Jak im wierzyć?
Częstochowski magistrat ponownie nie dotrzymał słowa i nowy stadion dla Rakowa nadal spowity jest mgłą.
Od kilku lat trwa dyskusja na temat nowego stadionu dla częstochowian. Włodarzy miasta nie przekonywały do wykonania odpowiednich ruchów ani sukcesy klubu na arenie ogólnopolskiej, ani walka w europejskich pucharach. Za to chętnie błyszczeli na tle piłkarzy, jeździli wraz z nim na dalekie wyjazdy. Na początku 2024 roku wydawało się, że w końcu coś ruszyło; że skończyło się na gadaniu. Temat jednak ucichł, bo przecież już po... wyborach samorządowych!
Nihil novi
To żadne zaskoczenie. W zasadzie każda kampania samorządowa i walka o urząd prezydenta miasta w pewnym momencie musi oprzeć się na obietnice związane z budową stadionu w mieście. Raków na początku przygody z ekstraklasą rozgrywał spotkania na wynajmowanym obiekcie w Bełchatowie. Puchary to z kolei mecze w Bielsku-Białej i Sosnowcu. Gdyby nie dobre relacje władz klubu z UEFA, to większość spotkań, które wcześniej odbywały się przy Limanowskiego w ramach europejskich rozgrywek, nie doszłoby tam do skutku.
W takiej atmosferze rozstrzygnięto walkę o prezydenturę w 2019 i 2024 roku. W obu przypadkach obiecywano budowę nowego obiektu. Robiła to większość kandydatów niezależnie od politycznych powiązań. Raków miał też swoją wizję obiektu, o której słychać było dwa lata temu. Wstępnie wybrano nawet miejsce, czyli dawne zakłady Elanexu przy ulicy Krakowskiej w sąsiedztwie stadionu Victorii. Plan był jasny - zbudować obiekt, który poza meczami przyniesie korzyści finansowe poprzez udostępnienie miejsc na sklepy, restauracje czy biura. Skończyło się na wizualizacji. Koło jednak się zamyka. Raków ma koncepcję, miasto obiecuje pomoc. I na tym się kończy, co pokazuje najnowszy przypadek.
Gdzie jest studium?
- Jeżeli mówimy o terminach, kosztach, parametrach i innych kwestiach, to poinformujemy o tym wszystkim, gdy będzie w naszych rękach wstępne studium wykonalności – powiedział kilka miesięcy temu prezydent Częstochowy Krzysztof Matyjaszczyk. O czym mowa? Miał to być, opracowany przez warszawską firmę Agraria, swoisty plan budowy stadionu. Miał zawierać analizy, pozwalające dobrać go do potrzeb miasta i klubu. Chodziło o wielkość widowni czy zainteresowania użytkowników obiektu.
Analiza miała zostać wykonana do 12 lipca. Na jej podstawie miano przygotować m.in kosztorys. Dokumentu jednak wciąż nie ma. Wedle oficjalnych informacji z urzędu miasta magistrat i wykonawca studium podpisali aneks, według którego dokument ma być gotowy do końca września. Czy tak się stanie? Nieoficjalnie słychać, że poślizg może być większy.
To pokazuje podejście urzędu do klubu, a przede wszystkim kibiców. Obietnica została złożona, ale bez konkretów. Inaczej można byłoby rozliczyć miejskie władze.
Dwie bańki za bilety?
Złość przy Limanowskiego związana ze stadionowym przeciąganiem liny jest w pełni zrozumiała. Szczególnie że pojawił się temat miejskiego wsparcia w ramach promocji przez sport. Swego czasu miasto chciało nawet je ograniczyć. Zmieniało także zasady jego przyznawania w taki sposób, aby wówczas pnąca się po szczeblach rozwoju Skra nie mogła uzyskać wsparcia. Tym razem Raków może otrzymać 2,4 mln złotych. Wedle informacji „Gazety Wyborczej” miasto oczekuje w zamian powierzchni reklamowych oraz 30 biletów na każdy mecz.
O ile pierwsze wymaganie jest normalne i zrozumiałe, o tyle oczekiwania względem biletów, gdzie i tak wielu wysoko postawionych miejskich urzędników otrzymuje miejsca wraz z klubowymi władzami, wydają się irracjonalne. Zespół z Limanowskiego pewnie na to przystanie. W końcu zdaje sobie sprawę, że musi tańczyć tak, jak zagra magistrat. Inaczej mgliste i nierealne wręcz marzenia o stadionie się nie spełnią.
(ptom)
U bram Wenecji?
Udane Copa America w wykonaniu Johna Yeboaha spowodowało, że znalazł się on w kręgu zainteresowań innych klubów. Wedle plotek, pomocnik częstochowian miał otrzymać ofertę z występującej w Serie A Venezii. 24-latek miałby podpisać we Włoszech umowę do 2027 roku. Raków z kolei zarobiłby na tym ruchu około 3 miliony euro.