„Rodzinne” zdjęcia Re-Plastu Unii Oświęcim wraz z osobami towarzyszącymi. Fot. PAP/Jarek Praskiewicz


Chwilo trwaj...

Po dwóch dekadach Oświęcim znów stolicą polskiego hokeja!



Mamo, tato zobaczcie mój złoty medal! - Chyba teraz spokojnie mogę wracać, pewnie wpuścicie mnie do domu - śmiał się do telefonu napastnik Re-Plastu Unii Oświęcim, Kamil Sadłocha, rozmawiając ze swoimi rodzicami w USA tuż po dekoracji. Jeden z Finów zjeżdżał z lodu i krzyczał: - Piwa, piwa! - Dawajcie muzykę, bo nadszedł czas zabawy - zdzierał gardło rosły jak dąb, Andrej Denyskin. Przed szatnią Unii było głośno, ale trudno się dziwić, skoro hokeiści tego klubu po dwóch dekadach sięgnęli po dziewiąty tytuł mistrzowski. Długo nie zjeżdżali z lodu, bo robili sobie okolicznościowe zdjęcia.


Nagrodzona konsekwencja

Zespół z Oświęcimia w play offie rozegrał 20 meczów i każdy z nich miał osobną historię. Ekipa trenerskiego duetu Nick Zupancić - Krzysztof Majkowski doskonale zdawała sobie sprawę, że w tym ostatnim o wszystkim może zadecydować jedno trafienie. Tak też było.

- Zdawaliśmy sobie sprawę, że gospodarze będą pozytywnie nakręceni - mówił po dekoracji kapitan zespołu, Krystian Dziubiński. - Musieliśmy więc być cierpliwi i konsekwentni w działaniu. Mistrzostwo zdobywa się defensywą, więc solidnie w niej pracowaliśmy. Bramkarz Linus Lundin mocno nas wspierał swoimi interwencjami, broniąc z niesłychanym poświęceniem. A w dogrywce wyprowadziliśmy wzorową kontrę i w końcu sięgnęliśmy po upragnione złoto. To był niezwykle emocjonujący play off i jestem przekonany, że ćwierćfinałowa, zwycięska rywalizacja z Cracovią (w serii 4-3 - przyp. red.) zbudowała tę drużynę. A niewiele brakowało, byśmy pożegnali się z rozgrywkami. W finale seria dogrywek urozmaiciła rywalizację. Kibice to lubią...

„Dziubek” tym razem wytrzymał dziennikarskie oblężenie i po chwili dodał: - Przepraszam, ale muszę już iść do szatni, by cieszyć się wspólnie z kolegami. Dla kapitana Re-Plastu Unii to piąty złoty medal; wcześniej świętował z Podhalem (2010), Ciarko PBS Bank KH Sanok (2012) oraz 2-krotnie z Comarch Cracovią (2016 i 2017). Barwy Unii reprezentuje od 2021 roku. W Oświęcimiu tęsknota za mistrzostwem była ogromna. Poprzednio było srebro i brąz, tym razem kapitan mógł zademonstrować kibicom okazały puchar.


Pełen profesjonalizm

Piotr Sadłocha, tata Kamila, z Unią zdobył trzy tytuły mistrzowskie (1992, 1998 i 1999). Kamil po wielu telefonach z Polski przyjechał z USA i zdecydował się pójść śladem taty. Zaliczył pierwszy, na dodatek mistrzowski sezon.

- Profesjonalnego sportowca powinna interesować rywalizacja o złoto. Nie można zakładać, że będziemy grać, dla przykładu, o 4. miejsce. Pragnę, podobnie jak koledzy, zawsze wygrywać, być najlepszym. Musimy ciężko pracować w każdym dniu, by dawać sto procent możliwości i żeby w szatni nic sobie nie zarzucić - mówił nam Kamil kilka miesięcy temu, kiedy zaczynał przygodę z naszą ligą.


Najlepsza wersja

W ubiegły piątek kończył 25 lat, ale urodzinowe szaleństwa odłożył na później, bo przecież ważyły się losy rywalizacji o mistrzostwo.

- Przebyłem z kolegami, trenerami i wieloma ludźmi skupionymi wokół drużyny daleką drogę - wyjawił mocno zmęczony napastnik. - To zaszczyt, że byłem w tej ekipie i mogłem służyć pomocą. Zbudowaliśmy dobrą atmosferę w szatni, pomogła nam ona przetrwać wiele trudnych momentów. Pokazaliśmy wszystkim, że jesteśmy charakternymi facetami. To chyba była najlepsza wersja play offu, jaka nam mogła się przytrafić. Na początek siedem meczów z Krakowem; emocji nie brakowało. Potem świetne spotkania z GKS-em Tychy i awans do finału. A w nim wręcz wymarzona sytuacja dla kibiców. Oczywiście, w siódmym meczu chcieliśmy strzelić gola w regulaminowym czasie. Jednak najważniejsze było, by go nie stracić. Wiedziałem, że w dogrywce musimy zdobyć gola, by zostać mistrzem! Dokonał tego Mark Kaleinikowas, który jest fantastycznym napastnikiem (9 goli w play offie – przyp. red.), potrafiącym w najmniej oczekiwanym momencie zaskoczyć bramkarza.

