Sport

Im strzelać nie kazano

Na szczeblu centralnym nikt nie strzelił mniej bramek. Trener tyszan jednak zapewnia, że gole padały na… treningu.

Napastnicy GKS-u Tychy mają nad czym pracować… Z prawej Bartosz Śpiączka. Fot. Łukasz Sobala/PressFocus

GKS TYCHY

Gdy w zapowiedzi meczu zamykającego 14. kolejkę I ligi GKS-u Tychy ze Zniczem Pruszków zwróciłem uwagę na trzech piłkarzy gości, Radosława Majewskiego oraz Piotra Misztala i Daniela Stanclika, spodziewałem się, że to oni będą pierwszoplanowymi postaciami tego spotkania.

Błędy obrońców

Niewiele się pomyliłem, bo właśnie 37-letni Misztal, mający za sobą grę w GKS-ie Tychy, bronił pewnie oraz efektownie, a 24-letni napastnik rodem z Bielska-Białej otworzył wynik, strzelając swojego ósmego ligowego gola w rundzie jesiennej! Jeżeli dodamy, że cały tyski zespół ma w tym sezonie raptem siedem trafień, stanie się jasne, że zespół Artura Skowronka może się w sumie cieszyć z przerwanej serii porażek. Po czterech przegranych – wliczając w to pucharowe spotkanie z II-ligową Olimpią Grudziądz – „Trójkolorowi” sięgnęli po punkt za remis 1:1 i są ponad strefą spadkową.

– Drużynie potrzebne są zwycięstwa i punkty, żeby złapać po prostu kulturę gry, płynność – stwierdził na pomeczowej konferencji prasowej trener tyszan. – Więcej spokoju w tym, co chcemy robić na boisku, a na pewno o to jest trudno, kiedy tak rozpoczyna się mecz. Bardzo szybko dostajemy rzut karny i wtedy na pewno pojawia się wiele myśli w głowach piłkarzy, ale starali się, żeby je wszystkie szybko wyrzucić. Myślę, że pokazali, że bardzo mocno dążyli po zdobycia kolejnych bramek. Natomiast na pewno w pełni rozumiem kibiców, ich zdenerwowanie, w pewnych momentach już frustrację, bo oczywiście my również oczekujemy czegoś więcej. Przede wszystkim punktów i zwycięstw. Natomiast nie mogę drużynie odmówić tego, co robiła na boisku, żeby był inny wynik i żebyśmy wreszcie zapunktowali pełną pulą. Nie chciałbym teraz więcej mówić. Przepraszam was, dziennikarze, jeżeli nie jest to konkretne.

Konkrety są takie. W 1 minucie GKS Tychy stracił gola, bo po dalekim wrzuceniu piłki z autu przez rywali Mateusz Hołownia przegrał pojedynek główkowy na granicy pola bramkowego, a Daniel Rumin sfaulował przeciwnika i sędzia podyktował rzut karny. Już w poprzednim spotkaniu ten mający 44 występy w ekstraklasie, a nawet mistrzostwo Polski w swoim CV 26-letni obrońca pokazał, że jest w kiepskiej formie, więc nie dziwi fakt, że przegrał pojedynek o górną piłkę. Natomiast dziwi, że znowu wybiegł na boisko w wyjściowej jedenastce. Za to błędy Juliana Keiblingera czy Nemanji Nedicia także są bardzo zastanawiające i praktycznie tylko Jakub Budnicki z ekipy defensorów może po spotkaniu ze Zniczem powiedzieć, że nie dał plamy.

Napastnicy do poprawy

Zaś o zawodnikach ofensywnych nie da się w ogóle powiedzieć niczego dobrego, bo nie potrafią trafiać do siatki. Owszem, w pomeczowych statystykach w bilansie uderzeń tyszanie „wygrali” 17:9, ale na dobrą sprawę poza golem, którego strzelił obrońca w okresie przewagi jednego zawodnika, bramkarz gości został zmuszony do pokazania swojej wysokiej klasy zaledwie raz!

– To jest połączone z tym, że na pewno brakuje spokoju w trzeciej tercji – dodał szkoleniowiec GKS-u Tychy. – My w trzecią tercję, co było widać, bardzo łatwo wchodzimy, ale tam brakuje konkretów, czyli celnych strzałów, żeby zmusić przeciwnika do błędu i strzelać gole. My przez cały tydzień pracowaliśmy w polu karnym, właściwie z niego nie wychodziliśmy i te bramki padały, ale to jest trening. W lidze potrzeba spokoju i konsekwencji – mówi trener Skowronek.

Jerzy Dusik

CZY WIESZ, ŻE...

Na szczeblu centralnym (ekstraklasa, I i II liga) nie ma zespołu, który by trafiał mniej niż tyszanie w I lidze – siedem trafień w 14 grach. W ekstraklasie najgorszy bilans w ofensywie ma Korona – 10 bramek w 13 występach. W II lidze najgorszy jest KKS Kalisz – 12 goli w 15 spotkaniach.