Jak bić, to na wyjeździe
Skuteczność Ruchu w meczach na obcym terenie jest znacznie niższa niż u siebie.
RUCH CHORZÓW
Chorzowianie pochwalili się ostatnio, że są jedyną drużyną w ekstraklasie i I lidze, która jak na razie nie przegrała u siebie. Rozszerzając tę statystykę na cały szczebel centralny, dopisać do nich można jeszcze lidera II ligi, Pogoń Grodzisk Mazowiecki, który imponuje formą.
Czekają na wiosnę
Nieco mniej kolorowo wygląda statystyka porażek, jeśli zerknie się na mecze wyjazdowe. W 17 kolejkach Ruch przegrał pięć razy i wszystkie te spotkania rozegrał w delegacji. Nadmienić jednak należy, że „Niebiescy” zaliczyli poza „swoim” stadionem zdecydowanie najwięcej meczów, co miało rzecz jasna związek z sierpniowo-wrześniową serią wyjazdową, którą wymusiła (nie)dostępność Stadionu Śląskiego. Mieli więc najwięcej okazji do porażek, ale idąc też tym tokiem rozumowania... skoro grali najmniej meczów u siebie, to mieli też najmniej okazji do wpadek. Gołym okiem widać jednak, że grając na chorzowskim kolosie, piłkarze Ruchu czują się lepiej, co zresztą nie jest niczym szczególnie dziwnym. Aktualnie, znajdując się na półmetku rozgrywek, są w strefie barażowej, a do lidera tracą 11 punktów. Jeśli uda im się utrzymać siłę Stadionu Śląskiego, wiosną będą mieli okazję do zniwelowania tej różnicy. Od lutego do kwietnia zagrają osiem spotkań, z których aż siedem odbędzie się w „Kotle czarownic”!
Średnia o połowę gorsza
Kwestię domowo-wyjazdową warto jednak odnieść tylko do okresu pracy trenera Dawida Szulczka. W spotkaniach ligowych (nie ma co mieszać do tego Pucharu Polski) punktuje on ze średnią 2,1 na mecz. To znakomity wynik, na który złożyło się siedem zwycięstw i trzy porażki. Jak widać, szkoleniowiec ze Świętochłowic nie lubi remisów-kompromisów. Na Stadionie Śląskim jest bezlitosnym gospodarzem, bo wygrał wszystkie cztery spotkania, więc średnia punktowa wynosi równe trzy. Na wyjazdach już tak wesoło nie ma. Tam średnia „zjeżdża” do 1,5 punktu na mecz, co nie jest jakimś beznadziejnym wynikiem, ale jednak wyraźnie słabszym niż u siebie. Ruch Szulczka w delegacji trzy razy wygrał i trzy razy przegrał. Jeśli przegrywał, to zawsze do zera. Co ciekawe, w każdym tym meczu chorzowian wspierała na trybunach wielka delegacja ich kibiców, a piłkarze regularnie podkreślają, że grając na wyjeździe, czują się niemalże jak na Śląskim. – Już kiedyś mówiłem, że kibice są niesamowici. W każdym meczu czujemy się, jakbyśmy grali u siebie. W Warszawie było podobnie. Przepraszamy, bo wiele dla nas podróżują, ale nie potrafiliśmy ich uszczęśliwić. Jestem pewny, że w piątek (z Odrą – przyp. red.) damy im powody do radości. Zrobimy wszystko, aby tak się stało – mówił Soma Novothny, od pierwszego dnia w Ruchu będący pod wrażeniem „niebieskiej” publiki.
Mazowsze im nie sprzyja
Trzy wyjazdowe porażki Szulczka mocno się od siebie różniły. Za każdym razem półka rywala była inna – Miedź była tym z topu, Stal tym z dołu, a Polonia ze środka. Z zespołami ze Stalowej Woli i Warszawy „Niebiescy” zagrali nijako i apatycznie, wolno, choć o ile ze „Stalówką” mieli jeszcze kilka okazji na bramkę, to z „Czarnymi koszulami” nie było ich prawie wcale. Co ciekawe, najlepiej z tego grona szło im z Miedzią, mimo że finalnie wrócili z Legnicy z rezultatem 0:3, najgorszym w tym sezonie. Do przerwy Ruch był jednak stroną lepszą i powinien prowadzić. Na swoje nieszczęście stracił dwie szybkie bramki na początku drugiej połowy, a potem – przez głupotę – Macieja Sadloka, w osłabieniu nie był w stanie zagrozić gospodarzom. Można zatem odnieść wrażenie, iż Ruch w delegacji lepiej czuje się... u tych silnych. Za Szulczka pokonał przecież na wyjeździe ŁKS, Stal Rzeszów, a także derbowego rywala GKS Tychy (abstrahując od jego ogólnej dyspozycji). W tym roku chorzowianie zagrają poza Śląskim jeszcze tylko ze Zniczem Pruszków, drużyną – na oko – z poziomu Polonii. Mazowsze im do tej pory nie sprzyjało, bo nie dość, że ulegli w Warszawie, to jeszcze wcześniej przegrali także na stadionie Wisły Płock.
Piotr Tubacki