Bramka głową Jakuba Araka zapewniła GieKSie 3 punkty. Fot. Piotr Matusewicz/PressFocus


Górą rezerwowi

Jakub Arak wszedł na boisko w drugiej połowie i zdobył swojego pierwszego gola w tym sezonie.


GKS KATOWICE

Gdy Polonia Warszawa w niedzielne popołudnie wyszła na prowadzenie w meczu z GKS-em już w 7 minucie, kibice z Katowic mieli zapewne przed oczami obraz kolejnej utraty punktów. W poprzednich 3 spotkaniach podopieczni Rafała Góraka przegrali z Odrą Opole i podzielili się punktami z Bruk-Bet Termalicą Nieciecza i Górnikiem Łęczna. Widmo porażki w stolicy był realne, szczególnie patrząc na to, jak kombinowany skład musiał wystawić szkoleniowiec GieKSy. Nie miał on do dyspozycji kontuzjowanych wahadłowych, Oskar Repka pauzował za czerwoną kartkę, a Aleksander Komor wszedł dopiero w drugiej połowie, bo po urazie wciąż nie mógł zagrać pełnych 90 minut. Dlatego na boisku od początku meczu zobaczyliśmy Mateusza Maka i Bartosza Jaroszka na wahadłach, a w ramach kolejnych zastępstw zagrali Bartosz Baranowicz oraz Grzegorz Janiszewski.


Zmiennicy w akcji

Tak poskładana 11 musiała od pierwszych minut odrabiać straty. Przychodziło im to z ogromną trudnością. Zawodnicy odczuwali niedawny mecz z Górnikiem i widać było, że w stolicy nie są w najlepszej dyspozycji. Trener Górak też zdawał sobie sprawę z tego, że jeśli ma jakkolwiek zaskoczyć Polonię, musi wprowadzić w miarę wypoczętych graczy z ławki. I to właśnie oni odegrali kluczową rolę w spotkaniu. Komor, który pojawił się na murawie w 78 minucie, wywalczył rzut karny, po którym padł wyrównujący gol. Później na listę strzelców wpisał się Jakub Arak, który zastąpił Sebastiana Bergiera i po raz pierwszy w tym sezonie mógł cieszyć się z gola.


Wola walki

Podczas bieżącego sezonu nie raz pojawiały się dyskusje na temat kadry osobowej GieKSy. Brakowało przede wszystkim zmienników, którzy mogliby wnieść coś pozytywnego na boisko. To w końcu się zmieniło i to w najlepszym możliwym momencie. - Jestem bardzo szczęśliwy, bo na mecz specjalnie przyjechała moja żona razem z córką. Są moi rodzice. Dla mnie to szczególna chwila, ale słowa uznania należą się dla całej drużyny. Niesamowite jest to, ile zdrowia dzisiaj chłopcy zostawili na boisku. Mniej niż 70 godzin przed spotkaniem graliśmy piekielnie trudny mecz pod kątem intensywności z Górnikiem Łęczna. Widziałem, jak zawodnikom było ciężko, jak „lizali” rany przez dwa dni przerwy. Każdy z nich pokazał dzisiaj ogromny hart ducha i ogromną wolę walki – mówił po spotkaniu strzelec zwycięskiej bramki, który pochodzi z Warszawy.


Sportowa złość

To właśnie dzięki Arakowi GieKSa przerwała passę 3 meczów bez zwycięstwa. Dzięki 3 punktom zdobytym w Warszawie katowiczanie utrzymali się na 4. miejscu, ale przede wszystkim znów dali sobie nadzieję na to, że istnieje szansa na sukces w spotkaniach barażowych. Wygrana na Konwiktorskiej z Polonią była im bardzo potrzebna. - Potrzebowaliśmy tego zwycięstwa, bo odkąd tu jestem, nigdy nie odwróciliśmy losów meczu. Gdy traciliśmy pierwsi gola, meczu nie dało się wygrać. Dzisiaj w drużynie widziałem sportową złość. Za wszelką cenę chciała wygrać i dzięki temu zwyciężyliśmy – zauważył Jakub Arak. 3 punkty zdobyte w taki sposób mogą tylko i wyłącznie pozytywnie wpłynąć na piłkarzy z Górnego Śląska, którzy w najbliższej kolejce zmierzą się ze Stalą Rzeszów. Dodatkowa dawka motywacji może być szczególnie przydatna, bo przecież nie wiadomo, jak w przyszły weekend będzie wyglądała sytuacja kadrowa GKS-u. Pewne jest jedynie to, że skończy się zawieszenie Oskara Repki, a Aleksander Komor z dnia na dzień czuje się coraz lepiej. Trudno na razie wyrokować stwierdzić, w jakim stanie będą Marcin Wasielewski i Grzegorz Rogala.

Kacper Janoszka