Tak wczoraj cieszyli się Francuzi... Fot. PAP/EPA


Francuskie numery

W ciągu dwóch dni szczypiorniści znad Sekwany rozegrali dwa fantastyczne mecze, pokonując rywali w dogrywkach i po raz czwarty zostali najlepszą drużyną Starego Kontynentu.

 

Od wczoraj na ustach wszystkich fanów handballu są Francuzi, którzy w piątek w niezwykłych okolicznościach doprowadzili do dogrywki w półfinale ze Szwecją - Elohim Prandi kosmicznym uderzeniem pod poprzeczkę z rzutu wolnego (!) wyrównał Elohim Prandi, a wczoraj bohaterem został Ludovic Fabregas, wyrównując w ostatniej chwili finałowego meczu z Danią. W dodatkowych 10 minutach obu spotkań Trójkolorowi nie dali sobie wydrzeć zwycięstw, udowadniając, że nie ma na nich mocnych.

 

Powrót po latach

Poprzednie cztery finały Euro zostały rozegrane bez udziału Francji i Danii. Najlepsze drużyny ostatniego turnieju olimpijskiego z Tokio w meczu o złoty medal zaprezentowały piłkę ręczną na najwyższym poziomie. Trener mistrzów świata Duńczyków, Nikolaj Jakonsen, totalnie zaskoczył i do wyjściowego składu desygnował bramkarza Emila Nielsena (MVP meczu), zamiast Niklasa Landina. Jak się okazało, była to doskonała decyzja, gdyż 26-letni gracz Barcelony zrewanżował się serią udanych interwencji. Najgorzej radził sobie z rzutami skrzydłowego Industrii Kielce, Dylana Nahiego. Tablica w wypełnionej po brzegi Lanxess Areny w Kolonii najczęściej wskazywała remis lub nieznaczne prowadzenie jednej z drużyn. Na drugą połowę w drużynie Trójkolorowych na moment pojawił się multimedalista najważniejszych imprez, blisko 40-letni Nikola Karabatić. W końcówce tej części gry na parkiecie kibice zobaczyli drugiego z duńskich bramkarzy Landina. Skandynawowie zaczęli stosować wariant siedmiu na sześciu i grę na dwa koła. Piłkę do obrotowych miał rozdzielać Mikkel Hansen. Tymczasem bombardier z Helsingoru sam posyłał piłkę z zawrotną prędkością (ponad 120 km/h) do siatki i był bezbłędny z rzutów karnych. Duńczykom zwycięstwo uciekło dosłownie w ostatniej chwili. Do remisu 27:27 i dogrywki doprowadził z koła Ludovic Fabregas. Zmagania mocarzy światowego handballu dalej trzymały kibiców pod wysokim napięciem. Co prawda pierwszego gola za sprawą Mathiasa Gidsela zdobyli Duńczycy, ale potem częściej trafiali rywale. Przebudził się Dika Mem, który wcześniej nie potrafił pokonać duńskich bramkarzy. Mistrzowie olimpijscy szansy na 4. tytuł najlepszej drużyny Starego Kontynentu nie dali już sobie odebrać. Poprzednio triumfowali w latach 2006, 2010 i 2014, a okazja do rewanżu nadarzy się latem podczas igrzysk w Paryżu.

 

