Sport

Introwertyk? Nic bardziej mylnego!

W europejskich pucharach czeka nas „mała Liga Mistrzów”, a w Orlen Superlidze może skuteczniej dobierzemy się do duetu z Płocka i Kielc - mówi szkoleniowiec Górnika Zabrze, Tomasz Strząbała.

Tomasz Strząbała uchodzi za niezwykle wymagającego trenera. Fot. Norbert Barczyk/PressFocus

Niedawno zakończyliście urlopy i wróciliście do zajęć. Jaki nastrój panuje w zespole trzeciej siły męskiego handballu w Polsce?

- Sezon po sezonie zajmujemy 3. miejsce, tuż za eksportowym duetem z Płocka i Kielc, co poczytuję za duży sukces. Na finiszu ostatniego play offu pokazaliśmy, że potrafimy być skuteczni w obronie i w ataku. Przewaga nad resztą stawki była bardziej widoczna niż poprzednio, ponieważ decydujące dwumecze wygraliśmy do zera, a w 1. rundzie potrafiliśmy połączyć występy w Orlen Superlidze i europejskich pucharach.

Kontakt z Europą przyniósł wiele pozytywów. Wasze występy z przychylnością zostały odnotowane w kraju.

- Graliśmy z zespołami, które obijały się o Ligę Mistrzów, więc uważam, że zaprezentowaliśmy się na miarę naszych możliwości, a nawet lepiej. Byliśmy zadowoleni, ponieważ wcześniej nie było awansu do fazy grupowej, a w niej z silną ekipą z Hanoweru przegrywaliśmy 4-6 bramkami, a nie 10, jak do tej pory inne polskie zespoły.

Czy pucharowe doświadczenie zaprocentuje?

- Procentowało już w końcowej fazie rozgrywek ligowych, ale brakuje nam jeszcze pewnej stabilizacji i dlatego stale powinniśmy wzmacniać zespół. Wtedy jeszcze szybciej będziemy szli w dobrym kierunku.

W nadchodzącym sezonie znów będzie okazja pokazać się na europejskiej arenie. Jesteście gotowi na rywalizację w Lidze Europejskiej?

- Po losowaniu grup już wiemy, że czekają nas potyczki z Montpellier, czołowym klubem francuskim, oraz zwycięzcami dwumeczów pomiędzy węgierskim Ferencvarosi TC a duńskim Bjerringbro-Silkeborg i między hiszpańskim Fraikin BM Granollers a szwedzkim IFK Kristianstad. Praktycznie wszystkie te zespoły grały już na najwyższym poziomie, a nie muszę dodawać, że w Danii, Szwecji, a także na Węgrzech piłka ręczna jest jedną z najważniejszych dyscyplin. Bez względu na to, kto dołączy do nas i Montpellier, nasza grupa będzie „małą Ligą Mistrzów”.

Do startu Orlen Superligi został miesiąc. Czy nasz eksportowy tandem będzie przez was „skubany” z większym powodzeniem?

- Oczekiwania będą podobne, jak w poprzednich sezonach, ale jak popatrzymy, kto jakie robi transfery, jak Płock i Kielce wzmacniają skład przed Ligą Mistrzów, to możemy śmiało zadać sobie pytanie - czy będziemy w stanie się do nich dobić? Czy nie lepiej będzie skupić się na ugruntowywaniu naszego 3. miejsca? Poprzedni sezon pokazał, że z najlepszą dwójką potrafimy zagrać dobre zawody. Nie położyliśmy się, tylko walczyliśmy na tyle, na ile nas było stać, więc myślę, że to właściwy kierunek naszej dalszej pracy.

Jest pan zadowolony z dokonanych transferów?

- Trzy, jakie przeprowadziliśmy latem oraz wcześniejszy Serba Milana Ivanovicia powinny, wystarczyć, ale czy tak będzie, pokaże dopiero sezon. Każdy nowy potrzebuje czasu na aklimatyzację, ale jestem przekonany, że dołączyli do nas zawodnicy, którzy podniosą nasz poziom. Na ligę umiejętności już mają, natomiast na poziom międzynarodowy potrzebują jeszcze ogrania i doświadczenia.

To koniec wzmocnień?

- O tym decyduje budżet klubu. Ci, których już mamy, mają zapewnione naprawdę bardzo dobre warunki. Mamy też obiecującą młodzież, która pracuje z nami. W nadchodzącym sezonie tych utalentowanych chłopaków będziemy wprowadzać do pierwszego zespołu.

Takie będą losy biało-czerwonych, jakie będzie szkolenie młodzieży w Polsce...

- Wytyczyliśmy sobie pewien kierunek pracy i nie można z niego szybko rezygnować. Siatkówka też kiedyś zaczynała, tylko jej ośrodki, powstałe jeszcze przed SMS-ami w piłce ręcznej, spełniły dużo większą rolę niż w naszej dyscyplinie. Do nich trafiała naprawdę perfekcyjnie wyselekcjonowana młodzież i dlatego jest taki dobrobyt młodych zawodników, talentów. Ponadto nasza liga siatkarska jest jedną z najlepszych na świecie. Nasi zawodnicy są coraz bardziej wartościowi dla lig zagranicznych, grają obok najlepszych zawodników świata. Ich rozwój jest więc zagwarantowany. Niestety, w piłce ręcznej tak nie jest. Polska reprezentacja musi więc czekać na dopływ młodzieży, która - mam nadzieję - będzie coraz lepiej szkolona w SMS-ach i klubach. To nasza jedyna szansa, innej drogi rozwoju niż dobre szkolenie nie mamy.

