Sport

GieKSiarska ferajna

Siatkarz od czarnej roboty, a zarazem kapitan oraz jego koledzy wreszcie mieli powody do radości.

Łukasz Usowicz w meczu z Barkomem Każany odegrał ważną rolę, a jego koledzy również stanęli na wysokości zadania. Fot. Marcin Bulanda/PressFocus

– Mogę zapewnić, że nie będzie serii ośmiu porażek z rzędu, jaka nam się przytrafiła w poprzednim sezonie – zapewniał przed obecnymi rozgrywkami na naszych łamach nowy kapitan i libero GKS-u Katowice, Bartosz Mariański. Po zwycięstwie nad Barkomem Każany Lwów 3:1 możemy zakomunikować, że dotrzymał słowa. Po pięciu porażkach wszyscy skupieni wokół siatkarskiej ekipy odetchnęli z ulgą, bo po ewentualnym niepowodzeniu zrobiłoby się więcej niż nieprzyjemnie.

Falstart i... promyk

Inauguracyjny mecz z Nowak-Mosty MKS-em Będzin, przegrany 0:3, w wykonaniu katowiczan był fatalny. I on sprawił, że natychmiast atmosfera wokół zespołu mocno zgęstniała. Trudno się dziwić, wszak nikt nawet nie dopuszczał myśli, by przegrać z kretesem z beniaminkiem.

– Nie wytrzymaliśmy presji. Może gdybyśmy wygrali pierwszego seta granego na przewagi (27:29 – przyp. red.) wówczas byłoby inaczej – stwierdził wówczas trener GKS-u, Grzegorz Słaby.

Ogromne napięcie towarzyszyło zawodnikom, ale to zrozumiałe, skoro większość z nich w poprzednich zespołach grała drugoplanowe role. A tutaj przyszło im wyjść w podstawowym składzie i wszyscy od nich oczekiwali zwycięstwa. „Spalili” się nerwowo i to naturalna kolej rzeczy. Następne spotkanie z Nysą (0:3) też nie nastrajało optymistycznie, bo rywal zdobył komplet punktów bez większych problemów. A potem przyszły mecze z wyżej notowanymi rywalami i kolejne porażki z Jastrzębskim Węglem (1:3), Projektem Warszawa (0:3 awansem) oraz Aluronem CMC Wartą Zawiercie (1:3).

– Ale po tych występach był promyk nadziei na lepsze jutro – dodał libero GKS-u. – Bez żadnych obciążeń z silnymi rywalami graliśmy więcej niż poprawnie. Stawialiśmy opór drużynom z wielkimi aspiracjami. To mnie tylko utwierdziło w przekonaniu, że musi nastąpić przełamanie. Spotkanie ze Lwowem urastało do megawydarzenia i możemy się tylko cieszyć, że odnieśliśmy zwycięstwo. To jednak dopiero pierwszy krok i trzeba robić kolejne. Nie zapominamy, że spadają trzy drużyny i walczymy o swoje.

Spore falowanie

W starciu z ekipą z Ukrainy gra była nerwowa, a poziom mocno falował. Ostatecznie zwycięsko wyszli z niego katowiczanie. – Okazaliśmy się profesjonalistami, stanęliśmy na wysokości zadania i trudno mi sobie wyobrazić, co byłoby, gdybyśmy przegrali. W kluczowych momentach czwartego seta nie zadrżała nam ręka i są powody do zadowolenia – ocenił Mariański.

– Gra musiała falować, gdy spotykają się zespoły bez punktu – podkreślił szkoleniowiec GKS-u. – Ale tego właśnie się spodziewaliśmy, bo nerwy odgrywały wiodącą rolę. Ale wytrzymaliśmy. W czwartym secie, gdy gra oscylowała wokół remisu, potrafiliśmy wytrzymać psychicznie obciążenie i z tego bardzo się cieszę. Sporą rolę odegrali zmiennicy. Damian Hudzik wszedł na środek siatki i w pierwszej akcji zablokował rywali. Jewhenija Kisiliuka nam „ustrzelili” w przyjęciu, ale pojawił się Aleks Berger i godnie go zastąpił. Bartosz Gomułka poczuł ból mięśni brzucha, ale jego zmiennik Damian Domagała stanął na wysokości zadania.

Lepsze jutro?

Zwycięstwo nad Barkomem Każany należało do obowiązków GieKSy, chcącej się utrzymać w PlusLidze. Zdecydowanie łatwiej to jednak napisać, niż wykonać na parkiecie.

– Mnie cieszy postawa kolegów i szczerze gratuluję statuetki MVP Aymenowi (Bouguerrze – przyp. red.) – stwierdził Mariański. – Solidną robotę wykonał Łukasz Usowicz, pewnie niewidoczny dla kibiców, ale wywierał presję na rywalu i skrzydłowym było nieco łatwiej atakować. Trener trochę szukał wyjściowego składu, ale chyba po tym meczu go znalazł. Mieliśmy kilka świetnych obron, a po nich wyprowadzaliśmy kontry, które kończył Aymen. Takimi akcjami wygra się mecze! Ciśnienie z nas zeszło, teraz jedziemy do Rzeszowa, nastawiamy się na walkę i może być różnie.

Mariański, siłą rzeczy, nie wspomniał o sobie, a grał na niezwykle wysokim poziomie: bronił oraz przyjmował (79 proc. skuteczności) i tylko raz się pomylił. - Eee tam, jestem facetem od czarnej roboty, ale cieszę się, że zostałem doceniony – na zakończenie zmrużył znacząco oko.

– Zagrywka, przyjęcie oraz blok (9:1 – przyp. red.) nam wielce pomogły w tym meczu – podkreślił trener Słaby. – Zmiennicy dołożyli jakości. To było zwycięstwo zespołu i z tego mam ogromną satysfakcję. Teraz zapewne nabierze on większej pewności siebie.

To tylko pierwsze zwycięstwo i tym sposobem studzimy euforię prezesa klubu, Krzysztofa Nowaka, który po meczu cieszył się, jakby siatkarze zdobyli medal. W stan uniesienia wszyscy się przeniesiemy, gdy GKS utrzyma się w PlusLidze!

Włodzimierz Sowiński