Podwójna stawka

Zanim rozpoczął się mecz o tytuł, na parkiet wybiegli przegrani półfinałów, a stawką ich starcia był nie tylko brązowy medal, ale również bezpośredni awans do turnieju olimpijskiego; poza tym oba zespoły starały się także uniknąć trzeciej z rzędu porażki w imprezie. Broniący tytułu Szwedzi starali się wyrzucić z głów okoliczności porażki z Francuzami (złożyli protest, że bramka Prandiego dająca dogrywkę została zdobyta nieprawidłowo, ale nie został on uwzględniony przez władze EHF). Przed meczem nagrodę dla najlepszego bramkarza odebrał Andreas Wolff, ale w trakcie gry znacznie lepiej spisywał się Andreas Palicka. W pierwszej połowie Szwed odbił 13 piłek, w drugiej dołożył 6 interwencji i mecz zakończył z 44-procentową skutecznością, co miało wpływ na wynik; Wolff miał 9 obron i 24%. Wysoka przewaga do przerwy pozwalała Szwedom kontrolować spotkanie, ale... do czasu. Niemcy bowiem nie rezygnowali i 54 minucie Renars Uscins zdobył kontaktowego gola. Powrót między słupki Palicki przywrócił jednak spokój w szeregi Skandynawów, którzy w meczu o 3. miejsce zagrali po raz drugi (ostatni raz w 1996 roku), ale po raz pierwszy sięgnęli po brąz ME. W swojej kolekcji mieli dotąd 5 złotych i srebrny krążek.

 

O 3. MIEJSCE

Szwecja - Niemcy 34:31 (18:12)

SZWECJA: Palicka, Thulin - Karlsson 7, Lagergren 3, Gottfridsson 3, Darj 1, Carlsbogard 3, Pellas 1/1, Claar 8, Sandell 2, Johansson, Nilsson 1, Pettersson, Wanne 3/2, Bergendahl 2, Wallinius. Kary: 6 minut. Trener Glen SOLBERG.

NIEMCY: Wolff, Spath - Steinert 2, Uscins 8, Koster 3, Golla 4, Weber 2, Dahmke, Mertens 4, Heymann, Knorr 3, Hafner 1, Kastening 2/1, Kohlbacher 2, Lichtlein, Fischer. Kary: 0 minut. Trener Alfred GISLASON.

Sędziowali: Ivan Pavicević i Milosz Raznatović (Czarnogóra). Widzów 19750.

Przebieg meczu:

5 min - 2:2,

10 min - 6:4,

15 min - 9:6,

20 min - 11:7,

25 min - 16:10,

30 min - 18:12,

35 min - 20:13,

40 min - 22:17,

45 min - 25:21,

50 min - 29:25,

55 min - 31:29,

60 min - 34:31.

 

FINAŁ

Francja - Dania 33:31 (14:14, 27:27, 29:29)

FRANCJA: Bellahcene, Desbonnet - Descat 2/2, Mem 2, Remili 5, Lenne 4, Fabregas 8, Prandi 4, Nahi 4, Mahe 3/2, Kounkoud, Tournat 1, N. Karabatić, L. Karabatić, N'guessan, Konan. Kary: 8 minut. Trener Guillaume GILLE.

DANIA: Nielsen, N. Landin - Jakobsen 2, Pytlick 5, Hansen 9/6, Gidsel 8, S. Jensen, Kirkelokke 3, M. Landin 1, Lauge Schmidt, M. Jensen 2, Lindberg, Mollgaard, Mensah Larsen, Joergensen, Damgaard 1. Kary: 6 minut. Trener Nikolaj JACOBSEN.

Sędziowali: Ignacio Garcia i Andreu Marin (Hiszpania). Widzów 19750.

Przebieg meczu:

min - 2:2,

10 min - 4:4,

15 min - 6:8,

20 min - 7:9,

25 min - 10:10,

30 min - 14:14,

35 min - 14:17,

40 min - 16:17,

45 min - 18:19,

50 min - 21:22,

55 min - 25:24,

60 min - 27:27,

65 min - 28:29,

70 min - 33:31.


Marek Hajkowski, PAP

 

Czekamy na rywala

Słowacja lub Izrael będzie rywalem biało-czerwonych w kwalifikacjach MŚ 2025. Polacy, dzięki 16. miejscu na ME, w losowaniu byli rozstawieni. Oznaczało to, że ich eliminacyjnym przeciwnikiem mogła zostać jedna z drużyn z pozycji 18-24 lub z pozostałych czterech, które pomyślnie przeszły pierwszą fazę kwalifikacyjną. Padło na ten drugi wariant, a przeciwnika poznają w połowie marca. Z kolei mecze eliminacyjne odbędą się między 8 a 12 maja.