Lekko, ale sprytnie i precyzyjnie uderzył Bernardo Silva, pokonując Kamila Grabarę. Fot. PAP/EPA


Grabara nie zatrzymał City

Piłkarze z Manchesteru wykonali zadanie zgodnie z planem, choć nie obyło się bez wpadki.

 

Od pierwszych minut scenariusz spotkania był dokładnie taki, jakiego się spodziewano. Kopenhaga – mimo gry przed własną publiką – prawie nie „wąchała” piłki, a Manchester City grał od jednej do drugiej strony. Pierwsze poważne zagrożenie stworzył już w 6 minucie, ale „główkę” Rubena Diasa kapitalnie obronił Kamil Grabara (niewiele brakło Nathanowi Ake'owi, żeby dobić). Piłka w siatce znalazła się jednak 4 minuty później. Phil Foden zagrał prostopadle w pole karne do Kevina De Bruyne, a ten ze stosunkowo ostrego kąta zaskoczył pochodzącego z Rudy Śląskiej bramkarza. Można się zastanawiać, czy Grabara nie powinien zareagować lepiej (i czy obrońcy nie powinni być bliżej strzelca), ale trzeba podkreślić, że Belg uderzył idealnie płasko i wyjątkowo precyzyjnie, tuż przy dalszym słupku. Dobre humory po strzelonym golu zostały nieco ostudzone kontuzją Jacka Grealisha, który opuścił murawę w 21 minucie.

 

Debiutant wyrównał

Duńczycy nie istnieli na boisku. Niespełna kwadrans po golu prawie sami strzelili sobie samobója, kiedy interweniujący Denis Vavro trafił w poprzeczkę. Chwilę później ekwilibrystycznymi „nożycami” próbował Erling Haaland, „Obywatele” zamknęli gospodarze w ich polu karnym i... Kopenhaga wyrównała! Nie byłoby to możliwe, gdyby Ederson nie podał piłki wprost do Mohameda Elyounoussiego. Jego uderzenie – pierwsze FCK – zostało zablokowane, ale potem sprzed „szesnastki” poprawił Magnus Mattsson i było 1:1! Co ciekawe, 24-letni Duńczyk debiutował w barwach zespołu, bo na początku lutego został ściągnięty za ponad 4 mln euro z holenderskiego Nijmegen. Chwilę potem mógł zresztą zdobyć drugą bramkę, ale nie wytrzymał ciśnienia i uderzył z powietrza wysoko nad bramką.

 

Miał co robić

Potem mecz wrócił do zwykłego toru. City przeważało i tuż przed przerwą wyrównało z dużą ilością szczęścia. Przypadkowo odbita futbolówka trafiła do Bernardo Silvy, który w sytuacji sam na sam z Grabarą nie dał mu szans. Kopenhaga nie straciła jednak motywacji, świadoma jednocześnie, że to Manchester musi, a ona – tylko może. Na początku drugiej połowy niebezpiecznie było po „główce” Vavry. Potem gospodarze czyhali na kontry, ale „Obywatele” byli czujni. Grabara z kolei w 54 minucie zatrzymał groźny strzał De Bruyne'a, a 15 minut później Jeremy'ego Doku. Potem miał trochę farta, kiedy główkujący Haaland pomylił się nieznacznie, finalizując wielopodaniową akcję drużyny, której wszędobylscy defensorzy FCK po prostu nie byli w stanie przerwać. Futbolówka „chodziła”, jak po sznurku, lecz wynik pozostawał niezmienny. Pachniało jednak kolejnym golem City i ten padł w doliczonym czasie. Najpierw Grabara dwukrotnie zatrzymał w znakomitych okazjach Haalanda, ale potem nie miał już szans przy wykończeniu Fodena. Ślązak miał pretensje do obrońców, że nie pokryli Anglika, lecz widać było po nich, jak bardzo zmęczyło ich to spotkanie. Finalnie skończyło się zgodnie z przewidywaniami i rewanż na City of Manchester Stadium będzie tylko formalnością.


Piotr Tubacki

 

Kopenhaga – Manchester City 1:3 (1:2)

1:0 – De Bruyne (10), 1:1 – Mattsson (34), 1:2 – Silva (45+1), 1:3 – Foden (90+3).

Sędziował Jose Maria Sanchez Martinez (Hiszpania).

Żółte kartki: Jensen, Diks

KOPENHAGA: Grabara – Jelert, Vavro, McKenna, Diks – Goncalves (70. Hojlund), Jensen, Mattsson (81. Larsson) – Elyounoussi, Claesson (55. Cornelius), Achouri (81. Sorensen). Trener Jacon NEESTRUP.

CITY: Ederson – Walker, Stones, Dias, Ake – Rodri, Silva (78. Nunes) – Foden, De Bruyne, Grealish (21. Doku) – Haaland. Trener Pep GUARDIOLA.