Marcin Kolusz (z prawej) imponuje spokojną i ekonomiczną grą, a ze Szwedami miał okazję wpisać się na listę strzelców. Fot. PAP/Jarek Paszkiewicz


Włodzimierz Sowiński z Ostrawy 

Rośniemy w siłę?

Dzisiejsze spotkanie z Francuzami może być kluczowe dla naszego bytu w elitarnym towarzystwie.


Dzieje się coś wyjątkowego skoro polscy hokeiści po dwóch występach w MŚnie schodzą z czołówek gazet oraz serwisów internetowych i informacyjnych. Mało kto się spodziewał, że biało-czerwoni będą tak blisko kompletu punktów z brązowym medalistą ubiegłorocznego turnieju, Łotwą. Skończyło się na jednym, ale potem nasi dzielnie stawiali czoło jednej z najlepszych drużyn świata, Szwecji, by dopiero w końcowych fragmentach stracić dwa gole w podwójnym osłabieniu i przegrać 1:5. Przed naszymi hokeistami jeszcze kilka meczów, ale dzisiejszy urasta do rangi najważniejszego. Zwycięstwo z Francją pozwoli realnie myśleć o utrzymaniu się w doborowym towarzystwie, ale rywale też byli blisko pokonania Łotwy i również zdobyli punkt.


Rotacje wskazane

Robert Kalaber, selekcjoner reprezentacji, mówił, że w tak trudnym turnieju będziemy potrzebowali trzech bramkarzy. O perturbacjach z polskim paszportem Tomasa Fuczika napisaliśmy wystarczająco dużo, ale go dostał i znalazł się w reprezentacji. Miał pecha, bo zachorował i przez kilka dni brał antybiotyki. Z Łotwą wystąpił John Murray, ze Szwedami David Zabolotny, zaś Fuczik był rezerwowym. - Dysponujemy trzema wartościowymi bramkarzami i wszyscy na pewno wystąpią w tym turnieju – zadeklarował słowacki szkoleniowiec naszej kadry. - Decyzja zostanie podjęta przed meczem. Na razie cieszymy się, że wszyscy są w dobrej do dyspozycji i gotowi do gry.

David Zabolotny, 30-letni bramkarz, od nowego sezonu będzie reprezentował barwy Bietigheim Steeler w niemieckiej oberlidze, zaś po meczu ze Szwedami wyglądał jakby w hokejowym rynsztunku wyszedł prosto spod prysznica.

- Jestem przygotowany na kolejny występ, ale wiem, że trener dokona wyboru – stwierdził bramkarz, któremu adrenalina mocno buzowała. - Była radość, że dostałem taka szansę i miałem możliwość się pokazać. Z rywalami tej klasy na pewno ma się sporo pracy i to był spory wysiłek. To jednak najlepszy scenariusz dla bramkarza, bo ciągle jest w grze. Szwedzi niemal błyskawicznie strzelili mi dwa gole i nawet nie zdążyłem zareagować. Uderzenie Victora Hedmana zapamiętam do końca życia, bowiem dostałem krążkiem w klatkę piersiową i mnie zatkało. Szkoda tylko, że straciliśmy pod koniec dwa gole w osłabieniu, ale byliśmy już zmęczeni. Dzień odpoczynku na pewno nam się przydał, bo mogliśmy zregenerować siły, a przede wszystkim przeanalizować dotychczasowe dokonania. Pewnie, że mecz z Francją jest teraz najważniejszy. Mamy w drużynie wielu doświadczonych zawodników i potrafią powalczyć z rywalem i presją jaka nam będzie towarzyszyć. Deklaruję gotowość gry, ale decyzja należy do trenera.


Bez bojaźni

Gdy zobaczyliśmy Szwedów w akcji z Amerykanami (5:2) mieliśmy prawo się obawiać. - Z takim rywalem nie mamy nic do stracenia - przekonywał po meczu doświadczony obrońca, Mateusz Bryk, który rozgrywa swój najlepszy turniej mistrzowski. - Oczekujemy od siebie, by zaprezentować swój najlepszy hokej i chyba tak było. Szwedzi prowadzili grę, ale dobrze się broniliśmy. Przetrzymaliśmy kilka osłabień i to niezły prognostyk przed kolejnymi występami. Pokazaliśmy serce do walki.

