Sport

Interwencja VAR-u nie powinna mieć miejsca!

Rozmowa ze Zbigniewem Przesmyckim, byłym przewodniczącym Kolegium Sędziów PZPN-u

Zbigniew Przesmycki szefował sędziom w czasie wprowadzania VAR-u w polskiej piłce. Fot. Jacek Prondzyński/PressFocus

Mówiąc przekornie: pan jest odpowiedzialny za burzę wokół słów Szymona Marciniaka po meczu Korona - Górnik! To za pana kadencji wprowadzono VAR do polskiej piłki!

- Wprowadzaliśmy, to prawda. Pewnego dnia prezes Boniek powiedział ruszamy z tym VAR-em" i ruszyliśmy.

A jak się panu słowa sędziego Marciniaka dotyczące „miękkich” karnych podobają? „To karne a la play station” - powiedział...

- Jestem już prawie dwa tygodnie za granicą i nie znam wypowiedzi Szymona. Jednak właśnie z nim rozmawiałem! Był w drodze na mecz Ligi Mistrzów i powiedział, że źle odczytano jego intencje kryjące się za tą wypowiedzią. Oczywiste jest bowiem dla nas obu, że w takich sytuacjach – zgodnie z protokołem VAR - interwencja wideo-asystenta w ogóle nie powinna mieć miejsca! Przecież przepisy stanowią jasno: VAR interweniuje jedynie w przypadku „poważnego i rażącego” błędu sędziego. Błędu oczywistego. Natomiast za określeniem „karny a la play station” czy też „miękki karny” wcale nie kryje się coś oczywistego. Trudno na gruncie językowym postawić równość między słowami „miękki” i „rażący”.

Polska liga przyzwyczaiła nas do tego, że w takich sytuacjach VAR niemal zawsze wzywa sędziego głównego przed ekran. A gdy ten już podejdzie, to...

- …to wcale nie musi jeszcze oznaczać, że sędzia ma swoją decyzję zmienić. Jeżeli uznał, że pokazany mu kontakt jest z kategorii „miękkich”, to może po prostu utrzymać decyzję podjętą w trakcie gry. Z pewnością przy takich „miękkich” sytuacjach łatwo wskazać argumenty za podyktowaniem rzutu karnego, ale równie łatwo i te przeciwko podjęciu takiej decyzji.

Krótko mówiąc: sytuacja kontrowersyjna, nieoczywista – a więc niepowodująca interwencji VAR?

- Dokładnie tak. Zawsze powtarzałem i powtarzam, że kontrowersja nie oznacza błędu popełnionego przez sędziego. Rzecz polega na tym, że sędzia nie mogąc w takich sytuacjach podjąć decyzji „na 50 procent”, musi się określić: tak albo tak, choć z pewnością ma argumenty i za jednym, i za drugim rozwiązaniem.

VAR miał naprawiać błędy, a dziś wydaje się, że stanowi wyłącznie narzędzie nacisku opinii publicznej i ekspertów na sędziów. Ma pan takie wrażenie?

- VAR wprowadzono po to, by wyeliminować wszystkie błędy sędziów w sytuacjach, których z płyty boiska nie byli w stanie wyłapać i podjąć właściwej decyzji. Momenty, w których arbiter po prostu nie jest w stanie dostrzec i właściwie ocenić całości sytuacji, się zdarzają, są częścią gry. Gdyby ich nie było, po prostu selekcjonowano by sędziów nieomylnych, trenowano ich i wyznaczano do prowadzenia meczów, ale wiemy, że to niemożliwe.

Zapytam jeszcze raz: nie każda sugestia VAR-u musi oznaczać zmianę decyzji podjętej na murawie?

- Oczywiście. Sędzia dobiega do monitora, ocenia sytuację z różnych kamer i ma pełne prawo utrzymać boiskową decyzję. Sędzia na boisku jest jeden i tylko on podejmuje ostateczną decyzję. Pozostali członkowie ekipy sędziowskiej są jego asystentami. Dlatego też sędzia stwierdzając, że argumenty za zmianą decyzji przedstawione przez wideo-asystenta na prezentowanych powtórkach nie są wystarczające, może - a nawet musi - utrzymać swoją pierwotną decyzję. System VAR nie został zaprojektowany po to, aby zmieniać jedną decyzję kontrowersyjną w drugą, siłą rzeczy również kontrowersyjną!

Rozmawiał Dariusz Leśnikowski