Sport

Jak nie z Legią, to kiedy?!

Sobotnie starcie większą wagę ma dla gospodarzy. Porażka w złym stylu może dać początek rewolucji w klubie spod Jasnej Góry.

W takich nastrojach piłkarze Rakowa kończyli ostatni mecz z Legią (3:2) przy Limanowskiego. Fot. Mateusz Sobczak/PressFocus

RAKÓW CZĘSTOCHOWA

Na początek cofnijmy się do 13 marca 2019 roku. Wtedy to Raków pod wodzą Marka Papszuna po raz pierwszy pokonał Legię (2:1) i to nawet nie będąc jeszcze w ekstraklasie! W ćwierćfinale Pucharu Polski była to niespodzianka, ale sensacja już nie, bo częstochowianie zachwycali wtedy piłkarską Polskę rozmachem nowatorskiego projektu oraz wizjonerstwem właściciela. Po 21 latach banicji drużyna zmierzała do krajowej elity, a w krajowym pucharze miała już na rozkładzie m. in. Lecha. Ekipa Papszuna - będącego wtedy jeszcze na dorobku, ale już trenera rozpoznawalnego w Polsce - nie tylko skutecznie punktowała, ale robiła to często w sposób bardzo atrakcyjny dla oka, w ofensywnym stylu. Sam szkoleniowiec podkreślał, że połączenie boiskowego pragmatyzmu z efektowną, widowiskową grą jest możliwe.

Wielkość kredytu zaufania

Jako że w futbolu sześć lat to wieczność, od tego czasu zmieniło się bardzo wiele. Charyzmatyczny szkoleniowiec zdążył z Rakowem zdobyć wszystko, co było do zdobycia na krajowym podwórku, odejść z klubu w glorii niepokonanego, wrócić z rozsądku, a po drodze kilka razy wygrać z Legią, by w końcu... znaleźć się w punkcie, gdy od wyniku, a nawet stylu gry w najbliższym meczu może zależeć jego przyszłość. Wydaje się, że Papszun jeszcze nie gra o posadę, ale co jeśli w fatalnym stylu przegra z Legią, a cztery dni później dołoży porażkę z Lechem? Nikt w Częstochowie nie chce takiego scenariusza brać pod uwagę, ale można się zastanawiać, czy Michał Świerczewski sam nie doszedłby wówczas do wniosku, że tę współpracę należy zakończyć, chcąc ratować jeszcze co się da z tego sezonu. W domyśle - oczywiście Ligę Konferencji oraz Puchar Polski, bo ekstraklasę z bilansem startowym 2-6 raczej należałoby spisać na straty...

Zasługi, lojalność, przyjaźń

Niektórzy wciąż nie wyobrażają sobie takiego scenariusza ze względu na wspomnianą legendę Papszuna, pozycję wypracowaną latami, zasługi czy wreszcie lojalność i przyjacielskie stosunki pomiędzy oboma dżentelmenami. Ale w tym momencie trzeba wspomnieć, że gdyby na szali miano położyć względy sentymentalne, to Świerczewski powinien mieć czyste sumienie. Papszun bowiem sam podjął decyzję o odejściu po mistrzowskim sezonie i nie dał się namówić na pozostanie, mimo wielokrotnych prób zmiany jego decyzji przez właściciela. Czy teraz role mogłyby się odwrócić? W obecnej sytuacji żadnego scenariusza nie można wykluczyć.

Rywal wyjątkowo niewdzięczny

Teoretycznie tym razem wszystko przemawia za Legią. Warszawianie problemy z początku sezonu zdają się mieć za sobą, w poprzedniej kolejce efektownie (4:1) ograli Radomiaka, z którym przeważnie mieli problemy. Większość podstawowych zawodników jest zdrowa, do tego w niezłej formie. Wygrana w Częstochowie dla trenera Edwarda Iordanescu byłaby potwierdzeniem, że zmierza we właściwym kierunku. W tym miejscu trzeba jednak przypomnieć, że Legia z ośmiu ostatnich ligowych meczów z Rakowem wygrała zaledwie jeden! Ostatnie zwycięstwo stołecznych przy Limanowskiego miało miejsce ponad 5 lat temu! Raków to dla Legii rywal wyjątkowo niewdzięczny. Jeśli drużyna trenera Papszuna ma się przebudzić i pokazać sportową złość, to lepszego momentu już mieć nie będzie. W Częstochowie zwycięstwo z Legią miałby z pewnością większą wartość niż 3 punkty do tabeli, choć te również są niezwykle potrzebne.

Biorąc pod uwagę sumę wydaną na transfery oraz ambicje właściciela, celem Rakowa na trwające rozgrywki było mistrzostwo Polski, minimum 2. miejsce dające udział w eliminacjach Ligi Mistrzów. Miejsce dające jedynie udział w europejskich pucharach wydawało się wręcz obowiązkiem, ale optyka spoglądania na rywali z pozycji strefy spadkowej musi się zmieniać. Raków chce ją jak najszybciej opuścić, najlepiej już po dzisiejszym (godz. 20.15) meczu.

Mariusz Rajek