Sport

Grom z jasnego nieba

Coraz częściej łapię się na tym, że nie nadążam za tokiem myślenia działaczy klubów pierwszoligowych.

Coraz częściej łapię się na tym, że nie nadążam za tokiem myślenia działaczy klubów pierwszoligowych. Tych, którzy troszczą się o mój stan zdrowia, od razu uspokajam – myślenie nie wywołuje u mnie bólu głowy.

Ostatnio w największe zdumienie, wręcz osłupienie, wprawili mnie włodarze Arki Gdynia. Po zwolnieniu Wojciecha Łobodzińskiego opiekę nad zespołem powierzyli 43-letniemu Tomaszowi Grzegorczykowi. Z nim za sterami Żółto-niebiescy idą jak burza, w pięciu potyczkach zdobyli komplet punktów i legitymują się imponującym bilansem bramkowym 16:1! Tymczasem po efektownej (6:0) wiktorii w Opolu z Odrą i powrocie do Trójmiasta na szkoleniowca i piłkarzy Arki jak grom z jasnego nieba spadła niespodzianka w postaci informacji, że od 9 grudnia będą mieli nowego trenera. Zostanie nim mianowicie 34-letni Dawid Szwarga.

Nic do człowieka nie mam, ale fakty, z którymi podobno się nie dyskutuje, są takie, że prowadząc Raków Częstochowa, spaprał robotę, bo broniący tytułu mistrza Polski zespół spod Jasnej Góry wynikami w ekstraklasie w sezonie 2023/24 nie zakwalifikował się nawet do najmniej prestiżowej Ligi Konferencji Europy. Ależ działacze z Trójmiasta będą mieli się z pyszna, jeżeli pod wodzą Szwargi ich drużyna obniży loty i nie wywalczy upragnionego awansu! Oczywiście źle gdynianom nie życzę, ale zawsze uważałem, że lepsze jest wrogiem dobrego i jeżeli jakiś mechanizm funkcjonuje bez zarzutu, to nie powinno się przy nim majstrować.

Wyjątkową intuicją wykazali się działacze GKS-u Tychy. 27 sierpnia, czyli niedawno, zakończyli współpracę z trenerem Dariuszem Banasikiem, a dzień później zatrudnili bezrobotnego ponad półtora roku Artura Skowronka (5 grudnia 2022 roku stracił posadę w Zagłębiu Sosnowiec). Nie wiem, czym się kierowali włodarze klubu z Edukacji, ich sprawa, ale działanie pod wpływem przeczucia jest równie poważne, co oświadczenie, że szepnęła im coś do ucha różowa wróżka. Efekty widać jak na dłoni za kadencji Banasika szału nie było (jedno zwycięstwo, pięć remisów, jedna porażka, bramki 4:5), ale w przypadku jego następcy trzeba bić na alarm! Pięć meczów, dwa remisy, trzy porażki, bramki 1:9! O wstydliwej przegranej 2:4 w Pucharze Polski z drugoligową Olimpią Grudziądz nawet nie wspominam. Trochę mi to przypomina wyjątkowo złośliwego i perfidnego właściciela psa, który najpierw czworonogowi narobił apetytu, a potem go głodził.

W dzisiejszym i środowym wydaniu „Sportu” wynurzenia trenera Skowronka po klęsce (0:3) z ŁKS-em Łódź przytoczył redaktor Jurek Dusik. Jak sam zaznaczył, wiernie przytoczył jego słowa z konferencji prasowej. Pomijając fakt, że był to bełkot (wypowiedzi szkoleniowca), uśmiałem się do łez, czytając, że na treningach przed tym pojedynkiem jego zawodnicy ćwiczyli wypychanie. Cokolwiek to oznacza, mam jedno przesłanie do trenera Skowronka szanowny panie, wypchać to pan może dzikiego zwierza (niedźwiedzia, lwa czy innego lamparta) albo ptaka.

Nie będę szedł w zaparte i nie zamierzam ukrywać, że większościowy właściciel i prezes krakowskiej Wisły Jarosław Królewski nie ma u mnie wysokich notowań. Ostatnie jego decyzje personalne, pozbycie się między innymi trenera Kazimierza Moskala i kierownika drużyny Jarosława Krzoski, wywołują u mnie odruch wymiotny. Tak nie traktuje się osób, które są ikonami klubu z Reymonta, czy się to panu Królewskiemu podoba, czy nie. A jego tłumaczenie w liście otwartym do sympatyków „Białej gwiazdy”, że „decyzja o rozstaniu z Jarosławem Krzoską również była wynikiem analizy i feedbacku, jaki otrzymaliśmy z klubu oraz z jego otoczenia” to „głodny kawałek”, który może wciskać pięciolatkom oraz ludziom bez honoru. Używanie słowa „feedback” (informacja zwrotna) nie robi na mnie wrażenia, może inaczej ma sztuczna inteligencja, na którą prezes Królewski powołuje się przy rozmaitych okazjach często i gęsto. Ja ufam własnej inteligencji, bo wysiłek intelektualny jeszcze nikogo nie zabił. W każdym razie nie słyszałem o takim przypadku.

Bogdan Nather


W nagrodę za dobrze wykonaną robotę Tomasz Grzegorczyk straci posadę trenera Arki. Fot. Piotr Matusewicz/PressFocus