Damian Tyczyński (na pierwszym planie) zdobył prowadzenie dla gospodarzy, a potem jeszcze kilka razy zagroził bramce gości. Fot. Łukasz Sobala/PressFocus.pl


Jak równy z równym

Miejsce w tabeli po sezonie zasadniczym niewiele znaczy... 

 

Kolejny twardy mecz rozegrały zespoły Zagłębia Sosnowiec i GKS-u Katowice, a emocji nie brakowało do samego końca. Wygrali obrońcy tytułu mistrzowskiego, bo duet Bartosz Fraszko - Grzegorz Pasiut stanął na wysokości zadania, choć wielu kibiców i nie tylko kierowało sporo gorzkich słów pod ich adresem.

Oba zespoły mają problemy z obrońcami. W Zagłębiu zabrakło kapitana Michała Kotlorza, który ma kłopoty z kolanem, i jego miejsce z konieczności musiał zająć doświadczony napastnik Tomasz Kozłowski, który radził sobie więcej niż dobrze. Natomiast GKS pojawił się na Stadionie Zimowym bez też kapitana, Macieja Kruczka (bark) oraz Santeriego Koponena (złamana żuchwa). To poważne osłabienie i trudno było wypełnić tę lukę. Obaj nie tylko dobrze wywiązywali się z zadań defensywnych, ale również są groźni w ofensywie. Hokeiści z Sosnowca po wygranej w Satelicie uwierzyli, że z silnym rywalem można walczyć i sprawić niespodziankę. Do meczu przystąpili bez żadnych kompleksów i już na początku 4 min świętowali gola. Roman Szturc wrzucił krążek pod bramkę, zaś John Murray ślamazarnie próbował interweniować i w rezultacie przejął „gumę” Damian Tyczyński. Środkowy napastnik 1. formacji z bliskiej odległości posłał go do siatki. A potem gospodarze nie tylko umiejętnie się bronili, ale również szukali kolejnych szans na zdobycie gola. Jedni i drudzy mieli okazję do zmiany rezultatu, ale nic z tego nie wyszło. Patrik Speszny świetnie interweniował i miał mocne wsparcie w kolegach.


Gospodarze dzielnie się bronili, a goście nie potrafili umieścić krążka w siatce. Olli Iisakka znalazł się w świetnej sytuacji, lecz jego dwa strzały z rzędu (31 min) zostały obronione przez Spesznego. A potem Mateusz Bepierszcz (36) popisał się efektownym dryblingiem i znalazł się w sytuacji sam na sam, jednak nie potrafił tej akcji sfinalizować golem, bo znów na drodze stanął czeski golkiper gospodarzy. Gdy do boksu kar powędrował Fin Miro Lehtimaki wydawało się, że goście znaleźli się w trudnej sytuacji. Szybka akcja gości: Grzegorz Pasiut podaje do Bartosza Fraszki i goście zdobywają gola w osłabieniu. Po tej akcji gospodarze wpadli w „dołek” i nic im nie wychodziło.


Ostatnia tercja zapowiadała spore emocje. Jedni i drudzy nie oszczędzali się i dążyli do zdobycia kolejnej bramki. W 46 min Kacper Maciaś idealnie podał do Pasiuta i ten znalazł się sam przed Spesznym. Chwilę wyczekał i posłał krążek w lewy dolny róg. Trudno byłoby mieć pretensje do bramkarza, który w meczu spisywał się bez zarzutu. W 47 min doszło do bójki i Oskar Krawczyk wyprowadzil kilka ciosów, ale Lehtimaki przyjął je ze stoickim spokojem. Krawczyk, rzecz jasna, powędrował do boksu kar i gospodarze znów mieli trudne chwile. W 57:12 min trener Piotr Sarnik poprosił o czas, zaś Speszny opuścił taflę. Potem na chwilę powrócił, ale znów zjechał. Mimo usilnych starań gospodarze nie doprowadzili do dogrywki, ale za tę potyczkę zasłużyli na słowa uznania. Ciekawi jesteśmy co będzie się działo w dzisiejszym meczu na Stadionie Zimowym!

Włodzimierz Sowiński          

 

Zagłębie Sosnowiec - GKS Katowice 1:2 (1:0, 0:1, 0:1) 

1:0 - Tyczyński - Szturc (3:07), 1:1 - Fraszko - Pasiut (37:19, w osłabieniu). 1:2 - Pasiut - Maciaś (45:46). 

Sędziowali: Paweł Breske i Wojciech Wrycza - Maciej Byczkowski i Grzegorz Cytawa. Widzów 2500.

ZAGLĘBIE: Speszny; Charvat (2) - Szaur, Andrejkiw - T. Kozłowski (2), Naróg - Krawczyk (2); Szturc - Tyczyński - Krężołek, Niemi - O. Valtola - Salo, Lindgren - Nahunko - Dostalek, Sikora - Bucenko - Bernacki, Karasiński. Trener Piotr SARNIK. 

GKS: Murray; Delmas - Varttinnen, Cook (2) - Wanacki, Maciaś - Lebek; Biepierszcz - Pasiut - Fraszko, Lehtimaki (2) - Monto - Iisakka, Olsson - Sokay - Marklund (4), Michalski - Smal - Hitosato, Kowalczuk. Trener Jacek PŁACHTA.

Kary: Zagłębie - 6 min, GKS - 8 min.  

Stan rywalizacji 1-2

 

17

SEKUND

katowiczanie grali w osłabieniu, gdy Fraszko zdobył wyrównującego gola.

 

36

STRZAŁÓW

oddali gospodarze na bramkę Murraya, zaś goście zrewanżowali się 26 uderzeniami.