Bartosz Kwolek w play offie prezentuje wysoką formę. Fot. Adam Starszyński/PressFocus.


Historyczny sukces

Wygraliśmy Puchar Polski, mamy minimum srebro mistrzostw Polski, ale apetyt rośnie w miarę jedzenia... - mówił po awansie do wielkiego finału Mateusz Bieniek, środkowy „Jurajskich rycerzy”.


ALURON CMC WARTA ZAWIERCIE

Przed półfinałową rywalizacją zawiercian Aluronu CMC Warty z Projektem Warszawa nie sposób było wskazać faworyta. Obie drużyny mają podobny potencjał. W fazie zasadniczej dwa razy lepsi byli jednak warszawianie. Z drugiej strony to zawiercianie zakończyli ją na wyższej, bo drugiej pozycji, co stawiało ich w uprzywilejowanej sytuacji. Drugie spotkanie i ewentualny decydujący złoty set graliby bowiem przed własną publicznością.

Gracze z Zawiercia zadziwili jednak dyspozycją. Pierwszy mecz wygrali 3:0, a w drugim we własnej hali postawili kropkę nad i, zwyciężając 3:1. Dla klubu z Zawiercia to już historyczny wynik, bo po raz pierwszy awansował do finału, a do tego wywalczył już Puchar Polski. W PlusLidze występuje od siedmiu lat i tej pory wywalczył brązowy medal.

Goście łatwo się jednak nie poddali. Początek meczu w ich wykonaniu był wręcz perfekcyjny, a popisową partię rozgrywali atakujący Bartłomiej Bołądź i przede wszystkim libero Damian Wojtaszek. Jego kapitalne obrony wśród miejscowych fanów wywoływały z jednej strony irytację, z drugiej podziw. Zawiercianie przetrzymali problemy. - Gratulacje należą się całemu zespołowi. Chłopaki udźwignęli ciężar tego drugiego półfinałowego starcia, mimo że Projekt grał kapitalnie w pierwszej partii. Cały czas byli głową w grze. W pierwszym secie - trochę porównując do żargonu piłkarskiego - chcieliśmy grać z kontry. Projekt nas zaatakował, ale w kolejnych dwóch partiach to my ich zaatakowaliśmy. Zrobiliśmy to bardzo pewnie. Wspaniała atmosfera na trybunach poniosła nas do historycznego sukcesu - przyznał po spotkaniu Michał Winiarski trener Aluronu CMC Warty. - Zagraliśmy kapitalne spotkanie w Warszawie i wiedzieliśmy, że tak może wyglądać rewanż. Przetrzymaliśmy atak Projektu, później swoją dobrą grą wymusiliśmy kilka błędów po stronie rywali, a sami zaczęliśmy grać swoją siatkówkę - dodał.

Pod wrażeniem gry warszawian był też Mateusz Bieniek. - Warszawianie grali świetnie. Spodziewaliśmy się jednak tego. Dobrze prezentowali się Bartek Bołądź i Andrzej Wrona, a w obronie szalał Damian Wojtaszek - przyznał.

Wśród „Jurajskich rycerzy” trudno wskazać jednego bohatera. Wszyscy zagrali dobrze i równo. Miguel Tavares Rodrigues rozgrywał dokładnie i z pomysłem, Mateusz Bieniek oraz Miłosz Zniszczoł pilnowali bloku i byli też skuteczni w ataku, Karol Butryn, Bartosz Kwolek i Trevor Clevenot trzymali skrzydła, do tego wraz z Luke Perrym nie dali się też złamać w przyjęciu i imponowali postawą w defensywie. Na wysokości zadania stanęli też kibice, którzy szczelnie wypełnili halę i gorąco dopingowali swoich zawodników.

- Od początku było czuć megapower. Można powiedzieć, że przytłoczyło nas to w pierwszym secie, bo wyszliśmy tacy trochę elektryczni. Wiedzieliśmy, że będzie ogień, ale nie myśleliśmy, że aż taki. Może chcieliśmy dorównać kibicom poziomem na boisku i było trochę stresu oraz nerwów. Od drugiego seta kontrolowaliśmy już grę i robiliśmy to, co potrafimy najlepiej. Graliśmy w swoją grę, a nie Warszawy i to było najważniejsze - podsumował mecz Bartosz Kwolek.

Jeden z liderów Projektu, Artur Szalpuk, szczerze przyznał, że Aluron CMC Warta zasłużył na finał. - Zawiercianie zaczęli lepiej zagrywać. My utrzymywaliśmy przyjęcie, ale nie kończyliśmy trudniejszych piłek. Nasi rywale zaczęli grać lepiej my gorzej i w drugim secie nas pokonali. Trzeci tak naprawdę też kontrolowali, choć ich dogoniliśmy i wierzyliśmy w jego wygranie, ale to nam się nie udało. Przegraliśmy zasłużenie, ale trudno mówić o czymś innym jeśli wygrywa się tylko jednego seta -ocenił.

Początek finału już w środę. Rywalizacja toczyć się będzie do dwóch zwycięstw. Pierwszy mecz w Zawierciu. Mecz numer 2 i ewentualnie 3 w weekend w Jastrzębiu-Zdroju.

(mic)