Cody Gakpo (nr 11) – gwiazda reprezentacji Holandii i Euro 2024. Fot. PAP/EPA

 

Idziemy swoją ścieżką

Rozmowa z Cody Gakpo, napastnikiem reprezentacji Holandii


Jak ocenić wasz mecz z Turcją?

- Ciężko walczyliśmy całym zespołem, żeby wrócić do gry po tym, jak do przerwy przegrywaliśmy. Udało się, jest wygrana i olbrzymia radość.

Co do waszej ofensywy, to jak to jest z Woutem Weghorstem? Z nim na ławce jest łatwiej, czy na boisku, kiedy gracie razem?

- (śmiech) Każdy z naszych graczy ofensywnych ma jakieś swoje indywidualne umiejętności, każdy z nas z przodu jest inny. W takim meczu, jak ten w sobotę, w trudnej chwili, kiedy przegrywaliśmy, dobrze było mieć na boisku kogoś takiego jak Wout, który jest wysoki, silny, dobrze gra w powietrzu. To ktoś, kto walczy o każdą piłkę, kto nie odpuści ani na moment, jest groźny w polu karnym. Na początku pierwszej połowy i potem w drugiej połowie nasze crossy robiły wiele zamieszania przed turecką bramką. Na pewno stać nas na lepszą grę, a jeszcze wracając do Wouta, to - jak mówię - dobrze było go mieć w takim pojedynku i w takim momencie na boisku.    

Przed wami mecz z Anglią w półfinale Euro. Jak pan widzi to spotkanie?

- Na pewno przed nami kolejna ekscytująca gra na tych mistrzostwach. Mamy nadzieję, że w kolejnym meczu zanotujemy kolejną wygraną. Gra w finale to nasz cel. Wiadomo, że Anglia to bardzo dobra drużyna, z indywidualnościami w składzie, ale podobnie jest w naszym wypadku, więc zapowiada się ekscytująca gra.

Anglia jest krytykowana za styl i sposób grania. Jakby pan się do tego odniósł?

- Wygrywają i grają dalej, nie ma co tutaj wiele komentować. To dla nich dobry znak.

Wy też wygrywacie.

- To prawda, my też. Na końcu to najważniejsza sprawa w tym wszystkim, wygrać, awansować i grać dalej. Możesz grać piękny futbol, ale raz się potkniesz i nie ma cię. Na razie idzie nam dobrze, jak i Anglii. Kiedy wygrywasz, kiedy dalej jesteś w grze, to możesz się na koniec spotkania cieszyć ze swoimi kibicami, jak my to robiliśmy w Berlinie. Chcemy utrzymać się na tej ścieżce dalej.

Na koncie ma pan cztery gole i prawdopodobny tytuł króla strzelców turnieju. Co to dla pana znaczy?

- Mam trzy gole na koncie (zaraz po meczu na Olympiastadion drugie trafienie dla „Oranje” zostało zakwalifikowane przez UEFA jako gol samobójczy – przyp. red.), tak myślę. Najważniejsze nie jest to, ile kto ma strzelonych bramek, a to, że twoja drużyna wygrała i gra dalej. Nie mam z tym problemu, że nie zaliczono mi tej bramki. Jeśli w kolejnym meczu dotknę piłki, to zadzwonię, dam wam znać (śmiech).      

Rozmawiał i notował w Berlinie Michał Zichlarz