Kamil miał podpisany kontrakt na zakończony właśnie sezon i niebawem będzie podejmować decyzje o przyszłości. Skoro się zdobyło złoto, to wypada go teraz bronić - zagaduję sympatycznego zawodnika. - Nie miałem czasu na rozmyślanie, co będzie dalej, bo żyłem od meczu do meczu - dodaje Kamil. - Wylatuję do Stanów za tydzień, a gdy odpocznę, wszystko przeanalizuję i dokonam wyboru. Najbliższe dni przeznaczam czas na zabawę i tego się trzymajmy!

Kilka miesięcy temu Kamil w rozmowie z nami wyjawił, że marzy o grze w biało-czerwonych barwach. Jest posiadaczem dwóch paszportów, w tej kwestii więc nic nie stoi na przeszkodzie. Tyle że musi spełnić drugi wymóg międzynarodowej federacji, czyli występować w naszej lidze przez dwa sezony. Jeden ma za sobą. Reprezentacja jest magnesem, a może działacze Unii przekonają go do pozostania w drużynie.


Inne kolory

Krzysztof Majkowski, drugi trener Re-Plastu Unii, od zawsze był związany z GKS-em Tychy - jako zawodnik i jako trener. Jednak życie tak się ułożyło, że przed sezonem został współpracownikiem Nicka Zupancicia i jak twierdzi, dokonał właściwego wyboru. Z tyskim GKS-em zdobył pięć tytułów mistrzowskich (jeden jako zawodnik, resztę jako trener), a teraz dorzucił kolejny już w biało-niebieskich barwach.

- By zdobyć złoto, trzeba pracować przez cały sezon, choć większość przekonuje, że play off jest najważniejszy - mówi drugi szkoleniowiec Unii. - To jednak system naczyń połączonych. W finale spotkały się dwie najlepsze drużyny, a o wszystkim zadecydowała bramka. To tylko dowodzi, jak wyrównany i ciekawy był ten sezon. To była świetna reklama hokeja i naszej ligi. W decydującym meczu byliśmy skupieni na obronie, ale proszę wierzyć, że to nie jest w charakterze tej drużyny. Jest ona na wskroś ofensywna. Do zmiany taktyki byliśmy zmuszeni przez naszego rywala. GKS grał agresywnie, narzucił nam swój styl gry i cały czas szukał szansy, by zadać decydujący cios. Dopiero w ostatniej tercji odzyskaliśmy równowagę i próbowaliśmy zagrozić gospodarzom. Dogrywka mogła się rozstrzygnąć w obie strony. Nam dopisało szczęście i teraz możemy się cieszyć.


Nowe wyzwania

Hokeiści Unii przebyli daleką podróż nim sięgnęli po mistrzostwo. - Każda seria miała swój scenariusz i różne barwy - uśmiecha się trener Majkowski. - W ćwierćfinałowych derbach z Cracovią mieliśmy inicjatywę, sporą przewagę, a rywal był nastawiony na defensywę. Stąd wzięło się siedem meczów i sporo emocji, których, patrząc z perspektywy, można było uniknąć. Seria z Tychami była nieco krótsza i właśnie przed nią powiedziałem, że kto ją wygra, ten zostanie mistrzem. I tak też się stało. Finał już nie stanowi żadnej tajemnicy. Cieszymy się ze złota, ale również z awansu do Ligi Mistrzów, bo to dla nas dodatkowa nagroda oraz nobilitacja. Zawodnicy będą mogli pokazać się szerszej, europejskiej publiczności, zaś klub być może pozyska kolejnych sponsorów. Trzeba zbudować silną drużynę, choć oczywiście na miarę możliwości budżetowych.

To jednak zmartwienie na później. A w nocy z niedzieli na poniedziałek tłumy kibiców czekały na mistrzów i przywitały ich iście po królewsku. Pewnie przez kilka dni będzie jeszcze fetowanie. A potem w zaciszu klubowych gabinetów rozpoczną się żmudne kontraktowe negocjacje. Ot, życie...

Włodzimierz Sowiński



21

MEDALI

ma w swojej kolekcji Unia Oświęcim: 9 złotych, 9 srebrnych i 3 brązowe.



KOŃCOWA KOLEJNOŚĆ SEZONU

1. Re-Plast Unia Oświęcim

2. GKS Katowice

3. GKS Tychy

4. JKH GKS Jastrzębie

5. Energa Toruń

6. Comarch Cracovia

7. PZU Podhale Nowy Targ

8. Zagłębie Sosnowiec

9. Marma Ciarko STS Sanok