Sport

Hiszpania nie spała!

W poniedziałkowy wieczór mistrzowie Europy wrócili do Madrytu i rozpoczęli świętowanie.

Alvaro Morata (na plecach Daniego Carvajala) robił wszystko, żeby Madryt bawił się doskonale. Fot. Gustavo Valiente/Xinhua/PressFocus

Kadra Luisa de la Fuente rozpoczęła celebrację sukcesu od tradycyjnego przejazdu przez stolicę autokarem w stronę centrum. Na Plaza de Cibeles czekała na nich scena i tłum ludzi. Hiszpanie pokazali, że potrafią się bawić. Wiedzą, jak zrobić to z tzw. pompą, a główną rolę w świętowaniu odgrywał kapitan zespołu, Alvaro Morata.

Najlepszy naród!

Gdy drużyna dotarła do centrum, Morata przejął obowiązki wodzireja. Jako pierwszy został zaproszony na scenę i skradł show, zabierając mikrofon i przez godzinę zabawiając kibiców. Rozpoczął od słów, które jeszcze mocniej rozbudziły serca fanów. – Hiszpanie! Jesteśmy mistrzami Europy… Jesteśmy mistrzami Europy! Jesteśmy mistrzami Europy!!! – wykrzykiwał napastnik Atletico Madryt. – Wiecie, dlaczego nam się to udało? Bo wszyscy w nas wierzyliście, a my to czuliśmy! – stwierdził Morata. Przy okazji podzielił się także swoimi przemyśleniami na temat całego narodu. – Żyjemy w najlepszym kraju na świecie. Mamy najlepsze jedzenie, najlepszych pracowników, najlepszych ludzi… Musimy wiedzieć, że jesteśmy najlepsi i że jesteśmy mistrzami Europy. To jest magia! – zaznaczył 31-latek, na co tłum na Plaza de Cibeles zareagował głośnymi okrzykami. Kibice byli już „rozgrzani” i gotowi na przywitanie całej drużyny.

Królowie Europy

Za prezentację kadry, która osiągnęła sukces, również odpowiedzialny był Morata. Ze swoich obowiązków prezentera wywiązał się bez zarzutu, za każdym razem w inny sposób zapowiadając wychodzących na scenę zawodników. Każdy z nich miał też chwilę dla siebie. Piłkarze pojawiali się przed kibicami przy rytmie wybranej przez siebie piosenki. Mogli śpiewać, tańczyć, bawić się. Gdy muzyka przestawała grać, mieli też chwile, żeby wygłosić parę słów do tłumu. Była to też kolejna okazja, żeby przemówił Morata, który wyróżniał niektórych kolegów płomienną przemową. Na nią zasłużył m.in. Dani Olmo. – Nie tylko został królem strzelców, ale także uratował nas w finale, broniąc na linii bramkowej! Teraz jest wart 130 milionów! – wykrzykiwał Morata.

Każdy z piłkarzy ubrany był w koszulkę z wielkim numerem 4, oznaczającym czwarte mistrzostwo Europy w historii. Liczba otoczona była słowami „Królowie Europy”. Choć należy zaznaczyć, że jeden z reprezentantów zdecydował się na nieco inne odzienie – Dani Carvajal w szale radości wskoczył na scenę bez koszulki, ubrany jedynie w hiszpańską flagę zawiązaną w pasie.

Silny selekcjoner

Gdy na scenie pojawili się wszyscy piłkarze, zaproszony przez Alvaro Moratę został ten, bez którego sukcesu nie udałoby się osiągnąć. Selekcjoner Luis de la Fuente był podrzucany przez swoich podopiecznych, a Morata po raz kolejny zaprezentował swoje zdolności oratorskie. Stanął naprzeciwko 63-latka i patrząc mu prosto w oczy, powiedział: - Byłeś pierwszym, który nam zaufał. Powiedziałeś, że to może się udać. Wygrałeś wszystko. Potrafisz podnieść 150 kilogramów w wyciskaniu na ławce i uniosłeś ciężar, prowadząc nas do tworzenia historii – przekazał trenerowi Morata. Potem Luis de la Fuente przejął mikrofon, zwracając się do kibiców. – Jesteśmy dumni z tego, że mamy takich zawodników. Pokazali poświęcenie, wysiłek, talent i koleżeństwo. Są przykładem dla całej Hiszpanii. Razem jesteśmy silniejsi! Niech żyje Hiszpania! – radował się selekcjoner.

Na koniec świętowania zaplanowany został koncert znanej piosenkarki Aitany, która zaśpiewała swój największy hit „Mon Amour”, bawiąc się wśród hiszpańskich piłkarzy. – Dziękuję za zjednoczenie Hiszpanów! – przekazała mistrzom. Nie był to jednak koniec występów na Plaza de Cibeles, ponieważ reprezentacja przez kolejne pół godziny bawiła się w rytmie różnych piosenek, śpiewając i tańcząc. Cała impreza zakończyła się po północy, choć doskonale wiemy, że świętowanie trwało przez całą noc!

Kacper Janoszka