przerwą na pewno dodała mu dużo wiary - zauważył szkoleniowiec GKS-u. - To był jeden z kluczowych momentów, a później przydarzył się nam błąd indywidualny. Marcel Łubik, który jest bardzo dobrym bramkarzem i nam bardzo dużo daje, pomylił się, ale później też nam trochę pomógł. Nie będę więc szukał winowajcy, bo jako zespół przywieźliśmy z Pruszkowa remis, który jednak zbyt wiele nam nie daje. Mogę nawet powiedzieć, że to jest „przegrany remis” w kontekście tej sytuacji, w jakiej byliśmy, bo wreszcie wszystko mieliśmy w swoich rękach, ale wypuściliśmy szansę. Mecz już do końca toczył się nie tak, jakbyśmy chcieli i z tej perspektywy remis jest po prostu uczciwy.
Potwierdzają to także liczby podsumowujące całe spotkanie, bo po ostatnim gwizdku sędziego posiadanie piłki przez tyszan wynosiło już „tylko” 54 procent, a w celnych strzałach 8:7 „wygrali” gospodarze. Najważniejsze jest jednak to, że w tabeli po 31. kolejce tyszanie plasują się na 8. miejscu i do strefy barażowej mają 3 punkty straty, a dokładniej rzecz ujmując 4, bo Polonia Warszawa legitymuje się lepszym bilansem bezpośrednich spotkań. „Oczko” więcej od Czarnych Koszul ma Wisła Kraków i dlatego piątkowy wieczór jawi się dla tyszan jako najważniejszy moment w tym sezonie.
- Na pewno w Pruszkowie nic się dla nas nie skończyło - zapewnił opiekun Trójkolorowych. - Owszem, dopisując 3 punkty po meczu ze Zniczem, na pewno już 3 maja zbliżylibyśmy się do upragnionego celu. To się nam nie udało, ale mamy przed sobą 3 mecze i musimy się wszyscy razem bardzo mocno nakręcać, bo dalej nic nie jest stracone.
Pozostaje jednak warunek - jutro wieczorem tyszanie muszą wygrać z Wisłą Kraków. Bez tych 3 punktów dwie kolejne części , czyli „Potop” (18.05. z Arką w Gdyni) i „Pan Wołodyjowski” (25.05. z Górnikiem Łęczna w Tychach) mogą już być tylko lekturą do poduszki na „Sen nocy letniej”, choć ten ostatni tytuł dotyczy komedii Williama Szekspira, a na pewno nikomu z fanów Trójkolorowych nie będzie wtedy do śmiechu.
Jerzy Dusik