Jak Piesiewicz Platiniego przebił
BEZ ROZGRZEWKI - Andrzej Grygierczyk
Nie napiszę, że dwa miliony franków, o które toczy(ł) się ten cały proces, to betka, w końcu znalazłoby się na tym świecie wielu chętnych na taką kasę, bo ustawiłaby (zabezpieczyłaby) ich na całe życie. Tylko że kwota ta z lekka zbladła przy tym – o czym doniosła we wtorek Polska Agencja Prasowa – że Prokuratura Regionalna w Gdańsku poinformowała o wszczęciu śledztwa w sprawie podejrzenia popełnienia przestępstw przez prezesa Polskiego Komitetu Olimpijskiego Radosława Piesiewicza. Konkretnie chodzi o „malwersacje finansowo-gospodarcze w latach 2022-2024”. Tu cytat: „Miały one polegać m.in. na wystawieniu w ramach prowadzonej własnej jednoosobowej działalności gospodarczej, w krótkich odstępach czasu, w wykonaniu z góry powziętego zamiaru, nierzetelnych faktur VAT na łączną kwotę ok. 9,3 mln zł”. A do tego dochodzą jeszcze inne podejrzenia natury finansowej, może się więc okazać, że z 9 milionów (z okładem) zrobi się na liście zarzutów coś około 13 mln.
Takie skojarzenie: w przypadku Blattera i Platiniego poszło – w przeliczeniu – o niecałe 9 mln zł za cztery lata, w przypadku Piesiewicza o 9 mln zł z dobrym okładem, ale za dwa lata. No więc bomba: w Polsce znalazł się ktoś, kto ich przebił. Jasne, zawsze można to zrzucić na karb upływu lat, na inflację, na spadek wartości pieniądza, na rozmaite inne okoliczności. Aczkolwiek powtórzmy, że w naszym rodzimym przypadku chodzi nie o wyrok, lecz „podejrzenie popełnienia przestępstwa”.
Zasadniczo sprawę powinno się potraktować z większą (dużą) powagą, choć jednocześnie przesyconą zdziwieniem, że facet na tak zacnym i prestiżowym stanowisku jak prezes PKOl przywdziewa szaty pospolitego handlarza, który za prowizję sprzeda i kupi, co tylko się da, a może to doskwierać tym bardziej że nie o prywatne pieniądze chodzi, a o publiczne.
Zostawmy to wszystko prokuraturze i sądom, niech one się wypowiedzą, postawią zarzuty (może zostaną obalone), wydadzą wyroki (może uniewinniające?!). Na nasz użytek wspomnijmy jednak, jak w powszechnym odbiorze – za sprawą tylu niejasności – tak bardzo mógł podupaść autorytet i ranga tak poważanej instytucji jak PKOl, na której czele stali ludzie tego formatu, co m.in. Włodzimierz Reczek, Aleksander Kwaśniewski, Andrzej Szalewicz, Stefan Paszczyk, Piotr Nurowski czy Andrzej Kraśnicki, którzy swoją wiedzą, znajomością sportu, wielką kulturą osobistą sami przydawali mu blasku.
Na razie mamy pełną jazgotu przepychankę o racje, kompetencje, prawnicze paragrafy. A w tle tego oczywiście pieniądze. W awanturę nie omieszkał się włączyć nawet prezydent Polski, który – jakby broniąc Piesiewicza, który z kolei wymarzył sobie ulokowanie Andrzeja Dudy w Międzynarodowym Komitecie Olimpijskim – stwierdził tydzień temu na spotkaniu z bliżej nieokreślonym kręgiem działaczy sportowych, bo nazwisk zaproszonych nie ujawniono, że: „Wygląda na to, że w polskich organizacjach sportowych ma nie być miejsca dla takich, którzy nie chcą wykonywać woli politycznej obecnej koalicji”.
Trzeba byłoby w tej sytuacji zadać pytanie: czyją wolę wykonywał Piesiewicz, wikłając się w finansowe awantury? I to na wyższym poziomie niż Blatter do spółki z Platinim...