Futbol jest prosty, prawda?
Choć całe show skradł Piotr Ceglarz, warto wspomnieć, że asystę przy jego golu w derbach z Polonią zaliczył Shuma Nagamatsu. To pierwsza „liczba” Japończyka w Ruchu.
Shuma Nagamatsu zdaje się coraz lepiej odnajdywać w chorzowskich realiach. Fot. Marcin Bulanda/PressFocus
RUCH CHORZÓW
Piętnaście punktów w klasyfikacji kanadyjskiej za 10 goli i 5 asyst. Taki był bilans Shumy Nagamatsu w sezonie 2023/24, kiedy szalał w barwach beniaminka 1. ligi, Znicza Pruszków. Należał do grona tych, którzy się wybili i poszli dalej, jak m.in. Krystian Pomorski (Wisła Płock), Mateusz Grudziński (Miedź), Wiktor Nowak (Górnik Zabrze/Płock) czy trener Mariusz Misiura (Płock). Japończyk trafił do Korony Kielce, lecz w ekstraklasie mu nie wyszło. Wrócił szczebel niżej, a w Chorzowie wiele po nim oczekiwali, choć mieli świadomość, że będzie potrzebował trochę czasu, tym bardziej że w okresie przygotowawczym nadrabiał pewne zaległości. Trochę już jednak wody w Rawie upłynęło, więc wypadałoby zacząć dawać wymagane „konkrety”. Pierwszy już jest – asysta w meczu z Polonią Bytom.
Rywale walczyli bardziej
– Na pewno chcieliśmy zdobyć trzy punkty. Pierwsza połowa nie była dobra w naszym wykonaniu. Rywale grali dobrze, a my nie mogliśmy grać naszej piłki, choć wciąż było 0:0. Po przerwie zagraliśmy znacznie lepiej, strzeliliśmy gola, ale nie potrafiliśmy wybronić wyniku. Bramkę straciliśmy w samej końcówce, co na pewno jest bolesne, lecz musimy stawić temu czoło i w kolejnym spotkaniu zwyciężyć – powiedział w rozmowie ze „Sportem” Nagamatsu. Jak sam zaznaczył – a co mówili niemalże wszyscy zarówno po stronie chorzowskiej, jak i bytomskiej – po przerwie Ruch wyglądał zdecydowanie lepiej. Dlaczego? – Zmieniliśmy kilka rzeczy podczas analizy i przede wszystkim poruszyliśmy kwestie mentalne. Graliśmy u siebie. Musimy dominować przeciwnika, ale – to tylko moja opinia – rywal walczył mocniej od nas. My musimy zyskać przewagę nad drugą drużyną już od pierwszych minut i to był nasz problem. Poprawiliśmy to po przerwie i to nam się udało – ocenił ofensywny pomocnik, który ostatnio występuje też na skrzydle.
Derbowa atmosfera
Nagamatsu przybył do Polski w marcu 2020 roku z Łotwy i trafił do Świtu Szczecin. Po 1,5 roku przeniósł się do Znicza, potem była Korona, a teraz Ruch – a więc klub o wyraźnie największej społeczności kibicowskiej spośród wszystkich wymienionych. W żadnym innym polskim zespole do tej pory Japończyk nie mógł liczyć na ponad 20 tysięcy kibiców na meczu domowym. A przecież spotkania ze Śląskiem czy Wisłą Kraków dopiero przed Niebieskimi... – Było niesamowicie! – mówił nam po derbach. – Zawsze jestem pod wrażeniem, jak wielu kibiców przychodzi na stadion. Dają nam mnóstwo energii. Nas wszystkich i mnie osobiście to bardzo cieszy. Dzięki temu zawsze mam odpowiednią motywację, aby notować dobre występy, żeby ich uszczęśliwić – powiedział Nagamatsu, ale wyraźnie zaznaczył (w nawiązaniu do poprzednich klubów), że nie liczy się ilość, lecz jakość. – Najważniejsze dla mnie są emocje, to jak kibice kochają klub, a nie to, czy jest ich dużo, czy mało.
Tajemnicze kwestie mentalne
Nagamatsu to piłkarz z zewnątrz - i to bardzo dalekiego, bo z drugiego końca świata. Zapytaliśmy go więc o jego punkt widzenia w sprawie tego, co zmieniło się w Chorzowie po przyjściu trenera Waldemara Fornalika. – Kwestie mentalne i kilka elementów w taktyce. Najwięcej zmieniło się jednak w podejściu – ocenił krótko, ale trudno było mu odpowiedzieć, gdy poprosiliśmy o doprecyzowanie owych „kwestii mentalnych”. – Prawdę powiedziawszy... nie wiem! Nie potrafię tego wyjaśnić. Teraz idzie jednak dobrze, notujemy progres. Rozmawiamy też w zespole, co powinno być lepsze – dodał. Według tego, co wyćwierkały nam wróbelki, u trenera Fornalika nie ma zbędnych komplikacji i wiele rzeczy jest zwyczajnie prostszych niż za kadencji Dawida Szulczka. Czy faktycznie tak jest? Nagamatsu stwierdził tajemniczo: – Może tak. Czasami futbol jest prosty, prawda?
Wszędzie mu dobrze
Japończyk wydaje się bardzo pozytywną postacią, jest drugim Azjatą w historii Ruchu po Kazachu Aleksandrze Kuczmie, który grał przy Cichej 20 lat temu. To jednak dawne czasy i... zupełnie inna część największego kontynentu świata. – Myślę, że polska liga jest bardziej intensywna i energetyczna. W lidze japońskiej w większej mierze liczy się wytrzymałość. Jestem w Polsce 5,5 roku, musiałem się zaadaptować do tutejszych warunków. W kwestii życia? Najbardziej różni się jedzenie, ale mogę zamawiać online (śmiech). Zresztą już się przyzwyczaiłem. Teraz to żaden problem, bez stresu – powiedział Nagamatsu, dodając: – Z moją osobowością mogę zaadaptować się wszędzie. Miejsce nie ma znaczenia. Ważne jest to, jak gramy i że zespół mi ufa. To wpływa na pewność siebie, czuję zaufanie w drużynie – przyznał.
Zawsze jest coś do poprawy
Po kolejce w środku tygodnia teraz przed Ruchem pełny mikrocykl przed meczem ze Stalą w Mielcu, który odbędzie się w niedzielę o 14.30. Do dyspozycji trenera Fornalika może być już wtedy nowy napastnik Marko Kolar. A nad czym zdaniem Nagamatsu muszą pracować przez ten czas Niebiescy, aby pokonać spadkowicza? – W drugiej połowie derbów potrafiliśmy zdominować przeciwnika i musimy tak grać od początku, żeby rywale nie czuli się komfortowo. Potrzebujemy czegoś takiego jak ze Stalą Rzeszów. Tu nie chodzi tylko o taktykę, ale także o aspekty mentalne. Musimy się na tym skupić i dzięki temu będziemy osiągać lepsze wyniki. W każdym meczu są elementy, które można poprawić i ulepszyć – zaznaczył Shuma Nagamatsu.
Piotr Tubacki
30 LAT skończy w najbliższy piątek Nagamatsu. Dołączy tym samym do 11-osobowego obecnie grona piłkarzy Ruchu z trójką z przodu.
