Prezes Podbeskidzia wierzy w utrzymanie zespołu w 1. lidze. Fot. Krzysztof Dzierżawa/PressFocus


Gotowi na wszystko

Rozmowa z Krzysztofem Przeradzkim, prezesem Podbeskidzia Bielsko-Biała


Krzysztof Przeradzki prezesem pierwszoligowego Podbeskidzia został niespodziewanie na początku grudnia zeszłego roku. Na stanowisku zastąpił Bogdana Kłysa, który klub pozostawił w strefie spadkowej oraz z ponad 6-milionowym zadłużeniem. Jedną z pierwszych decyzji nowego prezesa było rozstanie z pionem sportowym i zatrudnienie Kamila Kosowskiego i Marcina Kuźby. Wspomniany duet w spółce nie popracował zbyt długo i z początkiem marca z byłymi piłkarzami Wisły się rozstano. Klub wiosną nie wygrał żadnego meczu i pozostaje „na dnie”.


Przejął pan klub pod koniec roku, przebudował pion sportowy, przeprowadzono kilka transferów. Jak pan ocenia start rundy? Jakie pojawiły się wnioski?


- Wnioski były widoczne, zmieniliśmy trenera.


Nie trzeba było go zmienić szybciej, już w grudniu?


- Trudno kogoś zwolnić po tygodniu. Trzeba zobaczyć, co człowiek potrafi. Trudno było taką decyzję podjąć, byłaby ona niezrozumiała przez właścicieli, kibiców i innych ludzi. Uważam, że taka decyzja po prostu nie byłaby racjonalna. Trzeba było poczekać i dać się wykazać trenerowi.


Byli szkoleniowcy Dariusz Marzec i Grzegorz Mokry są na liście płacowej klubu?


- Jest okres licencyjny, jak pan dobrze wie, do licencji trzeba wykazać płatności całego sztabu szkoleniowego, zawodników. Na dzisiaj nie mamy żadnych zaległości z tymi trenerami, których pan wymienił. Wszystkie bieżące faktury są płacone. Gdybyśmy panu Marcowi nie zapłacili odprawy, nie moglibyśmy według Polskiego Związku Piłki Nożnej zarejestrować nowego trenera. Takie jest prawo i my postępujemy zgodnie z prawem. To musi być zapłacone.


Jakie są okoliczności zwolnienia Kamila Kosowskiego i Marcina Kuźby?


- To było rozwiązanie kontraktu, nie zwolnienie. Każda ze stron miała takie prawo.


A jaka była przyczyna tej decyzji?


- Właściwie jej nie było. Budujemy nowy pion sportowy pod akademię. Pan Kosowski był doradcą zarządu ds. sportowych i nie miał żadnych innych funkcji. Nie mógł przyjąć większych obowiązków, bo ma inne zobowiązania. Porozumieliśmy się i rozwiązaliśmy kontrakt.


Pojawiła się informacja, że przyczyną rozstania z Kosowskim i Kuźbą była pana jednoosobowa decyzja o wyborze nowego trenera. Zdementuje pan te doniesienia?


- Osobiście wybrałem nowego trenera, oczywiście pod nadzorem rady nadzorczej, bo tak musi być w spółce, ale to nie ma żadnych podtekstów z panem Kosowskim. Nie ma to ze sobą nic wspólnego.


Wywołał pan temat przebudowy pionu sportowego. Od momentu zamknięcia zimowego okienka powinny trwać przygotowania do letnich wzmocnień. Jaki jest nowy pomysł?


- Pion cały czas pracuje pod nadzorem pana Michała i Kamila (Michała Miąca oraz Kamila Bindy, obaj od wielu lat zajmują się kwestiami administracyjnymi w klubie - red.). My mamy nowy pogląd na rozwój skautingu, mamy wielu byłych zawodników, którzy zajmują się tym m.in. na Słowacji, w Chorwacji czy Hiszpanii. Chcemy im dać umowy agencyjne i skauting robić poprzez nich.


Poznamy nazwiska tych byłych piłkarzy?


