Gotowy na wyzwania

Mariusz Sordyl po 13 latach wrócił do pracy w Polsce. Doświadczenie nabywał w Rumunii, Katarze, Turcji i Ukrainie.


PLUSLIGA

Kontrakt Mariusza Sordyla z Treflem Gdańsk ma obowiązywać trzy lata. W kraju po raz ostatni jako szkoleniowiec pracował w 2011 roku. Prowadził wówczas reprezentację Polski juniorów. Wcześniej zaś był trenerem w AZS Olsztyn. Po wyjeździe z Polski trafił do rumuńskiego Rematu Zalau. Potem były: katarski Al Ahli Ad-Dauha, tureckie Jeopark Kula Belediyespor oraz Fenerbahce Stambuł i ostatnio ukraiński Epicentr-Podolany Gródek. W każdym z nich odnosił sukcesy. Ma na koncie mistrzostwo i Puchary Rumunii, Turcji oraz Ukrainy. W kraju, choć w pewnym momencie był brany pod uwagę jako kandydat na selekcjonera reprezentacji Polski, szansy wykazania się nigdy nie dostał. - Jeśli już jakaś propozycja się pojawiła, to nie do końca były poważna, i trwało to 13 lat. Teraz to się zmieniło. Z Treflem wszystko zadziałało w jednym miejscu i jednym czasie, byliśmy przekonani, że to jest to – powiedział Mariusz Sordyl, podczas powitalnej konferencji prasowej w Gdańsku. - Wracam ogromnie zmotywowany, bo przez ostatnie lata bardzo ciężko pracowałem na to, aby nadal być trenerem. Gdybym nie wyjechał wówczas z Polski, dzisiaj nie pracowałbym w tym zawodzie – dodał.

Były reprezentant Polski wie, że w Treflu czeka go trudne wyzwanie i zderzenie z ogromnymi oczekiwaniami. - Wracam do wybitnej ligi, do wyjątkowych kibiców, do pełnych hal i do świetnej otoczki wokół siatkówki, bo o tej dyscyplinie, która wciąż jest w Polsce na fali wznoszącej, można mówić tylko w superlatywach. Jest to wymagające, ale czuję się pewnie, mam również wokół siebie prawdziwych fachowców. Jestem frontmanem, na mnie będą skierowane oczy, ale przez ostatnie lata nauczyłem się funkcjonować w różnych warunkach i środowiskach - zapewnił. - Życie pokazało, że kluby z ogromnymi budżetami miały stanąć na podium albo wywalczyć mistrzowski tytuł, a kończyły na odległych pozycjach, były nawet o krok od spadku, z kolei kluby plasujące się pod względem kasy w drugiej połówce tabeli, zajmowały miejsca w czołówce. Zamierzamy wyjść poza granicę naszego potencjału, który określimy po pewnym okresie wspólnej pracy, mamy być wyżej niż zostaniemy ustawieni w tabeli – dodał.

W momencie ataku Rosji na Ukrainę, czyli 24 lutego 2022 roku, Sordyl pracował w Epicentr-Podolany Gródek niedaleko miejscowości Chmielnicki. Pytany o tamten moment odparł:

- Sezon od razu został zakończony, a my tego dnia opuściliśmy Ukrainę. Liga wznowiła rozgrywki we wrześniu, zarówno kobiety, jak i mężczyźni rywalizowały co dwa tygodnie na turniejach w Czerniowcach niedaleko granicy z Rumunią. Moja drużyna, a także ekipy z Winnicy i Żytomierza, trenowały u siebie i dojeżdżały na turnieje, natomiast zespoły ze wschodniej Ukrainy, z Dniepru i Charkowa, miały bazę w Czerniowcach.

Polski szkoleniowiec mieszkał na Ukrainie i przekonywał że nigdy nie czuł się zagrożony.

- Sytuacja była skomplikowana, bo niby wszystko było ok, ale w powietrzu wyczuwało się napięcie. Codziennie był alarm bombowy i na początku, w miejscowościach bliżej zachodniej granicy, wszyscy na niego reagowali, ale z czasem ta reakcja była jak na klakson samochodowy. Jeśli można przyzwyczaić się do takiej sytuacji, to ludzie się zaadaptowali. Jak się nie obawiałem, wiedziałem, że jest to formuła bezpieczna – podsumował.

(mic)