„Gorący” towar
Jest duża szansa, że wicemistrz Polski „pozbędzie się” napastnika Patryka Klimali.
ŚLĄSK WROCŁAW
Urodzony w Świdnicy napastnik oficjalnie dołączył do drużyny trenera Jacka Magiery 1 stycznia bieżącego roku, ale de facto trenował z zespołem z Oporowskiej od listopada. Wiązano z nim ogromne nadzieje, wierząc, że będzie godnym następcą Erika Exposito. Niestety, wychowanek klubu Zjednoczeni Żarów zawiódł na całej linii. Klimala zagrał w 11 spotkaniach w ekstraklasie w poprzednim sezonie, w których ani razu nie wpisał się na listę zdobywców bramek i zanotował tylko jedną asystę. Spędził na boisku 560 minut (średnia 51 minut na mecz), pięć razy wychodząc w podstawowej jedenastce, a sześciokrotnie z ławki rezerwowych. Teraz wszystko wskazuje na to, że 26-letni zawodnik zejdzie z listy płac wrocławskiego klubu.
Kierunek Australia
Przed rozpoczęciem obecnego sezonu trener Jacek Magiera podjął decyzję o przesunięciu chimerycznego napastnika do trzecioligowych rezerw. Tam zagrał w czterech spotkaniach mistrzowskich, zdobywając w nich cztery gole (trzy z Górnikiem Polkowice, jednego z rezerwami Górnika Zabrze). Teraz wszystkie znaki na niebie i ziemi wskazują, że lada dzień Klimala zostanie wypożyczony do australijskiego Sydney FC. W tej chwili dopinane są ostatnie szczegóły transferu czasowego zawodnika Śląska, z którym piłkarz związany jest kontraktem obowiązującym aż do 30 czerwca 2027 roku!
W lipcu napastnik bliski był przeprowadzki do Standardu Liege, ale transakcję storpedowali... kibice belgijskiego klubu, którzy wyrażali ostry sprzeciw przeciwko wypożyczeniu nieskutecznego napastnika. Teraz Klimala obrał bardziej egzotyczny kierunek, mianowicie Australię, gdzie ma dołączyć do drużyny Sydney FC. Konkretnie to klub z antypodów złożył ofertę wypożyczenia napastnika Śląska. Jeżeli nie zajdą jakieś nieprzewidziane komplikacje, napastnik Śląska zostanie wypożyczony na rok, a umowa będzie zawierała opcję wykupu.
Lekkie rozczarowanie
W ostatniej potyczce z Legią w zespole z Oporowskiej po raz pierwszy w tym sezonie pojawił się Aleksander Paluszek, który zagrał cały mecz. – Czuliśmy lekki niedosyt po tym meczu – powiedział 23-letni stoper. – Cieszymy się jednak z tego remisu, biorąc pod uwagę, że przegrywaliśmy 0:1 i udało nam się odrobić straty. Wychodzimy na każdy mecz z myślą o zdobyciu trzech punktów, więc pozostaje mimo wszystko lekkie rozczarowanie. Myślę, że ten gol strzelony przez Sebastiana Musiolika, gdyby był uznany, mógł być dla niego momentem przełomowym. Wierzę w niego, na pewno będzie strzelał dla Śląska i to nie jedną bramkę, tylko dużo. Super współpracowało mi się w niedzielnym meczu z Aleksem Petkowem. Gra z takim zawodnikiem to przyjemność. Jest to bardzo dobry, doświadczony piłkarz. Cieszę się, że po moim meczu spływają dobre głosy. Decyzja o tym, kto zagra w następnym spotkaniu z Pogonią Szczecin, należy jednak do trenera Jacka Magiery. To on decyduje o składzie, jaki wyjdzie na mecz.
„Przyspawany” do ławki
W letnim okienku transferowym wrocławianie pozyskali 25-letniego obrońcę, Serafina Szotę, który poprzednio był zawodnikiem Widzewa Łódź. Wychowanek Startu Namysłów do tej pory rozegrał cztery mecze w koszulce Śląska – jeden w lidze (z Lechią Gdańsk) oraz trzy w Lidze Konferencji Europy (dwa z łotewskim Riga FC oraz jeden ze szwajcarskim FC Sankt Gallen). – Nie jest daleko w hierarchii obrońców, ale przyszedł do nas w konkretnym celu – tłumaczy trener Jacek Magiera. – Jestem przekonany, że ambicja nie pozwoli mu się poddać. Na początku sezonu grał na lewej stronie, czyli na nieswojej pozycji. Był trochę wsadzony na minę. Grał dobre i przeciętne mecze. W momencie, gdy do dobrej dyspozycji wrócił Tommy Guercio, lewa obrona została zapełniona. Dziś mamy do wyboru Petrowa, Petkowa, Paluszka i Szotę. Serafin ma pracować i... czekać na swoją szansę.
Bogdan Nather