Sport

Hokejowa dyplomacja, czyli głaskanie zbrodniarza

MUCHA NIE SIADA - Tomasz Mucha

Moje ciało opanowały drgawki, na twarzy zrobiłem się siny, wzrok stał się rozedrgany i gorączkowy, oddech zrobił niejednomierny, głos utknął w gardle, a w mostku poczułem uporczywe gniecenie – to wszystko w ciągu kilku sekund na poruszającą myśl, jak wspaniałe sportowe wydarzenie właśnie się rodzi na naszych oczach, gdy ja tymczasem wchodzę w stan zawału.

Tak właśnie, jak wyżej, objawiło się moje wzruszenie, gdy Donald Trump zapalił się do pomysłu zbrodniarza wojennego Putina, by zorganizować mecz hokejowy USA - Rosja. Perfidia mordercy została posunięta do absurdu, na co jak lep na muchy łapie się prezydent Ameryki. Jak wiadomo, grzywiasty zafiksowany jest na pokojowej nagrodzie Nobla, która ma mu zostać przyznana za doprowadzenie do pokoju Rosji z Ukrainą, a mecz hokeistów amerykańskich z rosyjskimi miałby tu być kamieniem węgielnym podłożonym pod to „porozumienie”. Ale co to za porozumienie za plecami jednej z dwóch stron?

Ale widać, taki sposób myślenia dominuje dziś w Białym Domu, co nie znaczy, że powinniśmy go podzielać i ekscytować tym, że gwiazdy NHL – zagorzały fan Putina Owieczkin i inny Kuczerow kontra czołowi Amerykanie Connor czy McDonagh – będą ślizgać się za krążkiem ku uciesze ruskich sponsorów wojny. Są jednak pewne granice przyzwoitości, nawet jeżeli za Atlantykiem rozumie się je zupełnie inaczej niż w naszej części świata. Dlatego trudno mi – w przeciwieństwie do kibiców w Dubaju czy w Kalifornii – zachwycać się sukcesami utalentowanych sportowców znad Wołgi, jak choćby urodzona w Krasnojarsku 17-letnia mieszkanka Cannes, ale obywatelka Rosji Mirra Andriejewa. I całym sercem jestem za pochodzącą z bombardowanej nieustannie Odessy Eliną Switoliną, która na korcie nie podaje rosyjskim rywalkom ręki. Hucpą jest, że musi w ogóle z nimi rywalizować.

Osobiście zdumiałbym się, gdyby Trump dostał cokolwiek poza pucharem matrioszki, z której powinien wyskoczyć krążek i walnąć centralnie w pukiel. Jeżeli świat jeszcze nie zwariował do końca – choć są poważne wątpliwości – to temu ignorantowi z przerostem ego stojącemu na czele supermocarstwa, który odwraca znaczeniowo istotę konfliktu rosyjsko-ukraińskiego (poucza, straszy i szantażuje napadniętego, a głaska, chwali i popiera napadającego) powinien pokazać wała.

Trump chciałby zapewne, by jego hokejowa dyplomacja nawiązywała do słynnej dyplomacji ping-pongowej, którą w latach 70. USA prowadziły z Chinami. To znów pomieszanie pojęć. Abstrahując od absurdu samego pomysłu rzuconego przez zbrodniarza, który od ponad trzech lat niszczy niepodległe państwo i morduje jego mieszkańców, różnica w porównaniu z wydarzeniami sprzed pół wieku jest fundamentalna – tamtą lawinę rozpoczęli oddolnie sami sportowcy, tu mamy cyniczny wytwór poronionego umysłu autokraty, który chciałby uchodzić za miłującego pokój, a pod stołem odpala rakiety na mieszkalne bloki.

Tamtą serię zdarzeń rozpoczęli pingpongiści – podczas mistrzostw świata w japońskiej Nagoi Amerykanin Glenn Cowan spóźnił się na autobus, ale miał szczęście: Zhuang Zedong, trzykrotny mistrz świata w tenisie stołowym, kazał zatrzymać się kierowcy autokaru sportowców Chińskiej Republiki Ludowej, podszedł do Cowana, podał mu rękę, porozmawiał, a następnie zaproponował podwózkę. W autobusie Jankes miał jeszcze otrzymać prezent, chińską grafikę. Chwilę później amerykańscy pingpongiści otrzymali zaproszenie do odwiedzenia Państwa Środka (pamiętacie „Forresta Gumpa”? On też tam był!), a po kilku miesiącach do towarzysza Mao z historyczną wizytą wybrał się prezydent Nixon, co doprowadziło do normalizacji zawieszonych od ponad dwudziestu lat wzajemnych relacji.

Mamy się cieszyć, że zagorzały fan Putina Aleksander Owieczkin zagra z kumplami ku chwale sojuszu rosyjsko-amerykańskiego? Fot. Charles LeClaire-USA TODAY Sports/SIPA USA / Press Focus

Poparcie przez Trumpa hokejowego pomysłu Putina niczego nie znormalizuje, bo z perspektywy naszej części Europy dążenie do przyjacielskich relacji USA - Rosja kosztem Ukrainy i szerzej – naszej części Europy – będzie oznaczać zdradę ideałów Zachodu i podważenie obowiązujących od dekad sojuszy. Jak zauważył dr Witold Rodkiewicz z Ośrodka Studiów Wschodnich, „to bardzo sprytne storpedowanie wieloletnich wysiłków wykluczenia rosyjskich sportowców z udziału w międzynarodowych zawodach; to był front oporu przeciwko agresji rosyjskiej w Ukrainie” – podkreśla Rodkiewicz w rozmowie z Polską Agencją Prasową.

Zamiast więc jeszcze bardziej restrykcyjnie rugować rosyjskich sportowców z międzynarodowej rywalizacji, zaciskać wokół nich pętlę, stawiać ich w sytuacji dyskomfortu z nadzieją, że swoją frustrację przekierują w nacisk na dyktatora, Trump robi dokładnie odwrotnie – chce ich z tej izolacji wyciągnąć, a Putin zaciera ręce. Nie słychać natomiast, żeby blondas zaproponował mecz piłkarski (siatkarski, tenisowy, etc.) USA - Ukraina, z którego dochód przeznaczony byłby na osierocone dzieci poległych ukraińskich żołnierzy. Mam nadzieję, że dostrzegacie tu państwo absurd. Ech… Ruskij sportowyj korabl, idi na ch…j!