Sport

I znów jedno trafienie

W wyrównanym meczu druga tercja należała do tyszan i ona zadecydowała o ich zwycięstwie.

Od początku do końca nie było taryfy ulgowej, ale gospodarze mieli nieco więcej szczęścia. Fot. PAP / Jarek Praszkiewicz

TAURON HOKEJ LIGA

W sezonie zasadniczym trzy mecze GKS-ów z Tychów i Katowic kończyły się różnicą zaledwie jednego gola. W pierwszym spotkaniu finałowym na Stadionie Zimowym tradycji stało się zadość i znów zadecydowało jedno trafienie. Powody do zadowolenia mieli gospodarze.

Wyjściowe składy nie były zaskoczeniem, bowiem obie drużyny już od dłuższego czasu grają w tych samych formacjach. Trener Jacek Płachta pod nieobecność Bartosza Fraszki do pierwszego ataku wystawił Jeana Dupuy, zaś Brandon Magee wylądował w czwartym obok Igora Smala i Dantego Salituro. Ta roszada przyniosła we wcześniejszych meczach wymierne efekty i teraz w pierwszej tercji Kanadyjczyk też był poważnym zagrożeniem dla tyskiej bramki.

Gospodarze wiele meczów w tym sezonie zaczynali w niemrawy sposób, ale tym razem ruszyli do przodu i już w 3 minucie Rasmus Heljanko sprawdził czujność Johna Murraya. W 6 minucie Dupuy za uderzanie powędrował do boksu kar i wydawało się, że przed miejscowymi hokeistami otworzyła się szansa. Nie była to jednak najlepsza gra w przewadze, więc nie stworzyli poważnego zagrożenia, a przecież ten element należy do silnych stron tyszan. W 10 minucie, w najmniej oczekiwanym momencie, goście objęli prowadzenie. Santeri Koponen zdecydował się na uderzenie spod niebieskiej linii, a przed bramkarzem przejechał Patryk Wronka i krążek nieoczekiwanie wpadł do siatki. Początkowo sędziowie stolikowi poinformowali, że gola zdobył Wronka, ale potem tę informację sprostowali. Tuż po stracie bramki Bartłomiej Jeziorski miał szansę wyrównania, ale nie zdołał umieścić krążka w siatce i gra gospodarzy wyraźnie straciła jakość i goście przejęli inicjatywę. W 12 minucie doszło do niebezpiecznego faulu. Dupuy zaatakował w środkowej akcji kolano Daniły Łarionowsa. Łotysz z trudem opuścił taflę, zaś sędziowie nie raczyli zauważyć faulu, który na pewno kwalifikował się na karę wyższą. Goście mieli inicjatywę i mieli okazję na podwyższenie rezultatu, jednak ani Dupuy, ani Mateusz Bepierszcz nie zdołali pokonać tyskiego bramkarza. Niemniej GieKSa miała powody do zadowolenia, bo prowadziła i prezentowała się w ostatnich 10 minutach lepiej niż ich rywale.

Przerwa w tyskiej szatni była niezwykle owocna. Zobaczyliśmy gospodarzy odmienionych. Już w 57 sek. po strzale Valtteriego Kakonena doprowadzili do wyrównania i mocno zepchnęli rywali do defensywy. Alan Łyszczarczyk próbował zaskoczyć Murraya, ale za pierwszym razem się nie udało, jednak na początku 31 minuty Pontus Englund próbował wybić krążek, który odbił się od plexi, a ku rozpaczy gości przejął go „Łyżka” i nie dał szans Murrayowi. W 34 minucie najpierw Heljanko, a chwilę potem Łyszczarczyk mieli okazję podwyższyć wynik, jednak skończyło się na niczym. Dopiero w ostatnich minutach goście zawitali pod bramką Fucika, ale nic z tego nie wyszło. Goście w drugiej odsłonie byli wyraźnie pod kreską.

W ostatniej tercji jedni i drudzy nie zamierzali się oszczędzać, szukając szans. Oba zespoły kilka razy solidnie zatrudniały bramkarzy, ale Filip Komorski z jednej strony i Christian Mroczkowski z drugiej strony nie pokonali ich. Murrayowi dwa razy w sukurs przyszło obramowanie. W 43 minucie Bartłomiej Pociecha trafił w słupek, zaś w 56 minucie Mark Viitanen w poprzeczkę. Na 99 sek. przed końcem trener Płachta wziął czas, a na 82 sek. przed końcem Murray zjechał z lodu, jednak katowiczanie spalili na niebieskiej i bramkarz musiał na chwilę wrócić. Komorski na 10 sek. przed końcem miał jeszcze  szansę posłać „gumę” do pustej bramki, ale spudłował.

Dzisiaj o tej samej porze (19.45) kolejne rozdanie i zapewne będziemy oglądali twardą walkę o każdy centymetr lodu. Tutaj nie ma żadnej taryfy ulgowej, bo gra się o złoto.

– Spotkały się dwie najlepsze drużyny i nam dopisało szczęście – powiedział po meczu Komorski. – Ostatnie minuty broniliśmy się, ale niezwykle skutecznie. Przewagi są do poprawy i mamy kilka godzin na przemyślenia.

Finał

◼  GKS Tychy – GKS Katowice 2:1 (0:1, 2:0, 0:0)

Stan rywalizacji 1-0

0:1 – Koponen – Pasiut (9:29), 1:1 – Kakkonen – Lehtonen (20:57), 2:1 – Łyszczarczyk (30:07).

Sędziowali: Patryk Kasprzyk i Paweł Kosidło – Artur Hyliński i Eryk Sztwiertnia. Widzów 3000.

TYCHY: Fučik; Bryk – Allen, Kakkonen – Viinikainen, Pociecha – Ciura, Kaskinen; Heljanko – Komorski (2) – Łyszczarczyk, Jeziorski (2) – Monto – Lehtonen, Viitanen – Alanen (2) – Paś, Łarionows – Turkin – Gościński. Trener Pekka TIRKKONEN.

KATOWICE: Murray; Runesson – Englund (2), Verveda – Norberg, Varttinen (2) – Koponen, Maciaś; Dupuy (2) – Pasiut – Wronka (2), Michalski – Sokay – Mroczkowski (2), Kallionkieli – Anderson – Bepierszcz, Salituro – Smal – Magee (2). Trener Jacek PŁACHTA.

Kary: Tychy – 6 min, Katowice – 12 min.


3 PRZEWAGI mieli gospodarze, ale ani jednej nie wykorzystali; nawet nie mieli zbyt klarownych sytuacji.

21 STRZAŁÓW oddali jedni i drudzy, ale powody do radości mieli tylko gospodarze.

Włodzimierz Sowiński