Sport

Hit na miarę naszych możliwości

BEZ ROZGRZEWKI - Andrzej Grygierczyk

Sięgam do „Sportu na ekstraklasę”, dodatku do naszej aplikacji, opublikowanego przed startem wiosennej części rywalizacji w sezonie 2024/25. Wertuję stronę po stronie, koncentrując uwagę na kadrach poszczególnych zespołów, ze szczególnym uwzględnieniem rubryki „przyszli”. Szukając wyłącznie polskich nabytków, idę alfabetycznie: w Cracovii brak kogokolwiek; w GKS-ie Katowice Filip Szymczak (ale wypożyczony z Lecha Poznań) oraz Konrad Gruszkowski – transfer z NAC Dunajska Streda; w Górniku Zabrze nikt; w Jagiellonii Białystok Norbert Wojtuszek z... Górnika; w Koronie Kielce zero; podobnie w Lechu; w Lechii Gdańsk Michał Głogowski z Hutnika Kraków (trzeci poziom rozgrywkowy); Motor Lublin zaszalał, bo pozyskał Jakuba Łabojkę z włoskiej Ternana Calcio oraz Miłosza Lewandowskiego z Miedzi Legnica; w Pogoni Szczecin zero; w Puszczy Niepołomice nieomal rozpasanie: wrócili z wypożyczenia bramkarz Kacper Piechota (KS Wiązownica) i Jakub Stec (Skra Częstochowa), a pozyskany został Antoni Klimek z Widzewa; w Radomiaku wyłącznie liczna armia zaciężna; Raków Częstochowa bardziej pod tym względem oszczędny, ale na Polaków nie spojrzał; Stal Mielec przygruchała sobie tylko polskiego trenera (Janusz Niedźwiedź), choć na niespecjalnie długo; Śląsk Wrocław również o nikogo z polskim nazwiskiem się nie postarał; identycznie postąpił Widzew; a w Zagłębiu Lubin jedynym krajowym nabytkiem został Kamil Koczy z KKS-u Kalisz.

Wnioski? Ten najbardziej banalny i... przyjazny brakowi zainteresowania Polakami jest taki, że przed wiosną kluby koncentrują się bardziej na utrzymaniu i posklejaniu stanu posiadania niż na kadrowych rewolucjach. Ale można wyciągnąć i inne, również o ponurym wydźwięku. Takim m.in., że nawet jeśli masz relatywnie dużo pieniędzy, to i tak nie bardzo wiadomo, co z nimi zrobić, bo potencjalny „towar” do nabycia jest miernej jakości. Oznacza to rzecz jasna, że proces produkcji bardzo szwankuje i od zarania obarczony jest wieloma błędami, tudzież bylejakością. Prościej zatem zaimportować kogoś, bo może i lepszy od krajowca nie będzie, ale prawdopodobnie tańszy. Na czym oczywiście też relatywnie łatwo się sparzyć, no ale kto powiedział, że w piłce nożnej dwa razy dwa musi równać się cztery?

Być może to rozumowanie jest niepełne, bo obarczone brakiem skali porównawczej z poprzednimi sezonami. Niewykluczone, że wtedy ruch Polaków w polskich klubach był większy, przez co okresy transferowe czynił atrakcyjniejszymi – z medialnego i każdego innego punktu widzenia. Tylko że z tej kwerendy wyniknąć może co najwyżej smutna refleksja historyczna, że kiedyś mieliśmy piłkarzy, o których warto było się starać i bić; co jednak pozostaje bez wpływu na to, co dzieje się tu i teraz.

W sumie nie byłoby powodu, by nad zjawiskami bezruchu na rodzimym rynku transferowym się pochylać (bo nie ma nad czym), gdyby nie... „bomba” ze środy. Oto Sebastian Bergier zmienia GKS Katowice na Widzew Łódź. Argumenty za zmianą były takie, że Bergier zdobył w sezonie 2024/25 dziewięć bramek i dorzucił do tego dwie asysty. I jeszcze to, że najpewniej nie umiał się dogadać z klubem z (Nowej) Bukowej co do przedłużenia (odnowienia, zawarcia nowego) kontraktu, więc odszedł za friko. W Widzewie mają powód do satysfakcji, że pozyskali najlepszego (polskiego) napastnika ekstraklasy, ale – trochę brutalnie rzecz ujmując – bywały czasy, że taki transfer przeszedłby bez większego echa, tym bardziej że odbywa się on między ligowymi średniakami. Tymczasem w dzisiejszych okolicznościach przyrody zdarzenie to zostało wykreowane na hit. Cóż, zawsze on większy, aniżeli na przykład pozyskanie przez Puszczę Niepołomice Antoniego Klimka. Oczywiście pozostając z pełnym szacunkiem dla wszystkich stron tego typu transakcji.

Z drugiej strony, gdyby zapytać przeciętnego kibica (ze Szczecina czy z Białegostoku; nie GKS-u Katowice), kto to jest Sebastian Bergier, co zrobił dla polskiej piłki i skąd właściwie się wywodzi, to kto wie... Mogłoby nas spotkać pełne zakłopotania skrobanie się po głowie.

Wszystko to świadczy o tym, jak dramatyczna bieda panuje na polskim podwórku piłkarskim i do czego zmusza ona polskie kluby, jeśli chodzi o tworzenie kadr. A w sumie o tym, że każdy ma taki hit, na jaki sobie zasłużył.