I było tylko gorzej...
Początek pracy Thomasa Thurnbichlera z polskim skoczkami był udany, a potem wszystko się posypało.
Aleksander Zniszczoł (z prawej) jest jednym z tych, którzy nie żałują odejścia Thomasa Thurnbichlera. Fot. Marcin Bulanda/PressFocus
Skoczkowie byli przeciwni
A to właśnie Małysz, który był wtedy dyrektorem sportowym w PZN i wkrótce zastąpił ustępującego prezesa Apoloniusza Tajnera, postawił na młodego, 32-letniego wówczas Austriaka trzy lata temu. Wyczerpała się bowiem formuła współpracy z Doleżalem, choć przeciwni temu byli czołowi nasi skoczkowie. Thurnbichler dostał więc szansę zaistnieć jako trener, żeby popracować z grupą doświadczonych i utytułowanych zawodników, celem miało być też przygotowanie zmiany pokoleniowej w reprezentacji. Był wówczas asystentem głównego trenera austriackiej kadry Andreasa Widhoelzla, która wtedy triumfowała w Pucharze Narodów, a w igrzyskach w Pekinie zdobyła złoty medal drużynowo. Wcześniej przez dwa lata prowadził austriackich juniorów, a jego podopieczni w mistrzostwach świata zdobyli trzy złote i dwa srebrne medale. To jego wychowankiem jest triumfator Pucharu Świata w tym sezonie, Daniel Tschofenig. Mało kto pamięta, że Thurnbichler był też skoczkiem, ale jego kariera zawodnicza trwała krótko, a sukcesy odnosił jedynie jako junior. W 2007 roku zdobył brązowy medal MŚJ. W dorobku miał także dwa złote i jeden srebrny wywalczone w konkursach drużynowych MŚJ. W Pucharze Świata wystartował tylko raz - 6 stycznia 2008 roku w Bischofshofen i był 45. Dwa razy wygrał zawody Pucharu Kontynentalnego. W ostatniej oficjalnej imprezie międzynarodowej wystąpił mając zaledwie 22 lata. Postanowił bowiem zostać szkoleniowcem.
- To jest już nowa generacja trenerów. Do takich ludzi należy przyszłość. On ma świetną osobowość, bardzo dobrze pracuje mentalnie, umie z zawodnikami nawiązać kontakt, zna języki, ma świetne pomysły szkoleniowe, jest dynamiczny. Do tego jest bardzo dobrym organizatorem - tak mówił PAP krótko po nominacji o nowym szkoleniowcu Tajner.
Data symboliczna
Austriak wejście miał znakomite. Dawid Kubacki wygrał Letnią Grand Prix, a sezon zimowy - choć w warunkach hybrydowych: lodowe tory najazdowe i lądowanie na igelicie - rozpoczął od dwóch zwycięstw w Wiśle. Później były podia jego i Piotra Żyły w Engelbergu oraz udany występ w tradycyjnym Turnieju Czterech Skoczni, w którym Kubacki zajął drugie miejsce, Żyła był czwarty, a Kamil Stoch - piąty. Zwieńczeniem sezonu były medale mistrzostw świata w Planicy - brązowy Kubackiego na dużym obiekcie i złoty Żyły na skoczni normalnej. O udany finisz pierwszego sezonu pracy Thurnbichlera zatroszczył się Kubacki, który 16 marca 2023 wygrał zawody PŚ w Lillehammer. Ta data stała się symboliczna, bo oznaczała 99. polskie indywidualne zwycięstwo w tym cyklu i... jak na razie ostatnie.
Później było tylko gorzej. Sezony 2023/24 i obecny, który zakończy się w niedzielę, przyniosły biało-czerwonym łącznie ledwie trzy miejsca na podium. Przed rokiem w Lahti i Planicy, czyli - co symptomatyczne - pod koniec rywalizacji, trzeci był Aleksander Zniszczoł, a w tym przed tygodniem w szczęśliwej dla Polaków fińskiej miejscowości w najlepszej trójce znalazł się Paweł Wąsek, po raz pierwszy w karierze. To jedyny zawodnik, o którym można powiedzieć, że pod wodzą Austriaka zrobił widoczny postęp, poprawił wyniki i wskoczył do szerokiej światowej czołówki.
Wotum nieufności
Rysą na pracy Thurnbichlera w Polsce była też zaakceptowana przez władze związku decyzja Stocha, by do sezonu 2024/25 przygotowywać się pod wodzą Doleżala, poza główną kadrą. Było to swoiste wotum nieufności trzykrotnego mistrza olimpijskiego wobec Austriaka, choć nie przyniosło to spodziewanych przez zawodnika efektów.
Dorobek pracy Thurnbichlera w Polsce to dwa medale mistrzostw globu, sześć wygranych i w sumie 22 miejsca na podium tego cyklu indywidualnie, a także jedno zwycięstwo i łącznie trzy konkursy drużynowe w czołowej trójce. Dorobek niemały, ale jednak dwa ostatnie sezony pokazały, że trener po prostu nie został zaakceptowany przez starszych zawodników, którzy nie ukrywali krytycznego podejścia do niego. Adam Małysz nie ukrywał, że to właśnie ich opinia - w kontekście przyszłorocznych igrzysk zimowych - zadecydowała o rozstaniu z Thurnbichlerem.
Teraz za konsolidację w polskiej reprezentacji i oczywiście powrót do sukcesów będzie odpowiadał Maciej Maciusiak. Czy uda mu się tego dokonać, czas pokaże.
(PAP, a)