Sport

Inwestor? Spokojnie poczekamy

Rozmowa z Lukasem Podolskim, mistrzem świata z 2014 roku, piłkarzem Górnika Zabrze

Louis Podolski, Stanisław Oślizło i Lukas Podolski z tablo z okazji 100 występów w Górniku. Fot. Michał Meissner/PAP

Porażka z mistrzem Polski u siebie chyba mocno boli, bo okresami graliście naprawdę dobrze?

- Obie bramki straciliśmy po błędach. Tak to w piłce jest. Nie powinniśmy byli tego spotkania przegrać. Nie mieliśmy za wielu sytuacji, ale to samo można powiedzieć o rywalach. Nie ograli nas nie wiadomo jaką grą, mecz był wyrównany, nawet ze wskazaniem na nas, ale zabrakło nam więcej dominacji i strzałów na bramkę.

Te stracone w kilka minut bramki...

- Daliśmy przeciwnikowi dwa prezenty. Nie wybijamy dobrze piłki, rywale ją przejmują, podają i strzelają do naszej siatki. Szkoda, ale takie sytuacje się zdarzają. Teraz przed nami kolejne spotkania; no i co, głowa do góry, gramy dalej.

Szkoda tych przegranych u siebie, bo po porażkach z Lechią i Zagłębiem, teraz tracicie punkty z Jagiellonią. Kibice nie byli zadowoleni...

- Tak to czasami jest. Oczywiście, porażki u siebie bolą, bo ani z Lechią, ani z Lubinem nie powinniśmy byli przegrać. W niedzielę też mogło być inaczej. Odkąd jestem w Górniku powtarzam - kibice i ludzie wokół klubu mają oczekiwania, ale nie jesteśmy na dziś takim zespołem, jak Jagiellonia, która stawia sobie poprzeczkę wyżej. Pracujemy, wszystko jest na dobrej drodze, ale nie ma jeszcze tej jakości, żeby takie mecze, które są pół na pół, przechylić na naszą korzyść.

Jak pan oceni Jagiellonię, która walczy na kilku frontach, w tym w Lidze Konferencji?

- Gra dobrze, ma budowany przez lata zespół, styl. Nie patrzę jednak na to, co robią inne kluby. Patrzę na to, co dzieje się u nas w Zabrzu, na boisku i poza nim. Jest dużo pracy.

Do 4 listopada mieliśmy poznać ewentualnych inwestorów, którzy byliby zainteresowani przejęciem Górnika. Teraz jak wiemy termin składania ofert został przedłużony do końca stycznia. W międzyczasie pojawiła się nazwa firmy Panattoni, która miałaby być zainteresowana wejściem w Górnika. Jak pan na to patrzy, jako osoba będąca blisko zarządu Górnika?

- Wszystko zostało przedłużone właśnie przez inwestora, który potrzebuje więcej czasu. Dobrze, że tak się stało. To nie jest tak, że jest podana jakaś cena, jak na giełdzie, a do transakcji dochodzi jutro. To musi trochę potrwać. Zobaczymy co z tego wyniknie, a jak na koniec nie będzie nikogo, to też sobie poradzimy.

W przypadku firmy Panattoni zaangażowana jest pana osoba?

- Jest zainteresowanych kilka podmiotów, ale nie mam wglądu kto to jest i jaka firma jest zainteresowana. To już trzeba zapytać w mieście. Co do terminu, to OK, że został przedłużony. Czas jest ważny, żeby sprawy poukładać i żeby wszystko było dobrze. Zobaczymy na koniec kto będzie zainteresowany, jaka jest proponowana cena? Papierami się aż tak nie interesuję, nie znam szczegółów. A jak już będzie ktoś chętny, to nie znaczy, że od razu wszystko mu trzeba oddać. Trzeba taką osobę czy osoby sprawdzić. Nie może być tak, że ktoś się zgłasza i na wariata wszystko się sprzedaje. Trzeba ofertę dobrze przeanalizować, a nie działać na szybko. Jak nikogo nie będzie, to też nic się nie stanie i też sobie poradzimy. Dalej będziemy pracować. Jak się znajdzie inwestor to fajnie, a jak nie, to być może pojawi się za rok, dwa czy pięć lat. Nie wiem czemu musi być takie ciśnienie, że już, że teraz. Trzeba działać spokojnie, poszukać odpowiedniego podmiotu, rozpisać zasady współpracy i postawić warunki.

Jeszcze wracając do pana pożegnalnego meczu w Kolonii przed niespełna miesiącem, po nim pojawiły się informacje, że do Polski wybiera się prezydent 1.FC Koln Werner Wolf, żeby namówić Lukasa Podolskiego do powrotu, do zajęcia posady wiceprezydenta klubu. To prawda?

- Nie wiem. Musisz bezpośrednio do niego zadzwonić czy przyjeżdża, kiedy i po co. A jak przyjedzie, to sobie posłucham co chce i potem zobaczymy. Na luzie, bo na razie nie mam planów, żeby wyjeżdżać z Polski. Nam, mówię o całej rodzinie, bardzo się tutaj podoba, czujemy się tutaj dobrze i jesteśmy szczęśliwi. Nie ma w ogóle planów i chęci, żeby stąd wyjechać. Jasne, zawsze są rozmowy, każdy wie jakie mam podejście do klubu, do Kolonii, ale nie musi to być tak, że przyjeżdża prezydent klubu, a pojutrze mam tam pracę. Jestem młody, jeszcze wiele przede mną i jeszcze wiele rzeczy może się wydarzyć. Jak mówię, w Górniku jestem zadowolony. Jest wielu dobrych, pozytywnych ludzi i trzeba się starać coś zbudować, a czy to będzie za rok, czy w innej perspektywie czasowej, to Górnik i tak zawsze z tymi kibicami i stadionem będzie. Wiem, że wielu się niecierpliwi, ale trzeba spokojnie poczekać, bo to nie może być tak, że ktoś "se Górnika biere" i traktuje go jak zabawkę, tak jak ma to miejsce w innych klubach. To nie jest tak, że zawsze jest hurra. Są kluby w Polsce, które mają inwestora i nie są zadowolone. Tak samo jest za granicą. Nie jest tak do końca, że jest inwestor i już jest dobrze. Jak ludzie i my będziemy w klubie dobrze pracować, to trzeba się zastanowić, czy w ogóle opcja sprzedaży jest potrzebna. Trzeba pracować nad planami B i C, a nie kłaść wszystko na jedną kartę, na wyczekiwanego inwestora, że ktoś ciepnie parę milionów i coś się zaraz wygra. Tak łatwo to niestety nie jest.                   

Rozmawiał Michał Zichlarz