Jesus Imaz (z lewej) uratował Jagiellonię przed porażką z Legią. Fot. Leszek Szymański/PAP


„Jaga” walcząca do końca

Lider uratował punkt na Łazienkowskiej dzięki bramce zdobytej w końcówce.

 

Przed wyjazdem do stolicy otuchy swoim kolegom z drużyny oraz kibicom dodawał kapitan Jagiellonii, Taras Romanczuk. – Wiemy, ile ten mecz znaczy dla naszych kibiców – powiedział 33-letni pomocnik. – Cieszymy się, że tak duża ich liczba przyjedzie za nami do Warszawy. Nasze obecne miejsce to zasługa całego sztabu szkoleniowego. Z Legią trzeba będzie powalczyć. Nie bójmy się grać w piłkę, bo do tej pory to była nasza mocna strona – dodał Romanczuk.


Łatwiej powiedzieć, znacznie trudniej zrealizować. Legia była podwójnie zmotywowana, ponieważ ewentualna wygrana pozwoliłaby stołecznej jedenastce zmniejszyć dystans do lidera do czterech punktów. Ale to goście pierwsi zagrozili bramce rywali. Już w 2 minucie Nene z końcowej linii boiska wycofał piłkę do Dominika Marczuka, ale strzał pomocnika „Jagi” w ostatniej chwili zablokował Patryk Kun.


Legia odgryzła się w 14 minucie, gdy Josue idealnie obsłużył Tomasza Pekharta, który „skleił” piłkę, a następnie posłał ją nad bramkarzem gości, Zlatanem Alomeroviciem. Po lobie Czecha futbolówka odbiła się od spojenia słupka z poprzeczką, Pekhart pospieszył z dobitką, lecz zmierzającą do bramki piłkę z linii bramkowej wybił Mateusz Skrzypczak. Jednak co się odwlecze, to nie uciecze. W 30 minucie Josue obsłużył Marca Guala, hiszpański napastnik „nawinął” Skrzypczaka, a następnie precyzyjnym uderzeniem nie dał szans na udaną interwencję Alomeroviciowi.


Po przerwie trwała wymiana ciosów, w 64 minucie niewiele brakowało, by Josue podwyższył prowadzenie Legii. Po kąśliwym strzale Portugalczyka zza pola karnego Alomerović sparował futbolówkę na korner. Gospodarze nie zdołali utrzymać korzystnego wyniku do końcowego gwizdka sędziego Szymona Marciniaka. W 83 minucie Marczuk na prawej flance ośmieszył piłkarzy Legii, po czym wyłożył piłkę jak na tacy Jesusowi Imazowi. Spudłować w takiej sytuacji byłoby dużą sztuką.

 

Bogdan Nather


1

TYLKO RAZ

udało się wygrać Jagiellonii z Legią w sześciu ostatnich pojedynkach w stolicy. „Duma Podlasia” dokonała tej sztuki 29 sierpnia 2020 roku, gdy zwyciężyła na Łazienkowskiej 2:1 po golach Jakova Puljicia i Jesusa Imaza. Autorem honorowego trafienia dla gospodarzy był wówczas Tomasz Pekhart.

 



GŁOS TRENERÓW

Adrian SIEMIENIEC: – Chciałem rozpocząć od gratulacji dla zespołu za punkt. Za nami dwa bardzo trudne mecze, jeśli chodzi o sferę mentalną i ciężar gatunkowy. Niełatwo grać w półfinale Pucharu Polski na Pogoni i o ligowe „oczka” przy Łazienkowskiej. Do przerwy przegrywaliśmy, nie było łatwo wrócić do spotkania, ale walczyliśmy, wierzyliśmy do końca, że możemy zapunktować. W trudnym momencie pokazaliśmy charakter i mentalność. Szczególne podziękowania kieruję do naszych kibiców. W niedzielę nie było im łatwo, gdyż gospodarze mieli bardzo dużą przewagę liczebną na trybunach, ale fantastycznie nas wspierali przez cały mecz, czuliśmy ich doping.


Kosta RUMJAIĆ: – Czy wynik oddaje przebieg rywalizacji? Teraz niełatwo dokładnie odpowiedzieć na takie pytanie. Nie jest to dla nas dobry rezultat, gdyż naszym celem było zwycięstwo. Mieliśmy dobre momenty, mogliśmy strzelić drugiego gola, ale tak się niestety nie stało. Wiedzieliśmy, że Jagiellonia to niebezpieczny rywal – dla mnie to najlepszy zespół ekstraklasy w obecnym sezonie. Za łatwo straciliśmy gola, potem nie potrafiliśmy zareagować. Spoglądając w niedzielę na naszą ławkę rezerwowych nie było kilku zawodników, choćby z powodu kontuzji. Blaż Kramer nie mógł wystąpić, Paweł Wszołek pauzował za czerwoną kartkę. Brakowało mocy, jaką powinna mieć Legia.