Radość katowiczan była olbrzymia, ale to jeszcze nie koniec... Fot. PAP/Jarek Praszkiewicz


Formacje specjalne

Sam Marklund został bohaterem piątego meczu finałowego i miejscowi kibice już układają przyśpiewki na jego cześć!

 

Trzecie z rzędu spotkanie o mistrzostwo kraju pomiędzy GKS-em Katowice i Re-Plastem Unią Oświęcim rozstrzygnęło się w dodatkowym czasie. Tym razem o wszystkim decydowały formacje specjalne, bowiem gole były zdobywane w liczebnej przewadze. Jedni i drudzy w swojej grze byli niezwykle skrupulatni i stąd też nie udało się zaskoczyć rywali w kompletnych składach. W piątek w Oświęcimiu zanosi się na nocny spektakl!


Obaj trenerzy postanowili nie „majstrować” przy składach i Krystian Dziubiński od poprzedniego meczu w Oświęcimiu występuje w czwartej formacji. Jedni i drudzy zaczęli zachowawczo, bo nadrzędnym celem było nie stracić gola. Optyczną przewagę posiadali gospodarze i oni też stworzyli więcej klarownych sytuacji pod bramką Linusa Lundina. W 31 sek. do boksu kar powędrował za przeszkadzanie Miro Lehtimaeki, ale goście grali dość niemrawo i GieKSa bez większego trudu się obroniła. W 15 min za podobne przewinienie na ławie kar znalazł się Carl Ackered i formacja specjalna złożona z obcokrajowców zdołała pokonać Lundina. Akcję sfinalizował Joona Monto, który zdołał przepchnąć krążek, bo Lundin go nie zamroził. Wcześniej i później gospodarze mieli świetne okazje. Dwa razy dwaj Mateusze: Bepierszcz oraz Michalski (4 i 18 min) byli bliscy wpisania się na listę strzelców. Zabrakło niewiele i gospodarze mieliby większy komfort przed kolejnymi odsłonami. Gwoli sprawiedliwości trzeba przyznać, że goście mieli okazję do zmiany rezultatu, Elliot Lorraine i Erik Ahopleto groźnie strzelali, lecz Johna Murray był na miejscu. Niezła tercja ze wskazaniem na gospodarzy.


Druga odsłona toczyła pod zdecydowane dyktando gości. To oni nadawali tempo akcjom, strzelali niemal z każdej pozycji. Murray dwoił się i troił między słupkami, ale zachował czyste konto. To jemu gospodarze zawdzięczają, że nic nie wpadło do bramki. Hokeiści GKS-u od pierwszego gwizdka dali się zepchnąć do obrony i długo nie potrafili wyjść ze składną akcją. Grali zachowawczo i tylko czyhali na szybkie kontry. Jan Sołtys (29 min) i Dziubiński (30) mieli wyborne sytuacje, by doprowadzić do remisu, ale Amerykanin z podwójnym paszportem był twardy jak skała. Z drugiej strony Olli Iisakka i ponownie Bepierszcz stanęli przed szansą, ale trafiali w Lundina. Zaledwie na 14 sek. przed końcem tej odsłony Santeri Koponen w tercji rywala otrzymał bezsensowną karę za trzymanie. Odnieśliśmy wrażenie, że miejscowi zaczęli odczuwać trudy nie tylko tego boju, ale również poprzednich.


Trzecia tercja przeszła nasze najśmielsze oczekiwania. Rozpoczęła się od osłabienia przez 1:46 min Koponena, ale GieKSiarze wyszli z tej opresji bez szwanku. A potem gospodarze byli w trudnej sytuacji, bo otrzymali dwie kary z rzędu. Najpierw odpoczywał Michalski, a gdy w boksie kar znalazł się Sam Marklund, goście doprowadzili do remisu. Murray spisywał się rewelacyjnie, ale został zaskoczony przez Dziubińskiego. Goście mieli przewagę, ale gdy w boksie kar przebywał Andrij Denyskin, Aleksi Varttinen po raz kolejny zdobył gola w przewadze. Na tym nie koniec emocji, bowiem Iisakka zahaczał rywala i znalazł się na ławie kar. Przebywał krótko, bo Mark Kaleinikovas w swoim stylu zdobył ważnego gola i doprowadził, jak się później okazało, do kolejnej dogrywki. A w niej obie drużyny grały z niebywałą ostrożnością, ale inicjatywa należała do gospodarzy. W 65 min najpierw Koponen stanął przed szansą, a chwilę potem Olsson, ale Lundin nie dał się zaskoczyć (potem został uznany za najlepszego zawodnika Unii). W końcu niezwykle pracowity w tym spotkaniu, a zwłaszcza w dodatkowym czasie Marklund znalazł sposób na pokonanie swojego rodaka. Pewnie niebawem obaj Szwedzi będę siedzieli przy piwie i rozpamiętywali tę sytuację.


Teraz w znacznie lepszej sytuacji znaleźli się obrońcy tytułu mistrzowskiego, ale trzeba wygrać w piątek w Oświęcimiu (początek 20.30). Zdecydowanie łatwiej te słowa się pisze niż wprowadza w czyn. Ano zobaczymy...


Włodzimierz Sowiński       

 

GKS Katowice - Re-Plast Unia 3:2 (1:0, 0:0, 1:2, 1:0) po dogrywce 

1:0 - Monto - Iisakka (16:08, w przewadze), 1:1 - Dziubiński - Sadłocha (46:36, w przewadze), 2:1 - Varttinen - Koponen - Olsson (53:13), 2:2 - Kaleinikovas - Lorraine - Ackered (55:33, w przewadze), 3:2 - Marklund - Delmas - Olsson (78:17).

Sędziowali: Przemysław Gabryszak i Krzysztof Kozłowski - Maciej Byczkowski i Michał Żak. Widzów 1400.

GKS: Murray; Delmas - Kruczek, Koponen (2) - Varttinen, Cook - Wanacki, Maciaś; Bepierszcz - Pasiut - Fraszko, Lehtimaeki (2) - Monto (2) - Iisakka (2), Marklund (2) - Michalski (2) - Olsson, Kowalczuk - Smal - Hitosato. Trener Jacek PŁACHTA.  

UNIA: Lundin; Diukow - Jakobsons (2), Uimonen - K. Valtola, Ackered (6) - Bezuszka, M. Noworyta; Deynksin (2) - Sadłocha - Kaleinikowas, Karjalainen - Heikkinen - Ahopelto, Lorraine - Krzemień - S. Kowalówka, Sołtys - Dziubiński - Wanat. Trener Nik ZUPANCIĆ. 

Kary: GKS - 12 min, Unia - 10 min.

Stan rywalizacji 3-2

 

6

SEKUND

brakowało do wyjścia Denyskina z boksu kar, gdy gospodarze znów objęli prowadzenie.

 

27

SEKUND

przebywał w boksie kar Iisakka, gdy goście znów wyrównali.

 

30

SEKUND

było do końca kary Ackereda, gdy gospodarze objęli prowadzenie.

 

52

SEKUNDY

brakowały do końca kary Marklunda, gdy Unia doprowadziła do remisu 1:1.