Orlen Wisła została mistrzem Polski. Myśli pan, że teraz Płock będzie dominował w kraju?

- Za Bertusa Servaasa, gdy zespół się budował i później - po wygraniu Ligi Mistrzów w 2016 roku - bardzo dobry kierunek miały wytyczony Kielce. Do klubu z tego miasta trafiali najlepsi zwodnicy z Polski i zagranicy. Podobnie jest teraz w Płocku, gdzie kopem był pierwszy od 12 lat tytuł. Teraz rodzą się pytania: w którym to pójdzie kierunku, czy Płock potwierdzi siłę i obroni mistrzostwo, jak na detronizację zareagują Kielce? Oczywiście nazwiska, które już trafiły do Płocka i mają trafić w przyszłym roku, naprawdę robią wrażenie (m.in. Zoltan Szita, Marko Panić, Viktor Hallgrimsson - przyp. red.). To są gracze światowego formatu, więc zapowiada się szalenie ciekawa rywalizacja o krajowy prymat.

Wyczuwam u pana sentyment do Kielc...

- Nie może być inaczej, skoro tam pracowałem. Mam sentyment do Kielc, ale obserwuję i doceniam to, co się dzieje w Płocku, bo najważniejsze jest dobro polskiej piłki ręcznej.

Jak rodowity kielczanin czuje się na Górnym Śląsku?

- Od czasów studiów na katowickiej Akademii Wychowania Fizycznego zmieniło się bardzo dużo. Katowice się przeobraziły, Górny Śląsk odmienił się całkowicie. To jest dziś prawdziwie europejski region. Bardzo miło zostałem przyjęty w Zabrzu. W pierwszym roku mojej pracy były sukcesy, ale nie wiem, co będzie, kiedy coś się nie powiedzie (śmiech).

Co poza piłką ręczną?

- Naturalnie najważniejsza jest rodzina. Zimą lubię szusować na nartach, a latem przebywać na wybrzeżu. Zwiedzam też świat, raczej właśnie w kierunku morza. Woda, słońce - w tym klimacie najlepiej się regeneruję, ponieważ praca trenera jest bardzo stresująca. Kto nie ma jej za sobą, ten nie ma zielonego pojęcia, o czym mówię. Gdy się pracuje na wysokim poziomie i mierzy z tak wielkimi oczekiwaniami jak w Zabrzu, to człowiek naprawdę musi dobrze wypocząć oraz nabrać sił przed kolejnymi wyzwaniami.

Postrzega się pana jako introwertyka, a tymczasem jest pan po prostu perfekcjonistą.

- Introwertyk? To bardzo mylące, choć temat jest złożony i zależy od wielu czynników. Raczej lubię kontakt z ludźmi, jestem do nich otwarty, ale też bardzo szybko i impulsywnie reaguję. Jeżeli się do czegoś przygotowuję i jestem tego pewny, a ktoś nie wykonuje tego, co wymagam, to reaguję bardzo szybko.

Boli, że mimo sukcesów i takiej pozycji w Polsce, jesteście w cieniu piłkarzy Górnika?

- Zdecydowanie.

Czego najbardziej brakuje oprócz zwykłego docenienia waszej pracy?

- Zdaję sobie sprawę, że równowagi w traktowaniu nie będzie, zwłaszcza na Śląsku, gdzie w ubiegłym roku w ekstraklasie był nie tylko Górnik, ale i chorzowski Ruch. Ludzie żyją tutaj piłką nożną, a takie śląskie derby ściągają tłumy kibiców na przepiękne stadiony, jak ten w Zabrzu. Jak stadion przy Roosevelta zostanie dokończony, to będzie to supermiejsce do gry. No a my ciągle czekamy i prosimy się o halę z prawdziwego zdarzenia, w której kibice mogliby nas wspierać. Niestety, nie wiem, czy w ogóle taka powstanie w Zabrzu. A przecież piłka ręczna to taka piękna i ciekawa dyscyplina.

Chciałoby się was wesprzeć słowami - nie porzucajcie nadziei...

- Mało prawdopodobne, ale w imieniu chłopaków i klubu dziękuję za życzliwość.

Rozmawiał Zbigniew Cieńciała


LETNIE TRANSFERY

Przychodzą:

Krzysztof Komarzewski (Energa MKS Kalisz), 

Bogdan Czerkaszczenko (MMTS Kwidzyn), 

Dan-Emil Racotea (Dinamo Bukareszt)

Odchodzą

Sebastian Kaczor (USAM Nimes),

Damian Przytuła (MOL Tatabanya), 

Patryk Mauer, 

Aleksander Baczko, 

Rennosuke Tokuda