Artem Suchocki korzysta z dobroci Zagłębia i po półtorarocznym rozbracie z piłką gra na zapleczu ekstraklasy. Fot. Mateusz Sobczak/PressFocus


Gruszki na wierzbie

Ile trzeba zainwestować pieniędzy, żeby przejąć władzę w pionie sportowym w klubie piłkarskim na szczeblu centralnym?


To pytanie zadawali sobie kibice Zagłębia Sosnowiec, odkąd tylko w klubie pojawił się Rafał Collins, który wykupił 0,74% udziałów w spółce Zagłębie. To właśnie dzięki tej transakcji telewizyjny celebryta mógł rozpocząć swoją zabawę w piłkę nożną. Zwolnił trenera i zatrudnił nowego wraz z dyrektorem sportowym. Dokonał także kilku transferów zimą, o których jeszcze wspomnimy. Wróćmy jednak do pytania postawionego na początku. Ile tak naprawdę Rafał Collins zapłacił za niecały procent udziałów w sosnowieckim klubie? Przypomnijmy, że wykupił je od prywatnego inwestora, Dariusza Kozielskiego. To właśnie właściciel firmy „Gosław Sport Center” z Wodzisławia Śląskiego w rozmowie z „Dziennikiem Zachodnim” uchylił rąbka tajemnicy i zdradził, ile na transakcji zarobił. Chodzi o kwotę nieco większą niż 5000 złotych. Początkowo mówiło się o kwocie kilkudziesięciu tysięcy złotych, co już wtedy wydawało się niską liczbą, jak na możliwości, jakie otrzymał Collins. Później pojawiły się plotki o ledwie 4-cyfrowej kwocie, które okazały się prawdą.


Średnie wynagrodzenie Polaka w styczniu 2024 roku wynosiło ponad 5,5 tysiąca złotych netto (dane za GUS). Więc średni, statystyczny Polak mógłby zacząć bawić się w futbol w Sosnowcu za swoją niecałą miesięczną wypłatę. Władza oddana w ręce Rafała Collinsa oczywiście jest gestem w stronę celebryty. Prezydent Arkadiusz Chęciński namówił Kozielskiego (jak poinformował sam zainteresowany w rozmowie z „Dziennikiem Zachodnim”) na sprzedaż swoich udziałów Collinsowi po to, żeby ten mógł w przyszłości wykupić ponad 50 proc. udziałów od miasta w ramach przetargu. Czy Collins przetarg wygra? Czy w ogóle weźmie w nim udział? Te pytania pozostają otwarte.


Cała aktualna sytuacja Zagłębia jest z pewnością trudna do zaakceptowania dla kibiców. Sosnowiecki zespół sportowo wygląda dramatycznie. Po rundzie jesiennej już można było się przygotowywać do tego, że drużyna spadnie do II ligi. „Tonący brzytwy się chwyta”, więc miasto weszło we współpracę z Rafałem Collinsem, który musiał obiecać gruszki na wierzbie, skoro praktycznie nie ma doświadczenia w piłkarskich realiach, a dostał taką władzę. Był ostatnią deską ratunku. Miał uratować utrzymanie w I lidze. Dlatego zaczął działać po swojemu. Zwolnił Artura Derbina i zatrudnił Aleksandra Chackiewicza, doświadczonego szkoleniowca na rynku ukraińsko-białoruskim. Tego samego dnia kontrakt podpisano z dyrektorem sportowym Michaiłem Zalewskim. Te decyzje sportowo – przynajmniej w teorii – mogły się bronić.


Od tego momentu jednak było coraz gorzej, bo rozpoczęły się transfery piłkarzy. Wymieńmy tych, którzy od zimy są reprezentantami Zagłębia. Artem Suchocki – bez klubu od lipca 2022 roku. William Remy – bez klubu od lipca 2023 roku. Ołeksij Dovgyj – transfer z rezerw Ruchu Lwów, piłkarz-amator (w Zagłębiu podpisał deklarację gry amatora). Ołeksij Szewczenko – bramkarz z zaprzyjaźnionej agencji ProStar. Jego umiejętności raczej nie przewyższają możliwości Mateusza Kosa, ale i tak jest pierwszym wyborem trenera. Do tego Zagłębie dorzuciło Michała Janotę, którego pozbyło się Podbeskidzie, Dominika Sokoła, niechcianego w Radomiaku, Gabriela Kirejczyka, dla którego Piast szukał wypożyczenia, oraz Artema Polarusa z Bruk-Bet Termaliki, którego przedstawicielem jest agencja ProStar.


Nie wiemy, czy to są zawodnicy, których Collins obiecywał w rozmowach z miastem, które poskutkowały przejęciem władzy w pionie sportowym. Wiemy jednak, że potrzeba naprawdę sporo wyobraźni, żeby wymyślić scenariusz, w którym ci zawodnicy pomagają w utrzymaniu w I lidze. Lepszym pomysłem wydaje się oddanie miejsca wychowankom z akademii.

Kacper Janoszka