Inteligencja lepsza niż sztuczna
Po wygranej w Łodzi Górnik Zabrze czeka na przyjazd mistrza Polski.
Zwycięstwo-remis-porażka-zwycięstwo. Według takiego samego algorytmu, jak się dzisiaj mądrze mówi, grały ostatnio w lidze drużyny Górnika i Widzewa. Sztuczna inteligencja wskazałaby więc remis w bezpośrednim meczu tych zespołów, ale nie po raz pierwszy okazało się, że prawdziwa inteligencja przebija sztuczne wynalazki.
Jan Urban, trener Górnika, miał prosty sposób na ten mecz. - Spodziewaliśmy się, że Widzew będzie grał wysokim pressingiem. Kluczem do sukcesu było to, czy uda nam się spod tego pressingu wyjść. Udało się!
Na pewno nie obliczenia z laptopa, a trenerska intuicja nakazała mu dokonanie w zespole aż trzech zmian w porównaniu z wygranym przecież meczem ze Stalą. - To były decyzje taktyczne. Podolski jest zdrowy, ale ustaliliśmy, że nie wejdzie na boisko, jeśli nie będzie takiej potrzeby. Uznałem też, że Lukoszek będzie bardziej pasował do przedmeczowych założeń, niż Furukawa – powiedział trener zabrzan.. Dodać trzeba w tym miejscu, że Lukas Podolski miał w minionym tygodniu krótką przerwę w treningach, bo odwiedził w Londynie swój dawny klub, Arsenal. Obejrzał mecz Ligi Mistrzów z Szachtarem i „rozmawiał o biznesie, związanym z Górnikiem” – jak sam przyznał.
Trener akurat nie wspomniał o znakomitej grze Norberta Wojtuszka. Można domyślać się, że wcale go to nie zdziwiło, skoro postawił na niego kosztem bardziej doświadczonego Pawła Olkowskiego. O tym, że 23-letni „Krakus” z Nowej Huty (wychowanek młodzieżowego klubu o tej nazwie) jest w tej chwili najlepszy w Górniku na tej pozycji, wiedział już od meczu ze Stalą, kiedy w przerwie zastąpił starszego i bardziej doświadczonego kolegę. Wojtuszek trafił do Górnika w 2020 roku (w środę minie właśnie czwarta rocznica jego debiutu w zespole), ale od tego czasu rozegrał tylko pięć pełnych meczów i rzadko wychodził w pierwszym składzie. Poprzedni sezon spędził zresztą niemal w całości w GKS Tychy i to była chyba dobra szkoła, bo dojrzał i można już na niego liczyć.
Stali gole strzelili Zahovicz, Rasak i Patrik Hellebrand, Widzewowi - Zahovicz i Rasak. Hellebrand dwa razy stracił piłkę, umożliwiając gospodarzom kontratak, który mógł być groźny, ale po takim meczu, w którym też spisywał się dobrze, Urban nie miał o to pretensji: - Jeżeli będzie grał tak jak dzisiaj, to na takie dwa błędy w meczu się zgadzam - ocenił grę swojego zawodnika.
W kolejnym meczu na pewno nie strzeli gola inny z wymienionej trójki - Damian Rasak. Ostatnio popisywał się wolejami z serii „stadiony świata”, ale z Jagiellonią nie zagra, bo przypadkowe zahaczenie rywala w doliczonym czasie sędzia potraktował jako faul przerywający akcję i pokazał mu żółtą kartkę. Czwartą, niestety. A czwórka mogła być dla niego szczęśliwą liczbą, bo nigdy jeszcze w swojej karierze nie strzelił w ekstraklasie - jak teraz - czterech goli w sezonie, a w ogóle udało mu się to w seniorskiej piłce tylko raz, gdy osiem lat temu grał w I-ligowej Miedzi Legnica.
Nie ma się do czego przyczepić w grze Górnika. Pomysłowo rozgrywane były stałe fragmenty, a idealnie rozpracowane - pomysły rywali w tej kwestii. Po wolnych Alvareza nikt z Widzewa nie miał szans na dojście do piłki. Także aż osiem pozycji spalonych, co jak na jeden mecz jest liczbą rekordową, nie było przypadkiem. Taka gra na pograniczu ryzyka się opłaca: - Raz albo dwa sędzia to wyłapie, ale po trzecim czy czwartym takim podaniu może być sytuacja bramkowa – tłumaczył trener Urban.
Rywalizacja dwóch szkół trenerskich zakończyła się zwycięstwem tej tradycyjnej, w której liczy się nie tylko „szkiełko i oko”, ale także trudne do zdefiniowane wyczucie chwili. - Świetna dyspozycja piłkarzy, zdecydowanie lepsza drużyna i zasłużone zwycięstwo – mówił trener Widzewa Daniel Myśliwiec. Dotyczyło to oczywiście zespołu z Zabrza, bo przy ocenie swojej drużyny był bezradny: - Tak grasz, jak trenujesz, a więc po prostu trenowaliśmy słabo. Wracamy do pracy i bez względu na to, czy ktoś będzie zmęczony, czy nie, przed nami ostra robota. Bezradnie rozkładał ręce także Imad Rondić: - Nie wiem, co się stało, nie wiem, dlaczego nie trenowaliśmy dobrze – powtarzał.
Najlepszego w tym sezonie meczu Górnika nie oglądało 800 kibiców z Zabrza, którzy przyjechali do Łodzi. Służby porządkowe zakwestionowały oprawę, a zabrzańscy ultrasi, wymusili na reszcie obowiązkową solidarność. Nie wiem i nie chcę wiedzieć, co było na tej sektorówce, na pewno jednak nie do przyjęcia było to, co się stało później: zza stadionu wrzucono na wypełniony sektor zapalone race oraz butelki. A Podolski wśród zabrzańskich kibiców w ten sposób popularności szukać nie musi: wyszedł do nich po meczu i dziękował za wsparcie (?). „Poldi” lubi, jak widać, bawić się z ogniem: po pożegnalnym meczu w Kolonii grozi mu grzywna, bo tamtejsza policja złożyła na niego skargę, że wszedł na sektor kibiców i wymachiwał zapaloną racą. Kłanianie się drużyny przed pustym sektorem też było mocno niepoważne, żeby nie powiedzieć – głupie.
To, co pokazał w niedzielę Górnik, wystarczyło na Widzew. Ale teraz przyjedzie do Zabrza mistrz Polski!
Wojciech Filipiak