Rafał Makowski z optymizmem wszedł w rok olimpijski. Fot. Dorota Dusik


Fundamenty porządku

Prezes Polskiego Związku Kolarskiego Rafał Makowski podsumował pierwszy rok swojej działalności.


Dokładnie rok temu prezesem PZKol został [Rafał Makowski], zastępując Grzegorza Botwinę, z którym 6 listopada 2021 roku przegrał w drugiej turze głosowania. Wychowanek Slavii Ruda Śląska, a następnie zawodnik Grupy Kolarskiej Gliwice, od razu zabrał się do pracy. Dziś przyszedł czas na podsumowanie pierwszych 12 miesięcy działalności.


Długa droga

- To był niezwykle intensywny rok - mówi prezes Makowski - pierwszy taki w moim życiu. Z mojej perspektywy bardzo owocny, a z punktu widzenia polskiego kolarstwa oczyszczający. Udało się bowiem zrobić porządek, a raczej rozpocząć porządkowanie PZKol. Ruszyła reforma tej organizacji, a mam na myśli nowe podejście do podstawowych spraw, takich jak administracja i finanse. Myślimy z wyprzedzeniem, planujemy i rozliczamy, co według mnie jest fundamentem porządku. Udało się zawrzeć 5 umów o współpracy z partnerami technicznymi. Naszymi sponsorami zostały InPost, Intercity i JSW SA, a nasze social media zaczęły „żyć”. Jesteśmy na finiszu sprawozdania finansowego za rok 2017, kluczowego i najtrudniejszego, którego wyprostowanie pozwoli wyjść na prostą. Droga jest jednak długa i wyboista, ale już widać napis „meta”.


Nie ma pełnej jedności

W 2023 roku nie było więc skandali, przepychanek czy szukania „haków” tylko rzeczowa praca nad dokumentacją. - Moje marzenia na 2024 zawierają się w słowach: zdrowie i jedność środowiska - dodaje Rafał Makowski. - Pierwsze potrzebne jest do tego, żeby wykrzesać chęci do dalszej działalności, a drugie sprawi, że zniknie wiele kłód rzucanych nam pod nogi. W sytuacji, jaką od kilku lat mamy w naszym środowisku, są osoby, którym całkiem dobrze się wiedzie, bo w wielu sprawach decydują osobiste interesy. Nie wszystkim zależy więc na tym, żeby odbudować PZKol. Dlatego nie ma pełnej jedności i obawiam się, że nigdy jej nie będzie. Co jakiś czas pojawiać się będą paszkwile na temat związku, bo największym problemem polskiego kolarstwa jest mentalność. Nie sprawa toru, nie brak kolarzy, nie kłopoty finansowe. Niestety, pokutuje wyniesiona ze „starych czasów” mentalność pracy w państwowym zakładzie. Tempo pracy w prywatnym i państwowym zakładzie to dwa różne poziomy dotyczące wydajności, normy i odpowiedzialności za pieniądze. Dziś nie ma miejsca na to, żeby było „jakoś”. Nie chodzi o to, żeby zmuszać kogoś do pracy na 110% normy, bo to prowadzi do wypalenia. Jako „prywaciarz” stosuję zasadę 70%. Jeżeli coś jest dobre w 70%, to znaczy, że jest solidne, a ktoś kto działa na 70% jest rzetelny i ma rezerwy. Dzięki nim, gdy zdarzy się, że nagle trzeba coś zrobić szybciej i więcej, to jest w stanie spiąć pośladki i podołać wyzwaniu. W PZKol tak to nie funkcjonowało. Przekonałem się o tym, gdy jako prezes założyłem dres i wywaliłem z szaf setki segregatorów z różnych lat, z różnymi dokumentami, bo okazało się na przykład, że brakowało dokumentacji budowy toru. Biegły, który chciał się przyjrzeć naszemu sprawozdaniu, poprosił o dokumenty, a nikt nie wiedział gdzie one są. Okazało się, że zostały upchnięte w trzech różnych szafach, u trzech innych osób. Trzeba więc było z tej sterty wszystko pozbierać, skompletować, ponumerować i wysłać do biura. Powiedziałem pracownikom biura gdzie, kto i co ma mieć, żebyśmy mieli porządek w dokumentach. I to się udało zrobić. Jako informatykowi dosyć łatwo było mi wprowadzić narzędzia informatyczne, które usprawniły pracę, by każdy pracownik miał dostęp z komórki do wiadomości skatalogowanych elektronicznie. Nawet gdy go nie ma w biurze, jest w stanie odpowiedzieć na moje pytanie. To są na pewno plusy. Trochę na tym cierpi moja rodzina, bo mam dla niej mało czasu. Po mojej pracy, czyli 8 godzinach spędzonych przed komputerem, zajmuję się kolarstwem, ale taki jest mój koszt reformy związku.


