Głowę da sobie uciąć
Po blisko dwóch dekadach kibice na Górnym Śląsku emocjonowali się w weekend ligowymi występami dwóch kobiecych siódemek.
To nie był udany weekend dla śląskich piłkarek ręcznych. Zarówno Sośnica Gliwice, jak i Ruch Chorzów przegrały w sobotę swoje mecze, choć w przypadku obu drużyn trudno mówić o rozczarowaniu - naturalnie w tylko w przypadku końcowych rezultatów - bo obie śląskie siódemki nie były faworytami meczów, mierzyły się z wyżej notowanymi drużynami, tanio skóry nie sprzedały, a punkty oddały po walce. Jeżeli z porażek szybko wyciągną wnioski, to są powody do optymizmu i nadziei na lepsze wyniki już w najbliższej kolejce.
Prezes gratulował
Pierwszy mecz w tym sezonie rozegrały zawodniczki Sośnicy Gliwice, które po 17 latach wróciły do elity w wyniku otrzymania „dzikiej karty”. Co ciekawe, od blisko dwóch dekad po raz pierwszy na Górnym Śląsku panie mają dwa zespoły w najwyższej klasie rozgrywkowej, a przecież drzewiej bywało, że w jednym sezonie występowały w niej jeszcze Zgoda Bielszowice i AZS AWF Katowice. Potem już tylko „Niebieskie” broniły honoru regionu, no a teraz drużyna z Chorzowa ma już towarzystwo w Orlen Superlidze, choć skład Sośnicy w większości opiera się na zawodniczkach wycofanego z rozgrywek JKS-u Jarosław, które w poprzednim sezonie także rywalizowały w Superlidze. Podobnie jest ze sztabem szkoleniowym, bo do Gliwic trafił także trener Michał Kubisztal. Drużynę uratowało miasto, więc nic dziwnego, że działacze Sośnicy uhonorowali prezydent Gliwic Katarzynę Kuczyńską-Budkę honorową koszulką z numerem 1, którą wręczył - gratulując i życząc sukcesów - prezes zarządu Superliga sp. z.o.o. Piotr Należyty, a pani prezydent pierwszym podaniem piłki dokonała symbolicznego otwarcia meczu ze Startem Elbląg. Było więc sympatycznie - przed halą strefa gastronomiczna, a na trybunach praktycznie komplet widzów. Wśród nich wiele znanych, byłych śląskich, gliwickich, a także reprezentacyjnych zawodniczek, ale na parkiecie taryfy ulgowej nie było. Ta atmosfera udzieliła się niestety gliwiczankom, które jakby stremowane, mocno speszone nowym miejscem i samą inauguracją popełniały błąd za błędem. Elblążanki też miały spory kłopot ze skutecznością, także dlatego, że w bramce Sośnicy znakomicie prezentowała się Weronika Kordowiecka, która już w minionym sezonie zasługiwała na miano jednej z najlepszych bramkarek w Superlidze. To jej znakomite parady w głównej mierze trzymały do samego końca nadzieje miejscowych na dobry wynik, choć trzeba dodać, że i jej vis-a-vis, Małgorzata Ciąćka, również była w wybornej formie, co pokazały statystyki. Obie bramkarki zaliczyły w tym meczu aż po 18 skutecznych interwencji!
Górą doświadczenie
W decydującym momencie górę wzięło większe doświadczenie i ogranie przyjezdnych, a także fakt, że ze względu na zamieszanie z „dziką kartą” sprawiło, że inauguracyjne spotkanie nie w pełni gotowej na 1. serię Sośnicy przeciwko MKS-owi FunFloor Lublin przełożono i gliwicki zespół rozpoczął sezon dopiero od 2. kolejki. Ostatecznie punkty pojechały do Elbląga, ale miejscowi kibice nie narzekali na brak emocji i waleczną postawę swej drużyny. To daje nadzieje na lepsze jutro.
- Pierwszy mecz w sezonie, pierwszy mecz w Gliwicach, nowa hala... Trochę czuliśmy się w niej jak na wyjeździe - oceniał trener Michał Kubisztal. - Nie można powiedzieć, że dziewczęta nie walczyły, ale z 45-procentową skutecznością w ataku nie można wygrać. Za mało też wychodziliśmy do kontr. Po perypetiach ze zmianą klubu, niepewnością co z nami będzie, małą liczbą sparingów i innych organizacyjnych perturbacjach, jestem pewny, że teraz szybko złapiemy właściwy rytm. Głowę sobie dam uciąć, że tak będzie. Uczymy się szybko boiskowego rytmu, poznajemy się na parkiecie i wszystko co dobre musi wkrótce przyjść i do nas.
Jest na czym budować
Mniej więcej o tej samej porze, tyle że w Kobierzycach, z tamtejszego parkietu ze spuszczonymi głowami schodziły „Niebieskie”. Ale i w ich przypadku trudno oczekiwać było oczekiwać, że jako beniaminek ograją silne wicemistrzynie Polski, które po zaciętym boju i bardzo dobrym występie nie sprostały mistrzowskiemu Zagłębiu Lubin w meczu o Superpuchar Polski, a wkrótce reprezentować będą nasz kraj w europejskich pucharach. - Końcowy wynik nie oddaje przebiegu meczu, bo nie położyliśmy się przed drugim zespołem w Polsce. Dziewczęta dzielnie walczyły. Ostatecznie przegraliśmy 7 bramkami, moim zdaniem trochę za wysoko, choć do 44 minuty, do wyniku 18:18, trzymaliśmy się dzielnie. Potem popełniliśmy cztery kolejne błędy, Kobierzyce odjechały nam na cztery bramki, graliśmy w osłabieniu i rywalki trzymały dobry dla nich rezultat w garści do końca. Przegrywając kilkoma bramkami w końcówce nie było już sensu forsować podstawowych zawodniczek, bo przed nami niedzielny mecz z Koszalinem. Popełniliśmy dwa razy więcej niewymuszonych błędów niż w inauguracyjnym meczu z Piotrcovią, jednak trzy kwadranse wyrównanej walki z tak mocnym rywalem pokazują, że jest na czym budować formę - podkreślił trener Ruchu, Ivo Vavra.
Zbigniew Cieńciała