Dominik Paś już na początku miał okazję pokonać szwedzkiego bramkarza i sensacja wisiała w powietrzu.

- Zabrakło mi spokoju , zareagowałem zbyt nerwowo - wyjawia napastnik z Jastrzębia. - Jednak wierzyłem, że uda nami się strzelić gola i tak się stało. Gdy długo utrzymywał się wynik 3:1, zaczęliśmy myśleć o kolejnym trafieniu i sprawieniu sensacji. Udało się wykreować kilka groźnych sytuacji i nie mamy sobie nic do zarzucenia. A po meczu nie chowaliśmy się po kątach (śmiech). Mamy na tyle sił, by spokojnie przystąpić do gry z Francją. Widziałem krótko rywali w meczu z Łotyszami, ale my skupiamy się na tym co będziemy mieli do wykonania. Trzeba rozważnie podejść do tego meczu, ale jednocześnie bez bojaźni.

Alana Łyszczarczyk w dość niecodzienny sposób zdobył gola, obijając krążkiem plecy bramkarza.

- Kilka bramek w takich okolicznościach zdobyłem, ale ta smakuje najlepiej i zapamiętam ją na długo – stwierdził napastnik rodem z Nowego Targu. - Podeszliśmy do meczu ze spokojem, nie byliśmy zdenerwowani, bo wiedzieliśmy z jak renomowanym rywalem przyjdzie nam się zmierzyć. W tym turnieju chcemy udowadniać, że hokej zasługuje na coś więcej w naszym kraju. Chcemy również przekonać obserwatorów tego turnieju, że stać nas na grę w zagranicznych ligach. Tylko trzeba stawiać na nas. A my tam, jako obcokrajowcy, dostajemy mniej szans i krąg się zamyka. Najważniejsze że teraz trzymamy się naszego planu i tylko szkoda, że straciliśmy na koniec dwa gole. Chcemy się utrzymać w Elicie, a teraz przychodzi pora na Francuzów. Trzeba zagrać odważnie, ale jednocześnie rozważnie, bo to nam może przynieść korzyści. Chcemy grać takie mecze w takim towarzystwie co roku!


Szatański pomysł

Trener Kalaber wraz ze współpracownikami ma prawo być zadowolony z dotychczasowej postawy zespołu.

- Trudne sytuacje trzeba rozwiązywać w prosty sposób - stwierdził słowacki szkoleniowiec. - Gdy drużyna się uspokoiła, wówczas przeprowadziła kilka groźnych kontr, ale, niestety, po dwóch tercjach było 0:3. W szatni powiedzieliśmy sobie, że trzeba spróbować zaskoczyć rywala i zdobyć bramkę. Kontra wyszła idealnie, zaś Alan zdobył niecodziennego gola. Chciałem w końcowych fragmentach wycofać bramkarza i postraszyć rywala. Podwójna kara mniejsza pokrzyżowała nam szyki i doświadczony rywal to wykorzystał.

Teraz przed nami kolejne spotkanie, jakże ważne, z Francją. - Z każdym meczem idziemy do przodu i budujemy pewność siebie - dodaje Kalaber. - Zawodnicy mają pełne zaufanie do siebie, bo my wszyscy wiemy jak solidną pracę wykonali przed tym turniejem. Mnie cieszy, że zdobywamy doświadczenie, które zapewne będzie procentowało w bliższej i dalszej przyszłości. Chcemy wygrać z Francją, by utrzymać się w Elicie. Patrzymy tylko na siebie i na nasze dokonania. Chcemy wszystkim niedowiarkom udowodnić, że zasługujemy na grę na tym poziomie. Mam pomysł na grę w tym meczu, ale, oczywiście, go nie zdradzę. Tylko trzeba go zrealizować, ale o tym jestem mocno przekonany – stwierdził na zakończenie Kalaber.