Pewniaków brak

Dokumentacja i porządek w papierach to jedna strona medalu. Kibiców jednak bardziej interesuje ta druga, a raczej najbardziej widoczna, czyli wyniki sportowe. - Sportowo na pewno miniony rok był słabszy niż poprzedni - uważa szef PZKol. - Tak w sporcie bywa, że wyniki nie są prostą pochodną włożonego wysiłku, bo składa się na to kilka innych aspektów. Nasi reprezentanci zdobyli 4 medale torowych mistrzostw Europy - srebrny i brązowy Daria Pikulik, a srebrne Mateusz Rudyk i Patryk Rajkowski, natomiast na mistrzostwach świata zajęli dwa 4. miejsca - siostry Pikulik oraz Mateusz Rudyk. Ponadto Katarzyna Niewiadoma została mistrzynią świata w gravelu. To są niezwykle istotne osiągnięcia w skali światowej. Nie powiem jednak, że dzięki nim z optymizmem wszedłem w rok olimpijski, bo jestem realistą. Oczywiście, myślimy o medalowych szansach na igrzyskach w Paryżu, ale nie mamy pewniaków. Jeżeli chodzi o szosę, mamy trzy zawodniczki, które możemy wystawić do wyścigu ze startu wspólnego, dwie zawodniczki do jazdy indywidualnej na czas i tylko jednego kolarza do wyścigu ze startu wspólnego. Ponadto kwalifikacje MTB są w trakcie i zakładamy, że w Paryżu wystartuje jedna kobieta i jeden mężczyzna, a w przypadku torowców, którzy także jeszcze walczą o nominacje olimpijskie, wszystko zależy od tego czy zakwalifikujemy drużynę. To zadecyduje o tym, w ilu konkurencjach wystąpimy. Obiecałem trenerom, że nie będę wywierał presji i podawał nazwisk tych, na których liczymy, ale kibice kolarstwa doskonale wiedzą, o kogo chodzi.


Odbudowanie zaufania

Kibice wiedzą też, że największy problem pojawia się w momencie przejścia z kategorii juniora do orlika, bo w tym okresie urywa się finansowanie dla zawodników. - Statystyki są niestety bardzo słabe - potwierdza Rafał Makowski. - Mnóstwo kolarzy z kategorii junior czy kolarek z kategorii juniorka rezygnuje z dalszego uprawiania dyscypliny, ale... ja się im nie dziwię. Mieliśmy dotychczas dwie ekipy Dywizji 3, czyli HRE Mazowsze Serce Polski i Voster ATS Team, do których dołącza trzecia, oraz jedną ekipę Pro w kobietach, Mat Atom Deweloper Wrocław. To nadal jest mało, jak na 40-milionowy kraj. Jako związek walczymy o odbudowanie zaufania i chcemy pokazać, że można i warto inwestować w naszą dyscyplinę. Mamy nadzieję, że nasze działania przyciągną kolejnych sponsorów, by powstawały następne grupy. Tylko stwarzając możliwość uprawiania kolarstwa, na takim poziomie, który po wieku juniora zapewni możliwość zarabiania, możemy coś osiągnąć. To sprawi, że spróbują potraktować kolarstwo jako zawód, a nie hobby i będą się ścigać w wyścigach dla amatorów. Musimy im dać szansę rozwoju talentu. Innej drogi nie ma. Mamy sytuację, w której utalentowany młodzieżowiec, nie mając środków na utrzymanie siebie i rodziny rezygnuje ze sportu. Dopiero danie mu możliwości zarabiania, nie mówię o kokosach, ale o kwotach, które pozwolą mu samodzielnie funkcjonować, sprawi, że będzie mógł myśleć o przyszłości. Jeżeli będzie mógł wiązać ją z kolarstwem, to przyjdą wyniki.


Największe wyzwanie

Między innymi na ten temat prezes PZKol chce porozmawiać z nowym ministrem sportu. - W 2024 rok weszliśmy po zmianach politycznych, ale z poszczególnymi departamentami komunikujemy się na bieżąco i ta współpraca stoi na bardzo dobrym poziomie - zapewnia prezes Makowski. - W pierwszych dniach funkcjonowania ministra Sławomira Nitrasa nawet nie śmiałem prosić o spotkanie. Czekam na odpowiedni moment, żeby zapoznać go z naszymi sprawami i szukam w środowisku ludzi, którzy w takiej rozmowie ułatwiliby mi przedstawienie naszych zamierzeń. Poza tym koncentrujemy się na tym, z czym musimy się uporać w codziennej działalności, a na pierwszy plan wysuwa się restrukturyzacja długów. To wyzwanie, które otworzy nam drogę do usamodzielnienia się w roku 2025. To nie jest równoznaczne z pełnym oddłużeniem, ale da możliwość formalnego wejścia na ścieżkę pełnej kontroli finansów. Porównując poprzednie 4 lata z rokiem 2023, możemy wreszcie z optymizmem mówić o sponsorach, partnerach technicznych, uporządkowaniu biura, zaksięgowaniu sprawozdania z 2017 roku, a to są realne kroki, które wykonaliśmy. Je widać, ale rozumiem, że oczekiwanie środowiska jest olbrzymie i z każdym rokiem ta presja wzrasta, a ludzie są coraz mniej cierpliwi. Ja jednak - patrząc na skok jakościowy, jaki w porównaniu do poprzednich lat przez te 12 miesięcy wykonaliśmy - mogę powiedzieć, że to był bardzo dobry rok i na kolejne lata patrzę z optymizmem. Jednocześnie szukam przyjaciół kolarstwa i każdego, kto ma jakiś pomysł zapraszam do kontaktu, bo jestem otwarty na sugestie i podpowiedzi.

Jerzy Dusik