Sport

Fruwały laski i kapelusze

Chelsea po raz pierwszy zagrała w Polsce w 1936 roku. W czasie tournée po Europie gola strzeliła jej tylko krakowska Wisła.

Antoni Łyko strzela gola z rzutu karnego. Fot. Historia Wisły/Raz, Dwa, Trzy

Holandia, Szwecja, Polska, Niemcy – w tych krajach trzy tygodnie maja 1936 roku spędził zawodowy zespół piłkarski z Londynu, rozgrywając towarzyskie spotkania. 23 maja bez większych problemów w Warszawie pokonał naszą reprezentację 2:0, a dzień później w Krakowie sensacyjnie uległ Wiśle, która ściągnęła futbolową markę z okazji swojego jubileuszu 30-lecia.

Spotkanie z „Białą Gwiazdą” zostało potwierdzone w kwietniu, w czasie wizyty w Londynie działacza Adama Obrubańskiego. Zdzisław Skupień, prezes Stowarzyszenia Historia Wisły, pięć lat temu korespondował z wnukiem jednego z zawodników Chelsea, Harry'ego Burgessa, zbierając kolejne informacje o jednym z najważniejszych spotkań w historii krakowskiego klubu. Andrew Burgess zobaczył na platformie YouTube film o meczu i nawiązał kontakt z wiślakami. Przekazał im m.in. program tournée, zawierający szczegółowy plan podróży po czterech krajach – włącznie z rozkładem pociągów i nazwami hoteli. Dzięki temu wiemy, że do Europy wyspiarze wybrali się w 19-osobowej delegacji, z 15 zawodnikami, trenerem i trzema działaczami. W Warszawie nocowali w Hotelu Polonia Palace, a w Krakowie w Grand Hotelu.

Kibice na drzewach

Spotkanie na stadionie Wisły (znajdował się w innym miejscu niż obecnie, kilkaset metrów bliżej centrum miasta) budziło emocje wiele tygodni wcześniej. W Polsce grali amatorzy (Wisła wtedy nie miała trenera), tymczasem zawodnicy Chelsea byli ubezpieczeni na kwotę 40 tys. funtów. „Kuryer Sportowy” pisał, że pod Wawel przyjeżdża „drużyna fenomenów i żonglerów piłkarskich”, transmisję z zawodów przeprowadziło Polskie Radio. Byli nimi zainteresowani nie tylko krakowianie; ze Śląska do Krakowa organizowane były przejazdy pociągów specjalnych. Oficjalna frekwencja wynosiła 10 tys. osób, ale mówi się, że widzów było nawet 15 tys. Kombinatorzy próbowali zarobić sprzedając fałszywe bilety. Kto nie zapewnił sobie miejsca na trybunie głównej lub wale ziemnym, musiał sobie poradzić inaczej. Co sprawniejsi wisieli na drzewach, by choć przez chwilę zobaczyć biegających za piłką zawodników.

Splunął na sędziego

Wiślacy zaczęli mocno przestraszeni. Wiedzieli, że Chelsea w czasie tournée jeszcze nie straciła gola, a 11 dni wcześniej rozbiła mistrza Szwecji, AIK Sztokholm, aż 6:0. Gospodarze grali w ustawieniu 2-3-5, a goście w mało znanym w Polsce W-M (3-2-5). Krakowianie odpierali ataki, świetnie bronił Edward Madejski, i coraz śmielej poczynali sobie w ofensywie. Media pisały, że „legenda o fair play Anglików została rozwiana”, ponieważ mnożyły się ich faule. Tuż przed przerwą obrońca Chelsea dotknął piłkę ręką w polu karnym. Po krótkim rozbiegu gola strzelił Antoni Łyko. Bramkarz Vic Woodley, uznawany za jeden z największych talentów w Anglii, nie dał rady. Publiczność żywiołowo zareagowała na prowadzenie: w powietrzu fruwały laski i kapelusze. Od 73 min goście grali w dziesięciu. Poirytowany Harold Miller splunął w stronę sędziego z Krakowa i został usunięty z boiska. Protestował, posłuchał dopiero swojego trenera.

„Najcenniejszy wynik polskiego piłkarstwa”

– Polacy mają dobrych piłkarzy, ale nie znają angielskich zasad gry. Moim zdaniem nieporozumienie w ocenie naszej gry przez widzów wynika z fizycznego zaangażowania zawodników. Widzowie nie rozumieją poprawności tego systemu. W Anglii ostre wejścia nie są traktowane jako niezgodne z przepisami – mówił na łamach niemieckiej gazety Freie Presse Albert Leslie Knighton, menedżer Chelsea.

Ilustrowany Kuryer Codzienny” relację z meczu zatytułował „Najcenniejszy wynik polskiego piłkarstwa. Anglicy zaprosili Wisłę do Londynu na rewanż, ale z gry w listopadzie nic nie wyszło. Pomysł ponownej rywalizacji z Chelsea wrócił przed jubileuszem 100-lecia. W 2006 roku do Krakowa ostatecznie przyjechała Sewilla i też przegrała 0:1.

Michał Knura