- O wszystkich konkretach, na pewno poinformujemy, gdy umowy zostaną podpisane. To będzie dostępne na naszej stronie (internetowej - red.). Jak będą na stronie, to każdy będzie wiedział, kto jest naszym agentem w konkretnym kraju i kto szuka dla nas zawodników.


Powrócę jeszcze do wątku finansowego. Przed chwilą mówił pan, że wszystkie zobowiązania spółki pod kątem procesu licencyjnego regulowane są na bieżąco...


- Tak…


Ale sytuacja w grudniu była zła - to są słowa wiceprezydenta Piotra Kuci, który mówił, że stan spółki predysponuje do złożenia wniosku o upadłość. Była kontrola Państwowej Inspekcji Pracy, zadłużenie wynosiło ponad 6 mln zł, klub zaciągał pożyczki od spółek miejskich. Pan - cytując prezydenta Klimaszewskiego - miał wprowadzić plan naprawczy.


- Po kolei. Nie mamy już praktycznie żadnych pożyczek, mamy nikłe zobowiązania, które możemy w każdej chwili spłacić. Większość pożyczek została przekwalifikowana na sponsoring, nie widnieją już w pozycji bilansu jako pożyczki. Chwała tym firmom, że stały się naszymi reklamodawcami. W procesie licencyjnym nie mogliśmy z tym pozostać, bo nie moglibyśmy wykazać ujemnego kapitału. Obniżyliśmy koszty i w tej chwili jesteśmy na dobrej drodze, by bilans wyprowadzić (na zero - red.). To praca długofalowa, to nie jest kwestia dni, a kilku lat, sezonów. Są różne możliwości, możemy wypuścić obligacje, akcje z prawem lub bez prawa poboru. Wszystko zależy od tego, co zaaprobują nasi właściciele (miasto Bielsko-Biała oraz Edward Łukosz - red.).


Jest pomysł dokapitalizowania spółki przez właścicieli? To w przeszłości się działo.


- Nie ma takiego pomysłu, miasto nie może tego zrobić. Byłoby to sprzeczne z zasadami unijnymi, byłaby to pomoc de minimis, a takiej pomocy miasto nie może udzielić. Jedyna możliwość to wypuszczenie akcji - z prawem poboru lub bez niego - albo obligacji. Jest możliwość wyemitowania obligacji, ale ja, jako zarząd, nie chciałbym iść w tym kierunku. Obligacje to nic innego, jak inna forma kredytu na jakiś okres, która jeszcze bardziej pogrąży nas finansowo.


Bierze pan pod uwagę spadek z ligi?


- Jako prezes nigdy w życiu.


Gdyby się wydarzył, spółka jest na niego gotowa? To oczywiście spadek przychodów…


- Jesteśmy gotowi. Jak pan widzi, nasze zmiany personalne też idą w tym kierunku. Gdyby się najgorszy scenariusz ziścił, to pan Skrobacz już dwa razy awansował z drugiej do pierwszej ligi. Natomiast skompletowaliśmy odpowiedni sztab dla niego, trenerów, którzy wywodzą się z naszej akademii i w tej chwili myślimy, że idzie to ku dobremu (rozmawialiśmy przed przegranym meczem z GKS-em Katowice - red.).


Ten długi kontrakt trenera Skrobacza, obowiązujący także na nowy sezon, jest po części zabezpieczeniem, że gdyby doszło do spadku, to trener Skrobacz…


- Wszystko wzięliśmy pod uwagę. Po pierwsze, że będziemy w pierwszej lidze i w kolejnym sezonie walczymy o awans do ekstraklasy, a po drugie, że spadniemy do drugiej ligi i za dwa lata awansujemy do pierwszej.


Tym czarnym scenariuszem jest ten długi kontrakt z trenerem Skrobaczem? Gdyby do spadku z ligi doszło, nie będzie pomysłu, by go rozwiązać?


- Każdą umowę można rozwiązać. Natomiast nie widzę takiej potrzeby. Gdyby doszło do najgorszego scenariusza, uważam, że to najlepszy trener na taki moment.


Rozmawiał gru

 

Krzysztof Przeradzki