Sport

Gotowi do grania

W przedostatnim zimowym sparingu tyszanie pokazali, że mają spory potencjał.

Jakub Bieroński dobrze spisuje się w zimowych sparingach. Fot. Łukasz Sobala / Press Focus

GKS TYCHY

Jeżeli założymy, że sztab szkoleniowy GKS-u Tychy wyselekcjonował już wyjściową jedenastkę i wystawił ją do gry od początku sparingu z Zagłębiem Sosnowiec, to wniosek może być optymistyczny. W przedostatniej próbie podczas zimowych przygotowań drużyna trenera Artura Skowronka do 65 minuty pokazała to, czego oczekują od niej kibice. Co ważne, efektem dobrej gry były trzy bramki.

Skutecznie i efektownie

Pierwsza padła po dobrze wykonanym rzucie wolnym przez Marcela Błachewicza i skutecznej główce Jakuba Bierońskiego. Pomocnik, który do tej pory, grając półtora roku w koszulce z trójkolorowym trójkątem na piersi, w 35 meczach pierwszoligowych strzelił jednego gola, w zimowych spotkaniach kontrolnych ma już dwa trafienia otwierające wynik. Widać więc, że znalazł swoje miejsce zarówno na boisku, jak i w zespole.

Druga bramka była efektem agresywnej walki o odzyskanie piłki w polu karnym rywala, w którym Marcin Szpakowski wywalczył rzut karny, a Julius Ertlthaler pewnym uderzeniem z „wapna” potwierdził, że w tym elemencie można mu zaufać.

I wreszcie trzecia została zdobyta po składnej akcji, w dodatku okraszona była sztuczką techniczną Juliana Keiblingera. Wychowanek SC Sitzenberg/Reidling przyjął zagraną po ziemi piłkę lewą nogą, następnie przerzucił futbolówkę nad atakującym go rywalem i wolejem z prawej nogi potwierdził, że potrafi być snajperem.

– Zagraliśmy dobre spotkanie z dobrym i dobrze poukładanym przeciwnikiem – stwierdził w klubowych mediach Marcel Błachewicz. – Było to widać przede wszystkim w drugiej połowie, kiedy rywal wyszedł do nas troszeczkę wyżej. Pokazaliśmy wtedy, że potrafimy bardzo dobrze budować akcje od tyłu. Potrafiliśmy wyjść spod pressingu i zakończyć akcję groźną sytuacją podbramkową. Tych bramek mogło być troszeczkę więcej, bo mieliśmy sporo okazji, ale i tak jesteśmy zadowoleni. Wygląda, że już jesteśmy dobrze przygotowani do sezonu. Wiadomo, że nogi są jeszcze ciężkie, ale naprawdę dobrze to wygląda.

Niefrasobliwa końcówka

I taka ocena pasuje do 65 minuty. Po dobrej godzinie przyszła jednak niefrasobliwa końcówka, w której dały o sobie znać problemy z rozpoczynaniem akcji. Efekt straty piłki przez Marco Dijakovica na środku boiska sprawił, że przeciwnikom wystarczyło jedno prostopadłe podanie, żeby otworzyła się przed ich napastnikiem szeroka droga w pole karne, a Marcel Łubik nie był już w stanie zrobić wiele w sytuacji sam na sam.

Ponadto po zmianach, które nastąpiły po stracie pierwszego gola, gra obronna tyszan zupełnie się załamała, a błąd golkipera, rozpoczynającego akcję poza polem karnym, kosztował trójkolorowych kontrę sfinalizowaną strzałem do pustej bramki.

Nic więc dziwnego, że po zdobyciu kontaktowego gola rywale rzucili się do ataku i Łubik miał jeszcze trochę pracy, nim zabrzmiał ostatni gwizdek, oznajmiający zwycięstwo GKS-u Tychy 3:2.

– Chcemy bazować na tym, żeby grać w piłkę – mówił stoper tyszan Nemanja Nedić. – Żeby grać odważnie i budować akcje, cały czas kontrolować przeciwnika, cały mecz, nieważne z kim będziemy grać. Wydaje się więc, że to jest nasze DNA. W nim jest też dużo sprintów, dużo biegania. Ono jest jeszcze w jednym tempie, jeszcze nie ma takiej mocy. Ona dopiero przyjdzie do pierwszego ligowego meczu. Ta świeżość dopiero przyjdzie i wtedy będzie pełna moc.

Jerzy Dusik