Futbol chce wrócić do domu
Co turniej ta sama śpiewka i to samo rozczarowanie. Czy Anglicy wygrają swoje drugie mistrzostwa w historii?
Słynna przyśpiewka „football is coming home” napawa Anglików dumą co turniej. To w końcu oni – razem ze Szkotami – jako pierwsi pokazali światu współczesną odsłonę piłki nożnej. Ich trenerzy i zawodnicy przenieśli ją na kontynent, najpierw do miast takich jak Wiedeń, Praga czy Budapeszt, a potem także dalej i dalej. Do tego nawiązują słowa o powrocie do domu, z tym że w tym domu futbol... był tylko raz. Jedyne trofeum, jakie padło łupem „Synów Albionu”, to mundial w 1966, żywy w pamięci nawet tych Anglików, których rodziców nie było wtedy jeszcze na świecie. Nic dziwnego, że spora część Europy śmieje się z nich i po każdej porażce intonuje „football is coming home”. Wyspiarze są jednak niezmordowani w swojej wierze. Liczą, że po 58 latach w końcu pełną piersią będą mogli wykrzyczeć te słowa i nie będzie przy nich już żadnego „ale”.
Wahanie Garetha Southgate'a
To Euro nie było perfekcyjne z punktu widzenia Anglii. W jego trakcie wiele było narzekać na grę reprezentacji. Fani mieli jej po prostu dość. Z wielu meczów wychodzili przed końcowym gwizdkiem, machając tylko rękami na swoich piłkarzy, gdy z mikrofonami podchodzili do nich reporterzy z różnych krajów. Posada selekcjonera Garetha Southgate'a chwiała się jak akrobata na linie, ale teraz brytyjskie media donoszą o przełamaniu. Otóż działacze angielskiego ZPN-u (FA) chcą poprosić szkoleniowca, aby ten pozostał na swoim stanowisku niezależnie od wyniku jutrzejszego finału. Jego kontrakt wygasa z końcem grudnia i Football Association chciałby jego prolongaty.
Związek liczy, że Southgate poprowadzi zespół również na mistrzostwach świata w 2026 roku, tym bardziej że – pomijając aspekt stylu i wykorzystywania potencjału zawodników – pod jego wodzą „Synowie Albionu” dotarli do 2 z 3 finałów, jakie kiedykolwiek osiągnęli! Jeden przegrali po karnych, a co będzie z drugim – to się okaże. Prócz tego Southgate dotarł z zespołem do półfinału mundialu w 2018 roku, co było najlepszym osiągnięciem na mistrzostwach świata od 1990 roku (i trzecim dotarciem do 1/2 MŚ w ogóle). Jaką decyzję podejmie 53-latek, wciąż nie wiadomo. Jeszcze kilka dni temu jego odejście po Euro 2024 było całkiem prawdopodobne, szczególnie przy ogromnej krytyce opinii publicznej. Teraz pojawił się znak zapytania, jednakże jeśli ma dojść do zmiany na tym stanowisku, to na pewno szybciej niż na koniec roku.
Efekt destrukcyjny
Aktualnie jednak Southgate swoją przyszłość widzi na maksymalnie dwie doby w przód. Kończy się ona z pierwszym gwizdkiem wielkiego finału na Olympiastadion. Angielski selekcjoner już zapowiedział, że jego zespół musi zagrać perfekcyjnie taktycznie, a Hiszpanię określił faworytem. To sugeruje, że po raz kolejny możemy zobaczyć Wyspiarzy dość topornych i asekuracyjnych. Bo o ile ich ofensywa nie hulała na Euro tak, jak można było się spodziewać po jej zestawieniu personalnym, o tyle w tyłach wszystko wyglądało na ogół tak, jak należy. A w razie czego kilka razy drużynę uratował stojący między słupkami Jordan Pickford.
Brytyjczycy wraz z rozpoczęciem fazy pucharowej ME zmienili formację na 1-3-4-3 i nie inaczej powinno być w finale. Wyjściowa jedenastka też raczej nie ulegnie większym zmianom, choć pojawiły się trzy zagwozdki, nad którymi musi pochylić się Southgate. Dwie z nich to postacie, które dały Anglii finał – asystent Cole Palmer i strzelec Ollie Watkins. Wątpliwe jednak, aby ci zawodnicy zaczęli od początku, bo ich pozycja w zespole nie jest tak mocna, jak konkurentów w postaci Bellinghama, Fodena i Kane'a. Ten pierwszy już kilka razy uratował Anglię na tym turnieju. Ten drugi aż do półfinału czekał, aby się rozkręcić. Ten trzeci to z kolei kapitan i mentalny lider, choć także często krytykowany za grę na Euro. Przede wszystkim jednak wszyscy trzej to wielkie osobowości i gwiazdy, których posadzenie na ławce mogłoby wywołać efekt destrukcyjny.
Już strzelił w finale
Inaczej może być z obsadą lewego wahadła. Na tej pozycji (a wcześniej na lewej obronie w systemie z czterema defensorami) występował prawonożny Kieran Trippier. W ostatnich latach ta flanka należała jednak do Luke'a Shawa z Manchesteru United, z którego powołania Southgate także musiał się tłumaczyć. Nie zdecydował się zabrać kilku uznanych zawodników, ale wziął 29-latka, który był kontuzjowany. Selekcjoner wierzył jednak, że zdąży się wykurować i choć po raz pierwszy wszedł na boisku dopiero w końcówce meczu ze Szwajcarią, to z Holandią zmienił Trippiera już w przerwie. Shaw to jedyny nominalny gracz na tę pozycję w zespole, a doniesienia z Wysp sugerują, że może być gotowy na grę od pierwszej minuty. Na Euro 2020 był motorem napędowym Anglików. W finale już w 2 minucie dał im prowadzenie, a asystował mu wówczas... Kieran Trippier.
Piotr Tubacki
CZY WIESZ, ŻE...
Anglia na Euro 2024 ma zespół z najmniejszą liczbą reprezentantów występujących w klubach poza rodzimą ligą. Co ciekawe, to jej największe gwiazdy – Jude Bellingham z Realu Madryt oraz Harry Kane z Bayernu Monachium. Taki widok nie jest dziwny, bo angielska Premier League jest uznawana za najlepszą ligę świata, więc wygodni Wyspiarze nie mają potrzeby przenosin do Europy kontynentalnej (zresztą wiadomo, gdzie futbol ma swój „home”). Co do Hiszpanii, mniej graczy z lig zagranicznych mieli od niej – prócz Anglików – tylko Włosi (3), a tyle samo mieli Niemcy (7). Niewliczeni do tego są dwaj piłkarze, którzy zmienili kluby z datą 1 lipca, Joselu trafił do Kataru, a Nacho Fernandez jeszcze nie znalazł pracodawcy. Obaj występowali ostatnio w Realu Madryt.