Francuz na pomoc?
MKS Dąbrowa Górnicza przegrywa mecz za meczem i desperacko szuka nowego trenera.
Nastroje w Dąbrowie Gorniczej coraz gorsze. Dziwić się nie sposób... Fot. Piotr Kieplin/PressFocus
◼ MKS przegrał dwunasty raz z rzędu. Nie dał rady beniaminkowi w Wałbrzychu. Dni klubu z Dąbrowy Górniczej w ekstraklasie wydają się policzone, bo strata do kolejnych drużyn wynosi trzy punkty (trzy wygrane). Odrobić taką stratę w 13 kolejkach to zadanie na granicy cudu. Władze klubu z Dąbrowy Górniczej wciąż szukają śmiałka, który podjąłby się takiego zadania. Po zwolnieniu Borisa Balibrei na stanowisku głównego trenera pozostaje wakat. Niedawno serwis “Z Krainy NBA” informował, że cztery kolejne osoby (w tym trzech obcokrajowców) odmówiło. Teraz nieoficjalnie mówi się, że trenerem zostanie Francuz Jean-Denys Choulet, który w CV ma dwa tytuły mistrza kraju z zespołami mniej znanymi (Roanne, 2007 i Chalon w roku 2017). Nie bardzo widać jednak sens pilnego zatrudniania szkoleniowca, który nie miałby czasu na sprowadzenie nowych graczy czy wprowadzanie własnej filozofii.
◼ Nie było niespodzianki w Gliwicach. Wicemistrz Polski okazał się lepszy od GTK, które przegrało piąty mecz z rzędu. Kibice z Gliwic (na trybunach PreZero Arena było ich blisko tysiąc) wciąż czekają na pierwsze zwycięstwo swoich pupili w tym roku. - Fragmentami pokazaliśmy nasz charakter, brakło jednak rzutów za trzy punkty. Z naszym składem osobowym, mając tylu superstrzelców, trafiliśmy tylko cztery trójki! Przy takiej skuteczności z dystansu na pewno ciężko wygrać mecz. Dalsze słowa są zbędne - komentował Michał Jodłowski, skrzydłowy GTK. Gospodarze mieli aż 17 strat, trafili ledwie 4 trójki na 21 prób. - Graliśmy zbyt miękko w obronie. Nie da się z takim rywalem w ten sposób grać i myśleć o wygranej - dodał trener Paweł Turkiewicz.
Goście mieli problemy kadrowe. Do składu dołączono 15-letniego Antoniego Majcherka (syn drugiego trenera) z zespołu rezerw.
- Im dalej w las, tym było lepiej - mówił po spotkaniu Mateusz Kostrzewski, który był najskuteczniejszym graczem Kinga. - Trzymaliśmy w tym meczu rękę na pulsie. Przewaga stopniowo rosła. Każdy z nas dołożył cegiełkę do zwycięstwa i każdy powinien być zadowolony.
◼ Rollercoaster w Warszawie. Dziki prowadziły już 13 punktami z Anwilem, ale 2 sekundy przed końcem to goście mieli już 3 „oczka” zaliczki. To nie koniec, bo w ostatniej sekundzie na dogrywkę trafił Janari Joesaar! w dogrywce wyższość liderów nie podlegała dyskusji. Jednym z bohaterów spotkania był Kamil Łączyński. Weteran zagrał w swoim rodzinnym mieście. - Bardzo dobrze mi się tu gra. Wielu znajomych na trybunach, cała praktycznie rodzina przyjechała. Chciałem się dobrze pokazać - komentował Łączyński, który w niedzielę zaliczył 16 punktów oraz 8 asyst. Zawodnik ten rozgrywa znakomity sezon. - Każdy trener ma swój system. Trener Selcuk chce ode mnie rzutów, bo wie, co mogę dać zespołowi,jeśli chodzi o asysty. On wręcz pcha mnie do oddawania rzutów. Była nawet taka sytuacja, że podałem do Krzysia Sulimy i schodziliśmy na time out, a trener mówi do mnie: "Świetne podanie, ale ja bym rzucał". Szkoleniowiec wierzy we mnie, a jak jest osoba i to właśnie trener, który cały czas do ucha mówi ci dobre słowo, to twoja psychika pracuje właściwie. Moje ostatnie mecze i gra zespołowa to ogromna zasługa psychologicznego podejścia trenera - przyznał po spotkaniu.
◼ Anwil jest liderem, ale przed decydującą częścią sezonu wzmacnia skład. We Włocławku niespodziewanie postawiono na obwodowego P.J. Pipesa. Amerykanin rozpoczął sezon w tureckim Bursasporze, a w ubiegłym sezonie występował w Legii Warszawa, ale zrezygnowano z niego w połowie rozgrywek. - PJ ma świetną osobowość i na pewno dołoży sporo pozytywów do chemii naszego zespołu. Biorąc pod uwagę jego fizyczność i wachlarz umiejętności, bardzo pomoże nam wygrywać kolejne spotkania - tłumaczy trener Ernak.
(bb)