Irytująca nieudolność
Z DRUGIEJ STRONY - Bogdan Nather
Po zwycięstwie ze Szkocją na Hampden Park powinienem z radości skakać pod sufit, ale miałem na to taką samą ochotę, jak na staranie się o pracę w cukierni. Dlatego proszę wszystkich niepoprawnych optymistów o wybaczenie, że nie zemdlałem z wrażenia po wiktorii wybrańców Michała Probierza. Moja „oziębłość” wynikała z faktu, że sen z powiek spędzała mi nieudolność - w niektórych momentach - naszych defensorów. Okej, wiem doskonale, że jeżeli chcę zobaczyć spektakl wysokich lotów, powinienem pójść do... teatru, ale, do jasnej cholery, w końcu mówimy o reprezentacji kraju, czyli elicie naszych piłkarzy. Przynajmniej w teorii.
Nie będę ściemniał, że wierzyłem w zwycięstwo Biało-czerwonych w Osijeku. Przeciwnie, byłem gotów postawić dolary przeciwko orzechom, że Luka Modrić i spółka odeślą drużynę Michała Probierza do narożnika. Nie przyjmuję zarzutu, że to postawa mało patriotyczna. Zgoda, przemawiał przeze mnie pesymizm, aczkolwiek nie skrajny. W tym miejscu wyjaśnijmy sobie jedną rzecz - kto to jest tzw. pesymista? Otóż jest to optymista, tylko dobrze poinformowany.
Skromne zwycięstwo „Ognistych” jest mylące, bo ich przewaga w niedzielnej potyczce jest nie do podważenia. Zresztą statystyki mówią wszystko: strzały celne 6:2, strzały niecelne 12:5, rzuty rożne 8:2, posiadanie piłki 61:39. Wystarczy? Do przerwy wybrańcy Michała Probierza prezentowali się tragicznie, o czym świadczy fakt, że nie oddali na bramkę rywali ani jednego strzału! Celnego bądź niecelnego. Nie wiem, dlaczego Biało-czerwoni w pierwszych trzech kwadransach zagrali tak bojaźliwie, ale bali się rywali tak samo, jak w czasach inkwizycji niewierni bali się łamania kołem. I proszę mi wierzyć - nie mam powodów do satysfakcji, że przewidziałem taki rozwój wydarzeń na stadionie w Osijeku.
Wyjdzie na to, że notorycznie „czepiam się” obrońców, ale ich niefrasobliwość i nieudolność momentami jest posunięta do granic absurdu. W 21 minucie błąd w wyprowadzeniu piłki popełnił Jan Bednarek i rywale szybko rozegrali piłkę, na nasze szczęście Luka Modrić minimalnie chybił, bo Łukasz Skorupski nie byłby w stanie zapobiec nieszczęściu. W 51 minucie z kolei dał popalić Sebastian Walukiewicz, który przed naszym polem karnym w zapaśniczym stylu powalił na ziemię Bruno Petkovicia. Nie potrafię jedynie rozstrzygnąć, czy była to akcja żywcem wyjęta z zapasów w stylu klasycznym (próba „wózka” za dwa punkty?), czy stylu wolnym. Znacznie gorszeod bezmyślności obrońcy Torino były konsekwencje jego zagrania, bo Modrić po uderzeniu z rzutu wolnego zbierał gratulacje od kolegów z drużyny. Kilka minut później z naszymi defensorami zabawił się Igor Matanović, ale na nasze szczęście po jego uderzeniu futbolówka trafiła w poprzeczkę. Owszem, mogliśmy ten mecz nawet zremisować, gdyby Robert Lewandowski po kapitalnym zwodzie nie trafił w poprzeczkę, tylko do bramki, ale to byłby nadmiar szczęścia.